[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Edward ostrzegał mnie, abym zachowywała się normalnie, nie bu-dziła podejrzeń.Starałam się trzymać pozory, ale prawie miałam zawro-ty głowy od przeglądania tłumu, boleśnie odczuwałam pustą przestrzeńza mną po prawej stronie, gdzie biegły barierki.Położyłam ręce na ko-lanach i zmusiłam się, aby spuścić wzrok.Jeżeli teraz nadszedłby za-bójca, nie zauważyłabym go; musiałam wziąć się w garść.W przeciw-nym razie przez cały wieczór goniłabym cienie i nie byłabym w stanieporadzić sobie z prawdziwym zagrożeniem, gdy się pojawi.Zaczyna-łam żałować odprawienia Liv.Oddychałam głęboko, powoli, koncentrując się na swym ciele.Kie-dy mogłam usłyszeć przepływ krwi w głowie, powoli uniosłam głowę.Spokojnie wpatrywałam się w tłum i parkiet.Czułam pustkę, dy-stans, spokój.O wiele lepiej.Wampir podszedł do barierki przed moim stolikiem.Willie McCoymiał na sobie okropny zielony garnitur, który można było określić tylkojako limetkowy, zieloną koszulę i szeroki krawat z Godzillą demolującąTokio.Nikt nigdy nie zarzuciłby mu umiejętności dopasowywania ko-lorów i wzorów.Uśmiechnęłam się.Nie mogłam się powstrzymać.Willie był jednymz pierwszych wampirów, które przekroczyły granicę oddzielającą po-twory od przyjaciół.Przysunął z tyłu jedno krzesło tak, że znalazł sięplecami do otwartej przestrzeni.Usiadł, jakby zrobił to nieumyślnie.Nie musiałam udawać radości.Musiał się trochę nachylić w moją stronę, bym mogła usłyszeć gomimo narastającego gwaru.Poczułam słodki zapach żelu, którego uży-wał do przygładzania krótkich włosów.Będąc tak blisko, nie sprawiał,że czułam się spięta.Ufałam mu bardziej niż Jean-Claude'owi.- Jak leci, Anito? - Uśmiechnął się na tyle szeroko, że było widaćkły.Nie minęły nawet trzy lata, od kiedy umarł.Był jednym z wampi-rów, które znałam przed przemianą.- Bywało lepiej - odparłam.- Jean-Claude powiedział, że mamy cię pilnować, ale nie wzbudzaćpodejrzeń.Będziemy pojawiać się co jakiś czas, ale wyglądałaś na wy-straszoną.Pokręciłam z uśmiechem głową.- To było aż tak oczywiste?- Dla znajomka, tak.Uśmiechnęliśmy się do siebie.Patrząc z odległości kilkunastu cen-tymetrów na jego twarz, zrozumiałam, że jest na mojej liście.Tej samej,co Stephen.Jeżeli ktoś zabiłby Williego, nie darowałabym mu.Byłamzaskoczona, że jakikolwiek wampir zdobył na niej miejsce.Ale Willietego dokonał.Jeżeliby się nad tym zastanowić, zdaje się, że jest jeszczejeden wampir w podobnej sytuacji.Jean-Claude pojawił się po przeciwległej stronie klubu.O wilkumowa.Skądś padło na niego światło reflektorów.Jego źródło musiałoznajdować się na belce sufitowej, ale było skryte w ciemnościach.Ide-alne miejsce dla snajpera.Przestań, Anito.Przestań się torturować.Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, jakie tłumy zjawią się naotwarciu.Edward, samotnie szukający jednego zabójcy w tej masieludzi, miałby marne szanse.Może wampiry i wilkołaki były amatorami,ale dodatkowe pary oczu nie mogły zaszkodzić.Reflektory przygasały, aż zostały jedynie te skierowane na Jean-Claude'a.Zdawała się bić od niego poświata.Nie byłam pewna czy tosztuczka, czy naprawdę jego skóra promieniała od wewnątrz.Ciężkopowiedzieć.Jakkolwiek by nie było, prawdopodobnie znajdowałam sięw ciemnościach z zabójcą; nie byłam szczęśliwym obozowiczem.Niech to wszyscy diabli.Położyłam seecampa na kolanach.Tak jużlepiej.Nie idealnie, ale lepiej.Samo dotknięcie broni poprawiało misamopoczucie, to prawdopodobnie zły znak.Tęsknota za własnymipistoletami, to jeszcze gorszy znak.Willie dotknął mojego ramienia; podskoczyłam na tyle, że ludzie wpobliżu zaczęli rzucać na nas zaciekawione spojrzenia.Cholera.Wy-szeptał:- Pilnuję twoich pleców.Spokojnie.Willie to wspaniałe mięso armatnie - zupełnie nie nadawał się naochroniarza.Zanim umarł, grał rolę drugoplanową.