[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to pan podkomorzy Zladkowski, któremuMiller był dał wprzódy naukę; jak i co mówić; polecił mu naglićmnichów, aby co rychlej dla własnego bezpieczeństwa poddawali się, apodkomorzy, zaklinając się na swą miłość dla Karola Gustawa, wszystkospełnić przyrzekał.Zaprowadzono go do księdza przeora, który z niemałym powitał gozdziwieniem. A co waszmość tu porabiasz? spytał. Czy także ze Szwedami? Jeśli nie z ochoty i dobrej woli, to z musu, księże przeorze.Wczorajszego dnia, wyobrazcie sobie, jechałem spokojniutenieczko zPrus, gdzie do panów Weslów miałem interes, aż tu rajtary szwedzkie,niech ich Bóg pokarze: ułapili mnie jadącego drogą i dostawili, jakwłóczęgę jakiego, do obozu. Otóż to przyjaciele Szwedzi! rzekł Kordecki. Kwitowałbym z przyjazni, ale cóż robić?.A Miller, jak mnie wzięli,kazał, niby to lepszy od drugich świeży człowiek, iść waćpanównamawiać do poddania, dowodząc.ale to już wiecie zapewne. Ba! I sto razy nam to powtórzono rzekł przeor.Kochanypodkomorzy, a nie macie tam co nowego i lepszego od tej starej piosnkio Karolu Gustawie?Zladkowski się bacznie obejrzał; stali obok: pan Zamojski, Czarniecki,dwóch jeszcze szlachty, ze trzech księży; pocmokał i zdawał się wahać. Ej! Kiedy to, widzicie, z tym diabłem Szwedem nie żartować.225 Możecie nam przecie zaufać przerwał Kordecki. A macież conowego? Ba, może by się znalazło! uśmiechem odparł Zladkowski. No, to mówcie, a śmiało, a naprzód siadajcie; my dziś pościm wigilięna chwałę Matki Boskiej szczerym postem, ale dla was znajdziemy coprzekąsić. Albo to ja także nie chwalca Matki Boskiej? żywo zawołałpodkomorzy. Nie róbcież mnie heretykiem, ja z wami, z suchotami jaki wy wszyscy, księże przeorze.Kordecki się uradował, aż mu oczy zabłysły. Ej rzekł gdyby tak wszyscy i wszędzie razem szli, a śmiało! Nie bylibyśmy sobą przerwał Zladkowski u nas niezgodą życie stoi,a to pokaranie Boże. Prawda, ale mówcież, proszę, co tam mówić macie. Długo tak mówić nie mam co; minęła szwedzka godzina po cichuszeptał Zladkowski poczęło się wszystko dla nich na nice obracać; albosię bardzo mylę, albo dziś właśnie zawiązuje się przeciwko nimkonfederacja.Spotykałem dużo ludzi po drodze, od Krakowa, odMałopolski, nowiny zewsząd jedne: noga się Szwedom powija.Kordecki złożył ręce, wstał żywo i zawołał ze łzami: Bogu dziękować! Bogu dziękować!.Ale mów rzekł, miarkując się izbliżając ciekawie do Zladkowskiego mów, mój podkomorzy! Od Krakowa słychać kończył przybyły że nasi już radzi by się doswojego rodzonego pana wrócić i powoli ku temu mierzą, bo im ci złotegóry naobiecywali, a i ołowianych nie dają.Pieniędzy Szwed nie ma,skoro tylko Kraków wziął, zaraz zmienił postać; już nie udaje, anipublicznej ani prywatnej własności nie szczędzi; w Wielkiej Polsce, ba, iw Małej, i po całym kraju nie myślą wcale bronić nas, jak to solennieprzyrzekali, ale razem z Kozakami łupią i grabią.Wojska ichszlacheckie majętności najeżdżają, łupią klasztory i kościoły, zabijają,gwałtują.I kwarciani już sobie coś myślą na to patrząc, bo i oni nie kto,tylko szlachta jak i drudzy. Byłobyż to prawdą? zawołał Zamojski uradowany. Aaska Boża!Lepsze upamiętanie, choć pózno. Tylko cicho, cicho! mówił Zladkowski nawet między nami; nasi jużraz Szwedów potłukli, rzecz zupełnie pewna.Kordecki uśmiechnął się.Ależ to przynajmniej nie fałsze nam zza rękawa trzęsiecie?.226 Bóg widzi, że prawda szczera.Wczoraj w wielkim byłem kłopocie, gdymnie Miller o nowiny zagadnął, by się przed nimi z tymi nie wygadać.Zbywałem ni tym, ni owym; ale wam mówię, jak jest; jeśli Bóg dałpotrzymać się dotąd, potrzymacie i dłużej, a Szwed niechybnie odstąpićmusi, bo go w plecy połaskoczą. A cóż o królu jegomości słychać? Jeszcze go nieboraka nie wyciągnęli z tej dziury, ale chybaby Bógniełaskaw, żeby, widząc starania wszystkich, nie poszedł z nami! Pójdzie,i powoli, do kupy się zebrawszy. Utniemy, utniemy, jak Bóg miły, Szwedom po tebinkach przerwał,wyrzucając czapkę, pan Piotr Czarniecki. Ot! I przy nas sława, żeśmypierwsi uwierzyli w siebie, to jest prawdą a Bogiem mówiąc, przyksiędzu przeorze. Dajcie mi pokój! %7ładnej ja sławy nie chcę ofuknął Kordecki próczsławy sługi Bożego.Ale mówcież no, mówcie, panie podkomorzy, boaż serce rośnie was słuchać. Wittemberg trzymał w Krakowie deputatów od wojska i z niczym ichodprawił.Ba! I sami poszli, powąchawszy, że ich pieniędzmi ze sreberkościelnych płacić miano.Koniecpolszczycy tylko co prędzej przyszli,coś tam zachwycili grosza, reszta tylko obietnice.Jakoś opatrzyli się wczas, że tych pieniędzy brać się im nie godziło, bo słyszeli niezmiernyskwierk ubogich zakonników, księży, mniszek, u których zakrystiepozabierano.I szwedzka owa pierwsza skromność bardzo się odmieniła:nie skrycie już, ale jawnie, nie tylko kościoły, ale i domy szlacheckie zwielkiej dla nas przyjazni rabują. Można się tego było spodziewać rzekł przeor. A z kmieci ciągnął dalej Zladkowski bez braku i miłosierdziapobory nieznośne, pieniądze i strawne wyciągają, czego i kupczykowiekrakowscy, %7łydzi, po niemiecku przebrawszy się, Szwedomdopomagają; a Wittemberg nie tylko ich nie karze, ale jeszcze do tychusług animuje. A, dosyćże tego wstydu i spodlenia! krzyknął Zamojski. Na ranyChrystusowe! A dosyć! Czyż i na to będziemy jak trusie milczeli, żebycoś nie oberwać, żeby się nie bić, i wolimy być płazowani przezgałganów, niż w poczciwej walce życie położyć?! Toteż się rzeczy bardzo od niedawna zmieniły mówił podkomorzyrawski. Jak się wszyscy postrzegli, że co się spodziewali opieki, to227dostali wypiekę.Deputaci wojskowi, nie czekając ćwierci1, poszli, słyszę,z Krakowa precz ku Słomnikom.Już tam ich próżno trochę gładszyDuglas chciał hamować poniewczasie.I panowie hetmani o ojczyzniemyślą i wszyscy takoż gromadzą się i radzą, by nieproszonych pozbyć zdomu gości. Więc i my możemy mieć nadzieję, że o nas nie zapomną! rzekł wuniesieniu Kordecki. Gruchnęła, słyszałem, wieść koło Krakowa o oblężeniu, gdy po działaprzysłał Miller (mówili mi to na drodze, zwłaszcza pan Stocki, odKrakowa jadący), wielu się naradzało, czy nie iść tu w pomoc, ale stanęłona tym, że Matka Najświętsza sama swej rezydencji obroni. I ludzka pomoc nie byłaby zbyteczną rzekł Zamojski jeśli niemiejscu, to krajowi, który patrzy i uczy się z czynów lepszych, co madalej poczynać. Z tym wszystkim zakłopotawszy się, nagle przerwał podkomorzy co mam powiedzieć Szwedowi, który mnie tutaj posłał? Bo mnie gotowi,uchowaj Boże, podejrzewać.Wymyślcie co, panie mieczniku! Kiedy wam już komedię grać przyszło odparł Zamojski z niejakimwstrętem ułóżcież ją sobie sami; własny wymysł lepiej pamiętacie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]