[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Restauratordopytywał się tylko z pewnego rodzaju niepokojem, czy osoby zaproszonepoznają się i ocenić potrafią sztukę, jakiej miał dać dowody.Hrabia Filip zapewnił go o tem, choć na myśl mu przyszedł Pelukowski, który,wykarmiony na barszczu z rurą i huzarskiej pieczeni, na pirogach i kaszy, gustamiał wcale niewykwintne.Około godziny czwartej hrabia August przybył pierwszy, sądząc że Filipowibędzie mógł być w czem pomocą.Zaraz po nim nadciągnął szlachcic, któremu, dla uniknięcia jakiej omyłki,dodano pana Aureliana.Nie bardzo się oni z sobą godzili, lecz malarz słuchał chętnie, szlachcic mówił dużo, rad był z poznania "rodaka" i tak przypłynęliszczęśliwie do portu.Na widok ruin i lasu, Pelukowski mocno był zdumiony, i dopiero posłyszawszyo cesarskiej willi, wytłumaczył sobie jako tako fantazyą hrabiego przyjmowaniagości wśród takich dziur i wertepów. %7łeby tu miało być co pięknego  rzekł, przypatrując się dokoła  tego niepowiem.Las nieosobliwy, piwnice, mości dobrodzieju, puste, powietrzedławiące; ale zawsze to miła rzecz powiedzieć sobie, że się jadło obiad, gdziedawniej imperatorowie rzymscy mieli swe pałace.Tylko że to, mościdobrodzieju, gdy się o tem będzie rozpowiadało, wierzyć nie zechcą.Przed przybyciem szlachcica z artystą, hrabia Filip, korzystając z tego, iż sambył z hr.Augustem, zagadnął gorączkowo: Czy uważasz co to się święci i na co się zanosi? Nie dałbym złamanegoszeląga, że nam ten kawał awanturnika, bez nazwiska, ideał nasz pochwyci!Pani Liza okazuje mu tak nadzwyczajną i tak niekryjącą się, otwartą sympatyą,że głowę mu zawróci.No i co wy na to?Hrabia August z powagą wysłuchał tego wykrzyknika i rzekł zimno: Człowiek jest sympatyczny, a właśnie ta okoliczność że pani Liza się nie taiz tem, iż go ocenia, iż się jej podoba, zdaje mi się dowodzić, że to niczem niegrozi.Znasz ją zbyt dobrze, byś ją posądzić mógł o płochość. Właśnie dlatego że u niej wszystko, co ona myśli i co czyni, jest rzeczą seryo odparł Filip boję się, aby i sympatya nie pociągnęła za sobą.następstw.Jakichże następstw?  rzekł z oburzeniem hr.August. Jedyne możliwe, żewyjdzie za niego. A my?Hrabia August cofnął się urażony. Jestem wielbicielem p.Lizy  rzekł  tego się nie zapieram; ale.nicwięcej.Zostanę jak byłem jej przyjacielem.Lecz proszę cię, nie mówmy o tem.Filip rozśmiał się gorzko. Co do mnie  odparł  ja i przez szacunek dla niej i przez zazdrośćwszelkiemi możliwemi środkami starać się będę przeszkodzić, aby w sidłakomedyanta jakiegoś i awanturnika nie wpadła. Zmiłuj się, to nie może być awanturnik, to niepospolity człowiek!  zawołałbr.August. A! tak! niepospolity aktor, który doskonale rolę swą odegrywa.Zdolnościma, nie zaprzeczam, ale tem więcej się go lękam.Cóż ręczy za jego charakter?Kryje się ze swą przeszłością, z nazwiskiem, a to przecie nie mówi za nim.Właśnie gdy się tak rozmowa ożywiała, nadeszli Pelukowski i sztywny,wyprostowany, milczący Aurelian.Szlachcic począł bredzić o Rzymie i o swojejpodróży, ale szczęściem nadjechali Ferdynand i Wiktor.Brat Lizy, przez grzeczność dla człowieka, ku któremu nie taiła się z sympatyąsiostra, zabrał go z sobą.Wiktor przybywał w tym samym humorzerozjaśnionym, odmłodzony, ożywiony, jak wczoraj.Powitawszy gospodarza, zwrócił się zaraz do Aureliana, z którym był poufale znajomy, i uścisnął murękę.Będziesz miał temat do obrazka  rzekł  gdy się przy stole rozochocimy;tylko, niestety, my tak malowniczo, jak twoi Rzymianie i Transteweranki, niewyglądamy.Aurelian się uśmiechnął; nierad mówił o sztuce. Ja  wtrącił po chwili  póki jeden obraz maluję, tak jestem w nimzatopiony i nim zajęty, że o drugim pomyśleć nie umiem.Daj mi pokój na dziśz obrazami.Zapomnijmy o zadaniu życia, a żyjmy!W gęstych krzewach, otaczających miejsce obrane do rozbicia namiotu, wśródktórych wiły się ścieżyny stare, dał się słyszeć jakby szelest sukni kobiecej ichód powolny.Oczy wszystkich zwróciły się w tę stronę, gdyż, choć turkotupowozu nikt nie słyszał, domyślano się jednej z pań zaproszonych.Wiktor,będący tego dnia żwawym bardzo, posunął się na przyjęcie, bo może się Lizyspodziewał, gdy z za gałęzi pokazała się najmniej spodziewana, tragiczna postaćnieznajomej artystki.Ubrana czarno, po podróżnemu, szła widocznie jako turystka ciekawa, niespodziewając się tu zastać tego towarzystwa.Hrabia Filip, zobaczywszy ją zezdziwienia jakby skamieniałą, pobladł, zadrżał.August, stojący przy nim,dostrzegłszy że się chwieje na nogach, pochwycił go pod rękę.Oczy wszystkich zwrócone były na to zjawisko.Kobieta, widokiem osób tychzmieszana, nie wiedziała co począć z sobą.Brwi jej ściągnęły się, usta zacięły,duma niewysłowiona odmalowała się na bladem obliczu; odprostowała się,podniosła głowę i objąwszy oczyma widowisko które miała przed sobą, zwolna,nic nie mówiąc, zwróciła się nazad, aby odejść.Oczy Filipa, z przestrachemzwrócone na nią, stały jakby zeszklone, nie mogąc się od niej odwrócić.Wtem Wiktor, stojący najbliżej, a ze zwierzenia hr.Filipa miarkując, jak toprzypadkowe spotkanie mogło wielkie na nim i na artystce uczynić wrażenie,posunął się za odchodzącą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ?php include("s/6.php") ?>