Śmierć tego niezmieniła.Zdałam sobie sprawę, że gdyby strzelanina się rozpoczęła i ciźli mieliby srebrne kule, martwiłabym się o Williego.Zamartwianie sięo ochroniarza nie jest wskazane.Głos Jean-Claude'a zabrzmiał w ciemności, napełnił ją dźwiękiempieszczącym skórę.Kobieta stojąca niedaleko mojego stolika zadrżała,jak gdyby została dotknięta.Jej partner objął ją ramieniem; przytulilisię do siebie w mroku, otoczeni głosem Jean-Claude'a.- Witam w Danse Macabre.Czeka was noc pełna niespodzianek.Niektóre będą niezwykłe.- Dwa mniejsze reflektory zaświeciły w tłum.Cassandra balansowała na barierkach drugiego piętra.Odrzuciła płaszczdo tyłu, ukazując ciało.Sunęła wzdłuż barierki o szerokości kilku cen-tymetrów, jakby to była podłoga, zdawała się tańczyć.Rozległy się dzi-kie oklaski.Drugi reflektor ukazał Damiana na pierwszym piętrze.Wy-sunął się z tłumu, szeleszcząc wyszywanym płaszczem niczym małąpeleryną.Jeżeli czuł się głupio w tym stroju, nie dał po sobie poznać.Szedł wśród tłumu w świetle reflektora.Tu dotknął ramienia, tamprzeczesał dłonią sięgające pasa włosy, objął jakąś kobietę w talii.Nikt,kobieta czy mężczyzna, nie miał nic przeciwko.Opierali się o niego lubszeptali mu do ucha.Podszedł do kobiety z długimi, brązowymi włosami i przedziałkiempośrodku.W porównaniu do otaczającego tłumu jej ubiór był raczejskromny.Granatowa, elegancka spódnica i żakiet.Jej biała bluzka mia-ła jedną z tych dużych kokard, które mają wyglądać jak krawat, ale nig-dy im to nie wychodzi.Z otaczających Damiana kobiet wyglądała naj-bardziej zwyczajnie.Okrążał ją na tyle blisko, że otarł się o nią.Odsu-nęła się od jego dotyku, nawet z przeciwległego końca pomieszczeniamogłam dostrzec oczy rozszerzone strachem.Chciałam powiedzieć „Zostaw ją w spokoju", ale nie zamierzałamkrzyczeć.JeanClaude nie zezwoliłby na nic nielegalnego, przynajmniejnie przy tylu świadkach.Zauroczenie grupy ludzi jest legalne.Masowahipnoza nie jest trwała.Ale indywidualna, owszem.Oznaczało to, żeDamian mógłby stanąć pod jej oknem i przywołać ją jakiejś ciemnejnocy, bez ograniczeń czasowych.Willie wychylił się do przodu, jego ciemne oczy śledziły Damiana ikobietę.Na ten moment zdawał się zaprzestać poszukiwań zabójcy.Widziałam, jak jej twarz staje się bez wyrazu, pozbawiona jakich-kolwiek emocji, aż wyglądała jak we śnie.Jej puste oczy zwrócone byłyna Damiana.Wziął ją za rękę, oparł się o barierkę.Przerzucił przez niąobie nogi i nadal trzymając jej dłoń, wylądował.Zrobiła dwa niepewnekroki w stronę krawędzi.Chwycił ją w talii, pod żakietem i uniósł wy-soko w powietrze, bez wysiłku.Postawił ją na parkiecie, w tych jej roz-sądnych, czarnych balerinkach.Światła padające na Jean-Claude'a i Cassandrę przygasały, aż pozo-stał tylko reflektor skierowany na Damiana i kobietę.Zaprowadził ją naśrodek parkietu.Idąc, patrzyła tylko na niego, jakby świat poza nim nieistniał.Cholera.To co Damian robił, było niezgodne z prawem.Większośćosób w tłumie nie zauważyłaby tego.Wampiry miały pozwolenie naużywanie swych mocy w celach rozrywkowych, więc nawet media,jeżeli były wewnątrz, nie miałyby nic przeciwko.Ale ja znałam różnicę,znałam prawo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •