[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się do Matthew i mocno przytuliła.- Przyjmuję twoją propozycję.SRROZDZIAA SI�DMYCassie obudziła się jak zwykle wcześnie.Przeciągnęła się i uśmiechnę-ła.To był jej trzeci poranek w Jabiru, trzeci cudowny poranek.Jak zwykleobudził ją śpiew ptaków.Taka pobudka była znacznie przyjemniejsza niżbudzik.Ned, tak jak zapowiadał Matthew, okazał się uroczym człowie-kiem.Cassie cieszyła się z jego obecności.Gdy Matthew wyjeżdżał, miaław nim nie tylko bratnią duszę, ale i człowieka, który znał tropiki na wylot.Będąc w towarzystwie Neda, nie musiała się obawiać, że zaskoczy ją nagłazmiana pogody, gdyż on zawsze to przeczuwał.Poza tym uczył ją, jak roz-poznawać jadowite gatunki węży.Ned nigdy nie był szczęśliwszy niż tu, w Jabiru.Wykonywał drobneprace, ale zdawał sobie sprawę, że jest tu po to, by opiekować się Cassie.Jednak jego opieka nie była dla niej męcząca.Cassie wzięła na siebie gotowanie.Z początku Matthew protestował,bo uważał, że się poświęca.Jednak, gdy spostrzegł, że jej to nie meczy,przyjął to z radością.Cassie wstawała więc wcześniej, by przygotowaćśniadanie.W Jabiru ten pierwszy posiłek był bardzo ważny, gdyż Matthewwracał czasem dopiero wieczorem, choć przez pierwsze dni jej pobytu pra-cował mniej niż zwykle.Uwielbiała poranki w Jabiru, zwłaszcza ten moment tuż przed wscho-dem słońca.Był to czas tak czarowny, spokojny i cichy.Chociaż, prawdęmówiąc, dziś obudziła się pózniej, już po wschodzie słońca.SROdrzuciła moskitierę i wstała z łóżka.Mięśnie miała trochę zesztyw-niałe od jazdy konnej.Nigdy nie jezdziła konno tak dużo, ale bardzo jej sięto podobało.Tak wspaniale było, siedząc na koniu miedzy Marchew a Ne-dem, przemierzać pastwiska.Zeszła do kuchni i zabrała się za przygotowywanie śniadania.Właśniekroiła na kawałki papaje i mango, gdy za jej plecami stanął Matthew.Objąłją w pasie i przytulił twarz do jej policzka.- Dobrze spałaś? - Przyjemnie pachniał ziołowym mydłem.To, tak co-dzienne i błahe pytanie sprawiało jej dużą przyjemność, uświadamiało jej,jak miła może być codzienność.- Dziękuję, dobrze.A ty?- Zniłem o tobie - szepnął jej do ucha.- Dobrze, że jest z nami Ned, bo podejrzewam, że przeze mnie zanie-dbałbyś pracę - uśmiechnęła się.- Nakryj do stołu, słyszę, że Ned już idzie.Cassie skończyła przygotowywanie owoców, a potem zrobiła jajeczni-cę.Zasiedli do śniadania.Ned uznał jajecznicę Cassie za arcydzieło.- Myślałem, że to ja tu jestem mistrzem patelni - zażartował Matthew.- I ja tak myślałem, ale gdy jedzenie przyrządza tak piękna kobieta,wszystko smakuje lepiej - odpowiedział Ned.- Cassie to spełnione marze-nie każdego mężczyzny.- Zarobiłeś na kolejną filiżankę herbaty - roześmiała się Cassie, napeł-niając pustą filiżankę Neda.Po śniadaniu Cassie zajęła się praniem.Gdy wieszała uprane rzeczy,Matthew naprawiał właśnie ogrodzenie przy domu.Był bez koszuli i Cassiemogła podziwiać jego wspaniale umięśniony tors.SRCóż to za piękny mężczyzna, pomyślała.Jego ciało miało wspaniałeproporcje, był jak grecki posąg.Atletyczną budowę zawdzięczał naturze,miał szerokie ramiona, wąską talię, smukłe biodra i długie nogi.Poczuła, żekrew zaczyna jej szybciej krążyć.- Naprawiłem ogrodzenie - powiedział, podchodząc do Cassie.Być może przypuszczał, że ona nie zwracała na niego uwagi.Ale Cas-sie nie mogła oderwać wzroku od jego szerokiej piersi porośniętej ciemny-mi, wijącymi się włosami.Nie mogła się powstrzymać i przejechała palca-mi po jego torsie od szyi do paska błękitnych dżinsów.- Pamiętasz, obiecałeś mi, że pójdziemy popływać w oceanie?- Idzcie, moje gołąbki, ja dziś przygotuję obiad - zadeklarował się Ned,który właśnie wyszedł z ogródka.