[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku spędzonych tam dniach Nicholas nigdy już nieczuł się czysty.Okopy i leje po artyleryjskich pociskach spływały zimną, brązowąwodą, a niepodobny do ziemskiego krajobraz przypominał raczej ten księżycowy.ISR wszędzie błoto.Gdy ranny żołnierz w nie padał, nie był w stanie wygrzebać się zeń,i tak umierał.Pewnego ranka znów poderwano ich do ataku.Był początek września: walkinad Sommą zaczęły się pierwszego lipca.Nicholas i Richardson przybyli do Francjiw kwietniu.Natarcie rozpoczęło się o piątej rano.Zatrzęsła się ziemia, zaryczały działa.Ktoś jednak popełnił błąd i pociski spadały sto jardów przed celem.Nicholas ujrzałswych żołnierzy pod ogniem własnej artylerii! Jedni usłyszeli rozkaz odwrotu, inninie.Nicholas przetrwał skulony w okopie wraz z dwudziestką tych, którzy przeżyli.Pociski wybuchały wszędzie.Nicholas pragnął zakopać się w błocie, ryć paz-nokciami ziemię, dopóki nie będzie bezpieczny.W końcu uformowali się na nowo i ruszyli na wzgórze.Na szczycie odkryli,że nie wszystkie druty zasieków zostały przecięte.Próbowali przedzierać siępojedynczo, ale co chwilę któryś zaplątywał się w zasiekach i już tam zostawał.Idącemu na czele Nicholasowi udało się jakoś przejść, ale znalazł się poniewłaściwej stronie wzgórza, na ziemi niczyjej.Z Holtbym, Davisem i Crashawemukrył się w kraterze po pocisku artyleryjskim.Zanosiło się na dłuższe pozostanie w bezruchu, bo choć padało, w świetle dniawidoczność wciąż była niezła.Holtby, który wychylił się, by wyjrzeć, zaraz dostałkulę w twarz i z krzykiem upadł na plecy.Zrobili dla niego, co tylko było w ichmocy, czyli niewiele, i Nicholas odetchnął z ulgą, gdy żołnierz zmarł po kilkuminutach.Działa znów się odezwały i kanonada trwała aż do zmroku.W każdej chwili ztamtych ośmiu godzin Nicholas spodziewał się śmierci.Obrazy z dawnego życiaprzesuwały się przed nim wyraziste jak fotografie: dzieciństwo, szkoła, wakacje wDrakesden.Wspomnienia przeraziły go, bo wiedział, że zapowiadają śmierć.I wkońcu niemal za nią zatęsknił, ponieważ napięcie stawało się już nie do zniesienia.Wieczorem już tylko on został przy życiu, bez podwładnych, bezprzełożonych, bez nikogo.Ogień artyleryjski trochę przycichł, ale krótkie okresySR ciszy zamiast uspokoić - przerażały.Nicholasowi wydało się, że przeżył tylko on, żena polu bitwy polegli wszyscy - żołnierze, cała ludzkość.Próbował podczołgać siędo krawędzi leja i wtedy stwierdził, że jego ciało nie reaguje na polecenia mózgu.Patrzył na swe dłonie kreślące w powietrzu jakieś dziwne koła, łapiące nie wiadomoco.Nogi, zanurzone w wodzie, trzęsły się jak galareta.Stracił poczucie czasu;wydostanie się z błotnistej mazi zajęło mu całe wieki.Nikt nie strzelił.Nicholas rozejrzał się wkoło.Widok, jaki ujrzał wzapadającym zmroku, dał mu pewność zagłady znanego od dzieciństwa świata.Przed nim rozciągały się w nieskończoność pola błota, gęsto usiane kraterami.Wtym dziwnym kraju rzeki zamieniły się w zamulone kanały, lasy w tonące wbagnach kikuty drzew.Czerwień krwi okazywała się tu jedynym kolorem, resztabyła jak monochrom.Jak długo leżał przewieszony przez krawędz leja, nie wiedział.Nie wiedział,gdzie swoi, gdzie wróg.Dotąd zawsze jakiś starszy rangą oficer, a wcześniejnauczyciel lub matka mówili mu, co robić.W końcu przywołał go do rzeczywistościodgłos pojedynczych wystrzałów karabinowych; zaczął się czołgać.Nie poruszał sięw żadnym określonym kierunku, czasami miał wrażenie, że zakreśla koło.Nogi iramiona odmawiały mu posłuszeństwa.Co chwilę obmacywał ciało i sprawdzał, czynie został ranny, nawet tego nie zauważając - najwyrazniej był cały.Zdjęty panikąpróbował się opanować, ale lęk rósł i rósł.Po drodze mijał zabitych i rannych.Niektórych rozpoznał, żołnierze z innychregimentów byli mu nie znani.Konający unosili zrozpaczony wzrok, czasem jęcząc,próbowali go zatrzymać.Użył osobistego opatrunku, by powstrzymać krwotok urannego z ręką oderwaną w łokciu.W beznadziejnej próbie okręcał poszarpanykikut.W końcu dostrzegł w zasiekach lukę.Co chwila osuwając się w błocie,wczołgał się na grzbiet wzgórza.Wtem działa odezwały się na nowo.Wydało musię, że jedyna droga powrotu wiedzie przez druty.Było już całkiem ciemno, corazbardziej tracił orientację.Wśród rozrywających się pocisków nawet nie zauważałSR kaleczących ciało metalowych kolców.Z nosem i ustami zalepionymi glinąpośpiesznie zczołgiwał się ze zbocza.Rozsuń druty, Nick, ruszaj nogami - poganiałsię na głos.Zobaczył przejście na drugim końcu zasieków, więc poczołgał się wtamtą stronę, i już prawie był na drugiej, gdy spadło na niego coś ciężkiego.Odepchnął to coś, co okazało się martwym żołnierzem, jak on - oficerem.Ciało, wciąż zaczepione o druty, wisiało obok.Wysunięta do przodu noga trupablokowała przejście.Roztrzęsiony Nicholas powoli przesunął się nad ciałem.Nie powstrzymał się od spojrzenia nieboszczykowi w twarz.Zobaczył jasnewłosy i szeroko rozwarte niebieskie oczy Richardsona, brakowało tylko uśmiechu.Dolną szczękę oderwał odłamek pocisku.Krzyk Nicholasa przeszedł w gniewne wycie.To, co tego dnia widział,obrażało boskie prawa, wszystko, co do tej pory nauczono go szanować.Jego umysłbronił się przed następną falą okropieństw; Nicholas niemal tęsknił za fizycznymbólem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •