[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz napięta, błyszcząca iposzarzała, przybrała barwę aluminium.Tylko wielkie, wilgotne, sarnie zrenice pozostałytakie same, ale teraz zdawały się wypełnione czarną rtęcią.Boże, to ta zaraza, zrozumiał Troy.Mała umiera na tę samą chorobę, która ścięła jejopiekunów.Widocznie inkubacja trwa kilkanaście dni.Jezu, już po mnie.Trudno.Pieprzyć.Teraz przede wszystkim trzeba pomóc temu nieszczęsnemu dziecku.Potem sobie spokojnieumrzesz, Troyden.Przyklęknął, spróbował delikatnie unieść dziewczynce głowę.- Już dobrze.Jestem.Chcesz pić? Podać ci wody?- Nie, nie! - krzyknęła słabo i skrzywiła się boleśnie.Wodowstręt, pomyślał.Może to tutejszy rodzaj wścieklizny? Do diabła, gdybym miałchociaż morfinę.- Trzymaj się.Zaniosę cię do obozu.Jest na to jakiś lek? Zioła? Uzdrowiciel zdoła cipomóc? Zielarz? Inny szarlatan? Jezu, na moje oko potrzebujesz raczej księdza.Boże, co japieprzę! Przepraszam.Viana, słyszysz mnie? Jak mam ci pomóc? W jaki sposób mogę cięuratować? Skup się, mała.To bardzo ważne.Co na to działa?- Nie wiem, nie wiem - mamrotała z trudem.- To Lud Bez Słońca.Oni to zrobili.Zabilimoją ciotkę.A mnie otruli.Za to, że widzę bez wzroku.Zabrali mi duszę.Nadeszlipodstępnie Czarną Drogą.Sztuka Czarnej Drogi zabija! Chcieli mnie zagarnąć, zabrać.Aleuciekłam.Uciekłam.Wlekłam się za wami, czołgałam wiele dni.Taka jestem słaba! Pomóżmi! Błagam.Bredzi z gorączki, stwierdził Troy.Jęknęła, gdy podniósł ją z ziemi.Była lekka jak wiązka chrustu.Wydawała mu sięrównie wysuszona, jakby pozbawiona krwi.I zimna niczym jaszczurka.- Spokojnie, spokojnie - szeptał.- Pomogę ci.Jasne, że pomogę.Jeśli tylko, cholera,wymyślę jak.Przylgnęła do niego, obejmując ciasno za szyję.Jej oddech pachniał żywicznie, jak dymsosnowy.Mówiła, a słowa zdawały się płynąć lepkie, gorące i ciężkie, niczym podgrzanamelasa. - Czarna Zcieżka prowadzi głęboko w cień.Poza słońce.Tam nie ma już nic.Mrok.Dlaczego zabrał mi to, co do mnie należy? Czemu nie pozwolił mi jeść? Jestem głodem,Troy.Głodem, który oddycha.Który żyje.To moje przekleństwo.Moja radość.Mojewyzwolenie.Ekstaza.Jeść.Nasycić się.Pomóż mi.Umieram.Jesteś moim księciem.Wielkimwojownikiem z daleka.Silny.Taki silny i przystojny.Ogromny.Pełen gorącej krwi.Ocaliszmnie.Wiem, że ocalisz.Masz takie niebieskie oczy.Spojrzenie boga.Jakbyś patrzył przezodpryski nieba.Jak to zrobiłeś, Troy? Jak ukradłeś oczy Słonecznego Wędrowca?Wzmocniła uścisk niczym tonący w wybuchu paniki, dysząc ciężko.- Zwyczajnie.Mamusia i tatuś musieli się trochę postarać, resztę zrobiła dobra pulagenów.Hej, skarbie, nie wczepiaj się tak, dobra? Nie bój się, trzymam cię.Na pewno nieupuszczę.Nie musisz tak mocno zaciskać rąk.Jeszcze trochę i mnie zadusisz.Już niedaleko.Zobaczysz, że niedaleko.Ale się Dirs ucieszy.Podskoczy ze szczęścia.Do diabla z nim.I takjuż dawno jest zarażony, jakby kto pytał.- Ratuj mnie, Troyden.Ratuj! Tylko czerwień jest silniejsza od czerni.Krew od nicości.Czarna Zcieżka prowadzi w pustkę.Takie niebieskie.oczy.Zobaczył kły, zanim zdążyła wbić je w tętnicę.Szarpnął się wściekle, zęby tylkomusnęły skórę.- Co, u diabła?! - stęknął zaskoczony.Zaatakowała znów.Ujrzał przed sobą jej upiornie wydłużoną, ostrą twarz,przypominającą teraz wenecką maskę ptasiego doktora.Ogromne, pałające ślepia stały sięnagle ciemnymi szybami, za którymi szalał ogień.Schwycił odruchowo kłąb czarnych włosów, szarpnął do tyłu i kościany dziób pełentrójkątnych zębów znów kłapnął w powietrzu.Tymczasem szpony u rąk wpiły się w szyję,uścisk chudych, wyschłych ramion dławił oddech.Nogi kopały po żebrach, rozrywającubranie i kalecząc.Powinien schwycić ją mocno i skręcić kark.Była silna, ale dałby radę.Mimo wszystkonie potrafił jej jednak zabić.Szarpnął jeszcze raz za włosy, potężnie, brutalnie.Wrzasnęła, ajemu zostały w palcach grube jak przewody telefoniczne, wijące się macki.Zanim upadły naziemię, zdołał już unieruchomić patykowate ramiona stwora i powoli oderwać od szyi dłoniesękate, rozczapierzone niby twarzołap z  Obcego.Pazury pojechały po skórze, zostawiająckrwawe bruzdy.Zcisnął ją za kark, wbijając rękę głęboko w druciane macki włosów iodchylił całe ciało napastniczki daleko do tyłu, aż wygięło się w łuk niby na.kształtnaciągniętej cięciwy.Zdawało mu się, że za chwilę wyrwie się z jego uścisku i wystrzeli wgórę, jak kojot z kreskówki.Kręgosłup powinien pęknąć, ale jakimś cudem wytrzymał.Viana darła się i miotała niczym w scenie z  Egzorcysty , lecz Troy nie zamierzał jej puścić.Drugądłonią schwycił z całej siły drgające kościste nadgarstki.Nogi dziewczyny wciąż kopały zfurią, ale najważniejsze, że zębata paszcza, warcząc i plując, gryzła powietrze w sporejodległości od jego twarzy.- Viana! Opanuj się! Co z tobą?! - wrzasnął ze złością.Zawyła tylko, zmuszając kręgosłup do iście wężowych skrętów.- Viana! - ryknął.- Przestań! Naprawdę chcesz mnie zabić i zjeść, idiotko?!Wydało mu się, że szaleńczy ogień za szybami oczu dziewczyny nieco przygasł, aspojrzenie stało się na sekundę przytomniejsze.- Troy! - zaskrzeczała.Lecz w tym samym momencie Harlows kątem oka dostrzegł sylwetkę Dirsawypadającego spomiędzy traw z wielkim nożem gotowym do ciosu.- Czekaj! Nie! - krzyknął, ale ostrze już wbiło się z impetem w ciało Viany.Dziewczyna zwiotczała.Załkała jak prawdziwe dziecko i zwiędła w jego ramionach.Głowa poleciała do tyłu, ręce opadły.Teraz naprawdę umierała.- Jezu Chryste! - jęknął wstrząśnięty.Przyklęknął, położył ciało na ziemi.Patrzyła mętnymi zrenicami, w których z wolna dogasał żar.- Niebieskie.oczy.boga.- szepnęła.Kaszlnęła, wypluwając nieco gęstej, zupełnieczarnej krwi.A potem znieruchomiała.Troyden odwrócił się do swego wybawcy.Dirs, nieco pobladły, wycierał starannie nóżwiechciem trawy.- Nie musiałeś jej zabijać.Ja.kontrolowałem sytuację.Trzymałem ją mocno.Rozpoznała mnie.Może przemówiłbym jej do rozumu.To przecież był tylko dzieciak.Dzieciak, Dirs! Nawet jeśli potwór.Mężczyzna potrząsnął głową.- Akurat.Ani dziecko, ani żadna zwykła istota.Lamia.Najgrozniejsza spośród Ludu BezSłońca.Nie musi obawiać się dnia, poluje pod zatroskanym spojrzeniem samego Wędrowca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •