[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możemu zostać odebrany majątek, a on będzie umieszczony w tym samym miejscu, co jego zmarłyojciec.Arill długo przyglądał się urzędowej osobie, a pózniej lensman gotów był przysięgać, żewidział w jego oczach błysk rozsądku.Nienawiść i gorycz, owszem, lecz także rozsądek.Tak więc lensman utwierdził się w przekonaniu, że byłoby błędem pozwolić Ingalillprzejąć po zmarłym mężu odpowiedzialność za majątek Arilla Storlendet.Brak jeszcze ponad roku do jego pełnoletności.Lensman uważał, że w tym czasie onamogłaby narobić wielkich szkód. Arill Storlendet nadal jednak kopal swój gigantyczny dół pośrodku najbardziejurodzajnych pól należących do Storlendet.Teraz ludzie zaczęli złośliwie chichotać.Mówili, że rzeczywiście potrzeba chyba takiej ogromnej dziury, by pogrzebać wszystkiegrzechy, jakie ta rodzina popełniła.Reina czuła, że każde słowo, jakie pada na temat Arilla,uspokaja ją coraz bardziej.On więc jej nie okłamał.Aż dziwne, jak dobrze świadomość tego na nią działała.Mimo wszystko jednak powinna była płakać.Arill jest szalony, podobnie jak jego ojciec.Nawet Johanna zaczęła się za niego modlić, przecież jest opętany.Nie uśmiechała się, lecz w jejgłosie brzmiało coś na kształt współczucia, kiedy wróciła z plebanii z wiadomościami iopowiadała Reinie, jak zle stoją sprawy Arilla.- Z drugiej strony to nic więcej, tylko sprawiedliwość, surowa boska sprawiedliwość.Chociaż można by płakać nad takim losem.Zostanie odesłany do domu wariatów, jeśli tylkokogoś tknie choćby palcem.I jeszcze przez ponad rok Ingalill będzie jego opiekunką.To zaprawdę los, nad którym aniołowie pańscy musieli się długo zastanawiać.Reinazacisnęła zęby.- Ona chyba nie może być jego opiekunką! Nie należy do rodziny, a poza tym jest zamłoda - zawołała.Johanna przytaknęła.- Owszem.Pan Daae mówi, że chyba wyznaczą jeszcze kogoś do opieki.Nie mogą jednakwyrzucić Ingalill.Bo mianowicie ona jest.Johanna mrugnęła i poklepała się po brzuchu.- Nie! - zawołała Reina.Po prostu jej się wymknęło.Johanna z poważną miną kiwałagłową.Wzruszyła ramionami.- Prawdopodobnie nie jest to dziecko Gjerta.Ludzie gadają, że ta ladacznica twierdzi.żeto dziecko Arilla!Johanna westchnęła, rozcierała przemarznięte ręce, żeby je ogrzać.Wieczór był chłodny,chociaż wrześniowe dnie wciąż trwały łagodne i spokojne.Johanna czujnie obserwowała swoją córkę, tak jak to robiła zawsze, gdy padało nazwiskoStorlendet. - Bardzo się cieszę - powiedziała cicho, patrząc córce w oczy.- Bo pomyśl, o Boże,pomyśl, gdybyś ty jeszcze.Reina uśmiechnęła się krzywo.- Miałaś rację, mamo.Teraz to widzę.Johanna objęła ją.- Niech cię Bóg błogosławi, moje dziecko.Pan wysłuchał moich próśb.Reina pozwalała matce głaskać się po ramionach.Gdyby się bardzo postarała, to możezaczęłaby coś odczuwać.- Kiedy Benjamin przyjedzie do domu? Johanna wyprostowała się.- Nie wiem.Pisał ostatnio, że będą musieli ciężko pracować aż do Bożego Narodzenia.Właściciel dworu jest bardzo niecierpliwy.Pani Daae uważa, że jeśli nawet jego wymagania sąwielkie, to z pewnością zapłata też będzie godna.Reina ponownie skinęła głową.Johanna była szczęśliwa.Benjamin przyjął propozycję pracy w majątku Knagenhjelm wKaupanger.To tylko dzień drogi stąd.Nawet w zimie można będzie do niego dotrzeć w ciągujednego dnia.Johannę napełniało to poczuciem bezpieczeństwa.Reina także cieszyła się, że listyszybciej będą krążyć.Słowa Rafaela przychodziły do niej w niedużych, zawiniętych w płótnorulonikach co drugi tydzień.Zawsze można było znalezć kogoś, kto akurat wybierał się w drogę.Owe powolne rozmowy dawały jej w ostatnim czasie wiele do myślenia.Niekiedy przychodziło jej do głowy, że to jedyna sprawa, która ją jeszcze zatrzymuje wdomu.Pielęgnowała chorych, nosiła leki i do domu wariatów, i do przytułku dla biednych.Uczyła młode kobiety, jak stosować proste lekarstwa, pokazywała żołnierzom, jak się oczyszcza iprzypala rany postrzałowe.Coraz częściej jednak obecność ludzi budziła w niej zakłopotanie.Męczyły ją ich myśli,historie całego ich życia dosłownie zwalały się na nią z ogromną siłą, nie była w stanie opieraćsię zalewającym ją wizjom.W głębi duszy wiedziała, że jeśli to potrwa dłużej, ona też zwariuje.No ale jeśli to miałoby ją połączyć z Arillem.Czasami do pózna w nocy nad tym rozmyślała.Wciąż jeszcze miała wystarczająco dużosił, by nie poddawać się zmartwieniom w biały dzień.Ważna jest praca.Matka jej potrzebuje. Brat również, teraz będzie go widywać częściej.I Rafael.on chyba jej nie potrzebował.Za to on pisał do niej:  Musisz się utrzymać natym świecie, droga przyjaciółko.Nie rób żadnych głupstw! Bo pomyśl, co by to było, gdybytwoja matka miała rację, że istnieje piekło gorsze niż to ziemskie!"Rafael żartował ze wszystkiego.Nawet z piekła.A kiedy raz namalował własny portret, towyposażył się w kopyta, rogi i ogon. Czy nie wiedziałaś, że noszę anielskie imię? A przecież diabły i anioły pochodzą z tegosamego rodu".Jego listy zawsze zawierały nowe myśli.Była przekonana, że dopóki te listy będą przychodzić, to ona jakoś brnąć będzie dalej poswojej drodze życia.Niezależnie od tego, do jakiego końca to wszystko zmierza.Kiedy jesień zrobiła się naprawdę chłodna, Emmi i Diana zamknęły połowę domu.Przytulne sypialnie na piętrze ogrzewano solidnymi piecykami.Natomiast wielka sala balowaoraz znajdująca się za nią kuchnia zostały opróżnione i zamknięte.Wniesiono też wielki żeliwnypiec do pokoju kredensowego między salonami, mógł stamtąd ogrzewać nawet małą łazienkę.- Zimą nie potrzebujemy miejsca do tańca - westchnęła Emmi, prostując obolałe nogi.Teraz, przy chłodnej i wilgotnej pogodzie, reumatyzm dręczył ją bardzo.Diana smarowała jąmaścią eukaliptusową, gotowaną przez Astrid, Aurora masowała swoimi delikatnymi dłońmiopuchnięte kolana.Johanna zaproponowała, by przynajmniej raz dziennie jadły w Vildegard ciepły posiłek,one jednak uprzejmie podziękowały.A kiedy skończył się jesienny ting i spadł pierwszy śnieg, nie zajęły się nawet tym, byktoś oczyszczał ze śniegu drogę między Zamkiem Marji i Vildegard.Zamykają się niczym zwierzęta w norze, myślała Reina.Jesienny ting trwał pięć dni i wydarzyło się wtedy wiele ciekawych rzeczy.Nikt nie byłspecjalnie zaskoczony tym, że Arill Storlendet nie wystąpił o skrócenie konieczności opieki nadnim tak, by sam mógł się zająć swoim dziedzictwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •