[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyjrzał na korytarz - pusto.Ująwszy Heather za ramię, szybko, w ciszy odprowadziłją do pokoju.Kiedy otworzyła drzwi, ze środka dobiegło dziarskiechrapanie.Z szerokim uśmiechem odwróciła siędo Breckenridge'a.- Dobranoc - powiedziała bezgłośnie.Wślizgnęła się do pokoju i cicho zamknęła za sobądrzwi.Cofnął się, oparł o ścianę korytarza na wprost jej pokoju i czekał, nasłuchując.Kiedy upłynęło na tyle dużo czasu, by zdążyła wślizgnąć się do łóżka, a donośne chrapanie rozbrzmiewało nadal, Breckenridge ruszył w drogę powrotną.U siebie rozebrał się i wślizgnął pod przykrycia- a wtedy otulił go subtelny zapach, który zidentyfikowałbez trudu.Ten zapach wydzielały jej włosy, teraz zaś przesiąkłanim kapa.Zwiewny, delikatny, podniecająco kobiecy,natychmiast przywołał obraz jej obleczonych pończochami łydek, delikatnego jedwabiu, połyskującego na wypukłościach.Jęknął i zamknął oczy.Najwyraźniej tej nocy nie byłomu pisane zaznać snu.Pogodził się z tym i spróbował jakoś wytłumić swą reakcję, szukając ucieczki w analizie praktycznych szczegółów tej ich niespodziewanej przygody.Musiał wynaleźćsposoby na to, by trzymać się blisko Heather, zarazempozostając niewidocznym dla porywaczy.Wtapianie sięw tło nie zaliczało się do umiejętności, które do tej poryaktywnie rozwijał.Podobnie jak dotąd obce mu było prowadzenie z Heather rzeczowych dyskusji.Wyglądało na to, że chcąc zapewnić jej bezpieczeństwo w trakcie śledztwa, Breckenridge będzie musiał zaangażować całą swą pomysłowość.Jednakże bez względu na to, z której strony próbował ugryźć zagadkę, w jednym względzie przyznawał Heather słuszność.To nie było zwykłe porwanie.RozdziałczwartyO pierwszej kolejnego popołudnia Breckenridge siedział przy stole przed gospodą Pod Białym Koniem w miasteczku Bramham.Sączył piwo, oparty plecamio kamienną ścianę budynku, i obserwował bramę, przezktórą wjeżdżało się na dziedziniec gospody Pod Czerwonym Lwem nieco dalej.Powóz z Heather i porywaczami zajechał tam przed ponad godziną.Breckenridge przeprowadził zwiad, upewniając się, że z dziedzińca prowadzi tylko jedna droga, mianowicie pod lukiem bramy, po czym wycofał się tutaj,aby z bezpiecznej odległości pełnić wartę.Był przekonany, że jak dotąd porywacze go nie zauważyli; jeśli nawet przelotnie zatrzymali na nim wzrok, nie utkwił im w pamięci na tyle, by rozpoznali go przy kolejnej okazji, zwłaszcza że zmieniał przebrania.Tego dnia zdecydował się na strój pozyskany jeszczew Knebworth.Źle dopasowany surdut i luźne płóciennespodnie nadawały mu wygląd handlowca, któremu ostatnio nie idą interesy.Dopóki pamiętał o tym, żeby się przygarbić, dobrze wtapiał się w tło.Pociągnął kolejny łyk piwa.Zapuszczali się coraz dalej na północ, a jemu coraz mniej się to podobało.Przezcały ranek podróżowali głównym traktem.Bramham leżało już niemal na wysokości Yorku.A jednak, mimozłych przeczuć, w Breckenridge'u także narastało zaintrygowanie tym porwaniem oraz chęć ustalenia, co się za nim kryje.Kiedy znalazł czas, by przetrawić wszystko,czego Heather dowiedziała się poprzedniego dnia, musiał przyznać, że zagadka jest nader osobliwa.Pod łukiem bramy Czerwonego Lwa ukazała się parakoni, za nią druga, a wreszcie powóz porywaczy.Pojazdociężale wytoczył się z dziedzińca i znów ruszył na północ.Breckenridge odprowadził go wzrokiem, dopił piwoi udał się na boczny dziedziniec gospody Pod Białym Koniem, gdzie zostawił wynajętą kariolkę.Pięć minut później dogonił powóz i nieco wstrzymałparę gniadoszy, które aktualnie chodziły w jego zaprzęgu.Wolno toczył się w ślad za porywaczami, zachowując odległość na tyle dużą, by nawet na dłuższym prostym odcinku nie mieli wielkich szans go dostrzec.Nie, żeby wypatrywali pościgu.Może na początku parę razy obejrzeli się za siebie, odkąd jednak dogonił ich w Knebworth,zdawali się nie przejmować taką ewentualnością.Bez wątpienia uznali, że skoro nikt nie pognał za nimiod razu spod domu lady Herford, udało im się wymknąć.Bo też istotnie, gdyby Breckenridge nie był świadkiemporwania, jakikolwiek pościg zorganizowany przez Cyn-sterów miałby do porywaczy kilka dni straty.Przypuszczalnie do tej pory nikt by jeszcze nie ruszył ich śladem, ponieważ rodzina Heather musiałaby najpierw ustalić,w jakim kierunku dziewczynę zabrano, a wręcz - żew ogóle została wywieziona z Londynu.Jak sama zauważyła, gdyby uprowadzono ją dla okupu, porywacze najpewniej trzymaliby ją w mieście, o wiele łatwiej bowiem ukryć kobietę w tłumie, w tłocznej kamienicy czynszowej, gdzie nikt nie zadaje niezręcznych pytań.Mile uciekały spod kół.Początkowo Breckenridgeutrzymywał stałą odległość od powozu, ale w miarę upły-wu czasu stopniowo ją zmniejszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]