[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obie grupy rozlokowałysię w przeciwnych częściach pokoju i co rusz popatrywały na siebie wilkiem.- Sztuczna krew nie zawiera komórek, można z niej usunąć wszystkie zbędne substan-cje.- Alacer dalej prowadził swój wykład.- Odpada też problem grup krwi.Wytwarza się ją,stosując recykling krwi ludzkiej, która straciła przydatność do transfuzji wskutek zbyt dłu-giego przechowywania.Bo ta naturalna pomimo przechowywania w chłodziarkach przestajesię nadawać do użytku zaledwie 42 dni po pobraniu.A trwałość sztucznej liczona jestw latach.- Popatrzył na ateciaków triumfalnie.Kurwa, kogo to obchodzi, Alacer! - westchnął Vesper w duchu, ukrył jednak tę myśl,nie śmiał bowiem zwracać uwagi starszemu koledze.Popisujesz się, jacy to jesteśmy mądrzy?Odpuść sobie, stary, dobra?- No, to by nam się nawet przydało, parę woreczków takiej krwi - powiedział jedenz policjantów, najwyrazniej siląc się na uprzejmość.- Ostatnio mieliśmy szkoleniaz pierwszej pomocy.Jakby się rannemu dało od razu transfuzję, to pewnie by pomogło.-skończył wypowiedz lekko znudzonym westchnieniem.- Amerykańska armia jest jak najbardziej zainteresowana zastosowaniem sztucznejkrwi na polu walki.- Nocarz odwrócił się od okna, patrząc z aprobatą na gliniarza.- O ilewiem, wspierają w badaniach firmę Northfield Labs, która jest producentem preparatu Poly-Heme.- Chyba czas na zmianę - powiedział Vesper, wstając pośpiesznie.- Chłopaki na pew-no już pomarzli tam, na zewnątrz.W tę ciepłą majową noc, dodał w myślach.No tak, teraz ja dałem ciała.Prawdziwykomandos nigdy nie marznie, najwyżej jest mu rześko.Wychwycił cień dziękczynnego spojrzenia rzuconego mu przez Depsa, obecnegopartnera ze zmiany.Najwyrazniej ten też już miał dosyć bredzenia Alacera i nawet nie za-uważył kompromitującej uwagi o marznięciu.Vesper uśmiechnął się lekko, ukradkiem.Wy-kłady o krwi, symbiontach i innych podstawach ich nowej egzystencji mieli w domu na codzień, Umens pilił ich niemiłosiernie.A teraz ten dureń postanowił zaszpanować przed ludz-mi.No dość, po prostu dość. Gotowi do zmiany? - rzucił w myślach do snajperów na dachu. Nareeeszcie! - potwierdzili Ebur i Falx z wyrazną ulgą.Vesper uśmiechnął się, popatrzył pytająco na Alacera, który był dowódcą zespołu.Ten skinął głową, wyjął z kieszeni nadajnik.- Cegła Jeden do Cegła Dwa, jak mnie słyszysz? - powiedział szybko.- Gotowi dozmiany?- Tak jest! - odparł natychmiast Cegła Dwa.- Cegła Trzy w drodze - rzucił nocarz i rozłączył się. Bez odbioru, oni jeszcze mówią: bez odbioru! - jęknął Vesper ukradkiem. Skorojuż robimy ten teatrzyk, to przynajmniej przyłóżmy się choć trochę! A teraz gliniarze majądodatkowy argument, żeby uważać nas za bandę wyjątkowo niekompetentnych kretynów.Wzruszył nieznacznie ramionami, jakkolwiek by się nie zżymał, sprawa była z góryprzegrana.Alacer tak się już przyzwyczaił do telepatii, że w sprawach operacyjnych chybanie był w stanie powrócić do żmudnych ludzkich sposobów porozumiewania się.Zaś atecy odpoczątku nie kryli, że uważają kolegów z ABW za oddział specjalny do spraw napadów naśmietnik.Teraz już tylko utwierdzali się w tym mniemaniu.No cóż, takie podejście nie ułatwia współpracy.Wcale a wcale.Vesper westchnął raz jeszcze, poprawił broń i wymaszerował za drzwi wrazz Dapsem.Wspinali się po schodach w milczeniu.Po schodach, piechotą, zamiast spokojniepodlecieć sobie na dach.A niech to jasny szlag. Tutaj produkują antybiotyki - powiedział w myślach Daps.Leżał na brzuchu na po-duszce powietrznej, pięć centymetrów nad dachem, i obserwował budynki fabryki przez ce-lownik optyczny. Ciekawe, czy kiedyś zrobią też taki, który nam wytłucze z krwi symbion-ta. Chciałbyś? - Vesper przycisnął kolbę PSG-1 do ramienia, poprawił pozycję. Wtedypewnie można by było wrócić na tamtą stronę.Tylko po co?Przekręcił się nieco, układając się wygodniej na twardej powierzchni dachu.Póki conie potrafił jeszcze położyć się miękko na powietrzu.Owszem, latał już całkiem niezle, alenadal kosztowało go to sporo wysiłku.O swobodnym tworzeniu poduszek powietrznych podsobą na razie nie mogło być mowy.Westchnął w duchu.Wiele się jeszcze będzie musiał nauczyć, zanim uzna się za peł-noprawnego nocarza.Oj, wiele. A nie chciałbyś przeżyć tego jeszcze raz, Vesper? - odparł kolega z namysłem. Umierasz.I budzisz się do całkiem nowego życia. Ale mnie się obecne życie bardzo podoba - odparł tamten zdecydowanie. Za nicnie chciałbym wracać do poprzedniego - wzdrygnął się na samą myśl o żmudnej i jałowejpracy reprezentanta firmy farmaceutycznej. Co to, to nie.Teraz przynajmniej we własnychoczach jestem kimś. Atecy tego nie potwierdzają, bynajmniej. - zaśmiał się Daps nieco złośliwie. Czy-tałeś ich? Zwłaszcza ten duży, co to na niego mówią Puszek Okruszek czy jakoś tak.Ten tojest pełen odrazy dla takiego kaleczenia rzemiosła!Vesper uśmiechnął się lekko. Alacer stara się jak może, żeby ich z błędu nie wyprowadzić - przyznał, uważnieprzesuwając kolimatorowym celownikiem po dachu pobliskiego budynku. Panowie z policjimają nas za niedoświadczone panienki i martwią się, że będziemy im się plątać pod nogami.A przecież jak przyjdzie co do czego, to oni nam sprawią więcej kłopotu, niż my im.W konfrontacji z renegatami są niczym dzieci we mgle - urwał, posępniejąc.Daps zamilkł na chwilę, przeżuwając gorzkie myśli. Mają przesrane - powiedział wreszcie. Tkwią tutaj niczym bydlęta na rzez.I niemają o niczym pojęcia.Vesper zamarł nagle.Wpatrzył się w jakiś cień na dachu, powiększony przez lunetęcelownika.Czy mu się wydawało, czy cień poruszył się nieco? Zacisnął wargi w skupieniu,przyjrzał się uważniej.Nie, nic.To tylko lampa zamrugała.Dach hali produkcyjnej wciążbył czysty. Nawet nie wiem, czy da się dla nich cokolwiek zrobić - kontynuował Daps. Jeżelitu się zwalą renegaci, to my sami będziemy mieli pełne gacie strachu.Nie będziemy w stanieniańczyć panów policjantów. - w jego telepatycznym głosie zabrzmiała odrobina smutku.Vesper przełknął ślinę. Wiesz co? Obawiam się, że wiem, o co chodzi z nimi tutaj. - zamilkł nagle. Nasze cele są oczywiste - mówił dalej Daps, jakby nie odebrał wypowiedzi kolegi. Mamy nie dopuścić do aresztowania jakiegokolwiek renegata.Zabić ich wszystkich, bezwyjątku.To jak tu się jeszcze przejmować ludzmi? - ledwo dostrzegalnie pokręcił głową - Nosorry, nie da się. Aresztowany renegat zapewne dostałby wyrok za zabójstwo, od dwunastu do dwu-dziestu pięciu lat - westchnął Vesper
[ Pobierz całość w formacie PDF ]