[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Potrzebuje twojej pomocy.Przyjedz do biura Faradaya.Skrzyżowanie Czternastej z Alabama.Czwarte piętro.Mam kłopoty.- Już jadę!- Bob.- Co?- Nie mów nic Frankowi.Zapadło krótkie milczenie.- Jasne, nic nie powiem.Jack wyłączył telefon i skoncentrował się na tym, co działo się w biurowcu.Nie wiedział, ileprzegapił, gdy rozmawiał przez telefon.Uspokoił się trochę, kiedy usłyszał głos Hailey:- Zaraz, zaraz, ja przecież pana znam.- powiedziała, powoli cedząc słowa.- To pana spotkałam wmieszkaniu Roya Chandlera.- A po chwili dodała - Tak, z pewnością to był pan.Cholera, wyglądało na to, że Hailey ma poważne problemy.Jack przysunął mikrofon blisko do ust iszepnął:- Trzymaj się, mała, pomoc już w drodze.Spróbuj go trochę zatrzymać, ale nie rób niczego, comogłoby wzbudzić jego podejrzenia.Czuwam tu nad tobą, nie martw się.- A to co? - odezwał się znowu męski głos.- Co planowałaś zrobić z tymi rzeczami? - zapytał ostro.-No pięknie, moja droga, włamanie i kradzież.No pięknie - powtórzył.- Wygląda na to, że spędziszjakiś czas za kratkami.Ostatnia część układanki207- Nie słuchaj go, Hailey - powiedział cicho Jack.- To nie jest glina.Udaje.Rób tak, jakbyś chciała znim podjąć współpracę.Zaraz tam będą, nie daj się zdenerwować.- A może cię po prostu zabiję i w ten sposób zaoszczędzę pieniądze podatników?Jack nie mógł tego dłużej słuchać.Otworzył drzwi samochodu i powoli zaczął wysiadać.Nie był wstanie wszystkiego ze sobą wziąć.W jednaj ręce trzymał pistolet, w drugiej krótkofalówkę.Obie terzeczy były mu niezbędne.Musiał więc zrezygnować z laski.Trudno, jakoś sobie poradzi.Zatrzasnąłdrzwi i ruszył do przodu.Biodro bolało go niemiłosiernie, lecz zacisnął zęby i starał się myśleć tylko oHailey.Wsłuchiwał się w każde słowo rozmowy, która toczyła się na górze.- Póki co, usiądz sobie, kochana, ale rączki, bądz tak miła, załóż na kark.- W porządku usłyszał jej spokojny głos.Dzięki Bogu, potrafiła zapanować nad sobą, co w tejsytuacji wcale nie było takie łatwe.- Hailey, kochanie, posłuchaj mnie.Idę do ciebie.Za chwilę dotrą posiłki.Wytrzymaj jeszcze tylkokilka minut.Jesteś nadzwyczajna.Usłyszał, jak pociąga nosem.Miał wrażenie, że próbuje ukryć przed nim łzy.- Najdroższa, wierz mi, też cię kocham i nie potrzebuję już więcej czasu.Po prostu wiem.- Starałsię iść jak najszybciej, by czym prędzej dotrzeć do wejścia.Przy kolejnym kroku zle postawił stopę iomal się nie przewrócił.Ból przeszył go na wylot, Jack zagryzł jednak zęby i szedł dalej.- Jesteśjedyną osobą, którą kocham.Błagam cię na wszystko, zachowaj208 Jo Leighspokój.Jestem skończonym idiotą.Nigdy nie powinienem był się zgodzić, byś tam poszła.Moje życiebez ciebie byłoby pozbawione wszelkiego sensu.Kochanie, kiedy wejdę do środka, spróbujemy się znim jakoś dogadać.Oddamy im ten cholerny worek i ten zeszyt.Oddamy im wszystko, jeżeli tylko cięwypuszczą i zostawią w spokoju Megan.Nie ma dla mnie ważniejszych od was istot, słyszysz?- Hej! A to co za cacko? Pokaż no.Krótkie skrzypnięcie, a potem cisza.Nic, tylko głucha cisza.- Hailey, Hailey! Odezwij się.- nawoływał z rozpaczą w głosie, choć wiedział, że na nic się to niezda.Za każdym razem odpowiadała mu głucha cisza.Ten sukinsyn zauważył kabel, pomyślał rozwścieczony Jack.Więc już wie, że nie jest sama, żenajprawdopodobniej ma wspólnika i że być może zdążyła wezwać pomoc.Mógł ją teraz zastrzelić izwiać lub wywiezć nie wiadomo dokąd.Muszę się do niej dostać, nawet gdybym miał się tamdoczołgać, postanowił.Jednym pchnięciem otworzył szklane drzwi i tak bardzo wystraszył strażnika,że ten mało nie spadł ze stołka.- Halo! Co to ma być? - zawołał za nim, kiedy się tylko otrząsnął, ale Jack był już koło windy.- Jestem z policji! Za chwilę dotrze tu wsparcie.Powiesz im, że jestem na czwartym piętrze, w biurzeFaradaya - krzyknął Jack.Ogarnęła go potworna wściekłość na siebie, że nie mógł wbiec po schodachi że w ogóle pozwolił Hailey na realizację tego szalonego planu.- Dzwonię po policję! - zawołał z oburzeniem strażnik.Ostatnia część układanki209- Doskonale! Już to zrobiłem, ale popędz ich trochę - powiedział, zanim zamknęły się za nim drzwiwindy.Przycisnął czwórkę i po chwili ruszył na górę.Jeszcze nigdy w życiu nie jechał czymś tak ślamazar-nym.Wykorzystał ten czas, by się przygotować.Odbezpieczył pistolet i próbował uspokoić oddech.Przypomniał sobie, jak robiła to Hailey.Nagle drzwi windy otworzyły się bezszelestnie, lecz było totrzecie piętro, a nie czwarte.Przycisnął kilkakrotnie guzik opatrzony cyfrą cztery, lecz nic to nie dało.Winda nawet nie drgnęła.Cholerny strażnik, zaklął Jack pod nosem, pewnie wyłączył prąd, a Haileybyła tam całkiem sama, oko w oko z bandytą.Z bezradności uderzył pięścią w ścianę, a potem ruszyłkorytarzem w stronę klatki schodowej.Hailey siedziała nieruchomo na krześle i starała się nie wpadać w panikę.Teraz, kiedy zostałazupełnie sama, nie było to łatwe.Tak bardzo pragnęła, by znalazł się przy niej Jack.Przyglądała sięmężczyznie, który mierzył do niej z pistoletu, i próbowała zapamiętać każdy szczegół.Doszła downiosku, że nie jest zbyt bystry, ale o tym przekonała się już wcześniej, w apartamencie Roya.Wbrewpozorom wcale nie było to pocieszające.Wiedziała, że jest zdolny zastrzelić ją bez zmrużenia oka, apotem dopiero zastanawiać się, czemu wcześniej nie zadał jej kilku ważnych pytań.Doszła downiosku, że najlepszym sposobem na tego faceta będzie zgrywanie idiotki.Kogoś bardziejinteligentnego z pewnością nie udałoby się przekonać o tym, że najpierw przez przypadek włamała siędo biura Faradaya, a potem przez pomyłkę wykradła z zamkniętej szuflady dyskietki i inne ważne210 Jo Leighdokumenty.Nie wiedziała wprawdzie, czy udało się jej przekonać go o tym do końca, ale jakoś niemiało to dla niej specjalnego znaczenia.Najbardziej obawiała się o Jacka.Co pomyślał, kiedy nagle urwał się z nią kontakt? Wiedziała, że zawszelką cenę będzie chciał się tutaj dostać.W tej sytuacji naprawdę trudno zachować spokój.W ogólenigdy, ale to nigdy nie przyszło jej do głowy, że kiedykolwiek wpadnie w takie tarapaty.Boże, prze-mknęło jej nagle przez myśl, co stanie się z Megan, kiedy zabraknie i jej, i Jacka? W oczach Haileypojawiły się łzy, ale to nie był dobry moment, żeby się rozklejać.Jack spojrzał z przerażeniem na schody, które wydały mu się Mount Everestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]