- Moje popisowe danie to racuchy z jabł-kami.- Nie powiem nie" - odparł z wdzięcznością Matthew.Pojechali nadnajbliższą zatokę.W ostrych promieniachsłońca woda mieniła się srebrzystobłękitnymi odcieniami.Przy brzegurosły białe orchidee, a w oddali widać było niewielką rafę koralową.Gdyweszli na plażę, setki ptaków poderwały się z wydm, tworząc nad nimi ba-jecznie kolorową chmurę.Cassie zrzuciła t-shirt i dżinsy i zaczęła brodzić w płytkiej wodzie.Nakońcu plaży siedziało stado żurawi.Cassie podbiegła do Matthew.- Jak myślisz, czy zatańczą dla nas?- Nie, teraz na pewno nie.To ich rytuał godowy, a poza tym weszliśmyna ich terytorium, pewnie zaraz odlecą - odparł.SRI faktycznie, żurawie wzięły rozbieg i za chwilę poszybowały nad ni-mi.Matthew patrzył z zachwytem na Cassie ubraną w kostium kąpielowy.Dwuczęściowe bikini tak niewiele zakrywało.Była taka piękna i taka po-ciągająca.Tak bardzo jej pragnął, że przez moment miał ochotę złamaćwszystkie swoje zasady i odrzucić skrupuły moralne.- O czym myślisz? - spytała, przekrzywiając zalotnie głowę.- Myślałem o tym, że pragnę się kochać z tobą tu, nad brzegiem oceanu- szepnął.- Myślałam o tym samym - przyznała się.- Ned nas nie widzi, ale niewątpliwie byłoby to złamanie umowy.- Ztrudem rozum wziął górę nad namiętnością.- Chodzmy lepiej popływać.Chłodna woda nie ostudziła jednak rozpalającej ich ciała namiętności.Matthew podpłynął do niej, objęli się rękami i zaczęli się całować.Taksiew tym zapamiętali, że wylądowali pod wodą.Przestali się całować, dopierogdy zupełnie stracili oddech.Gdy wypłynęli na powierzchnię, zobaczyli, że na brzegu spacerujeNed.- Nic wam się nie stało?! - zawołał Ned, zwijając ręce w trąbkę.- Wszystko w porządku! - odkrzyknęła ze śmiechem Cassie.Matthew, korzystając z tego, że po pas stali w wodzie, położył ręce najej talii i delikatnie pieścił jej brzuch.Tak bardzo jej pragnął i tak bardzo jąkochał, że mógłby ją pieścić i dotykać bez końca.Ale na szczęście miałpewność, że wkrótce nadejdzie czas, gdy będzie mógł to robić.SRCassie nie liczyła upływających dni.Większość czasu wypełniała jejpraca.Był to gorący okres na farmie i Matthew prawie nie bywał w domuw ciągu dnia.Za to wieczory należały do nich.Poznawała go coraz lepiej icoraz bardziej kochała.Nie miała najmniejszych wątpliwości, że właśnieten mężczyzna jest spełnieniem jej marzeń.%7łycie tutaj było zupełnie inne niż w mieście.Znacznie więcej pracowa-ła fizycznie, bardzo dużo jezdziła konno, pomagając Matthew w przepę-dzaniu bydła na nowe pastwiska.Zyskała spokój i harmonię, których bra-kowało jej w mieście.No, a przede wszystkim miała Matthew, bez niegonigdzie nie byłaby szczęśliwa Pracownicy farmy polubili ją, wtopiła się wmiejscowy krajobraz.Wydawało jej się nieprawdopodobne, że mieszka tuzaledwie od kilku tygodni.Tu był jej dom.Pierwszy, prawdziwy dom, jakikiedykolwiek miałaCały dzień pędzili bydło na pastwisko znajdujące się najbliżej drogi.Tam czekały ciężarówki, na które je załadowano.Wieczorem siedzieli przykolacji i odpoczywali po męczącym dniu.- Przydamy ci się helikopter - powiedziała Cassie.- Mógłbyś wtedyznacznie sprawniej kierować przemieszczaniem się stada.- Wiem, oczywiście masz rację, ale nie mam tyle pieniędzy- odparł Matthew.- Byłoby mi bardzo miło, gdybyś pozwolił dołożyć mi się do tej inwe-stycji - zaproponowała bez wahania- Wykluczone! Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy! - zarea-gował ostro.SR- Ależ.Matthew, wydawało mi się, że macie zamiar być razem.- za-oponował zdziwiony jego wybuchem Ned.- To normalne, że Cassie chceuczestniczyć we wszystkim.Chyba zbytnio rozpiera cię duma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]