[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbliżyła się do Troya, gdy wsiadał na słonia.Sprawdziła, czyjest porządnie przypięty, i pomachała mu, gdy cierpliwe zwierzęrozpoczęło swoją kolejną rundę.Podszedł Ross.Stanął niedaleko,wyjął aparat i w chwili, gdy Troy pomachał do nich, zrobił mu58RSzdjęcie.Laura zdenerwowała się niezmiernie, domyślając się, dlakogo jest ono przeznaczone.Niestety, nie mogła nic zrobić - nie ma prawa zabraniającegofotografowania ludzi.W końcu Ross podniósł rękę na pożegnanie izniknął wśród tłumu zwiedzających.Nie dawał znaku życia przez następny tydzień.Laura zaczynałajuż myśleć, że może Petros Aleksiakis zmienił swoje zamiary.Piątkowe popołudnie spędzała właśnie w kuchni, czyniącprzygotowania do wystawnej kolacji dla swoich pracodawców i ichgości.Troy siedział przy stole i pomagał jej łuskać groszek.Zezmarszczonym z przejęcia czołem przyciskał strąki swoimi małymipaluszkami, tak aby się otworzyły i piszczał z radości, gdy któryśgłośno strzelił.Usłyszała dzwonek do drzwi frontowych, lecz pani domu byłaakurat obecna i krzyknęła, że otworzy.W minutę pózniej zeszła dokuchni i obrzuciła Laurę zdziwionym spojrzeniem.- Przyszło do ciebie dwóch mężczyzn.Jeden nazywa się RossAshton, a drugi jest cudzoziemcem o jakimś strasznieskomplikowanym nazwisku.Laura gwałtownie pobladła.- Znasz ich? Czego oni chcą? Mam nadzieję, że nie wpakowałaśsię w żadne kłopoty - powiedziała ostro jej pracodawczyni.- Nie, oczywiście, że nie.- Laura wzięła się w garść.Tak więczjawił się sam wielki Petros Aleksiakis.59RSMusi być zdeterminowany, skoro zdecydował się osobiścieprzyjechać do Anglii, by ją przekonać.Wydaje się, że Troy jednakwiele dla niego znaczy.Spojrzała na syna, uważnie wytrząsającegogroszki ze strąków.Był dla niej najważniejszy.Nie ma mowy, bypozwoliła Aleksiakisowi go sobie odebrać.Zdała sobie nagle sprawę, że pani domu wciąż czeka.- Przepraszam, że zadzwonili do frontowych drzwi -powiedziała.- Nie tylko zadzwonili do frontowych drzwi, ale podjechali rolls-roycem z kierowcą.Kim oni są?Laura nie odpowiedziała, gdyż odwróciła się właśnie do Troya.Wysłała go do pokoju, przerażona myślą, że mógłby zostać porwanyprzez jakiegoś szofera.- Możesz włączyć telewizor, ale nie wychodz, dopóki cię niezawołam - przykazała chłopcu.Troy jak zwykle posłusznie wypełnił jej polecenie.W obecnościktóregoś z członków zatrudniającej ją rodziny zachowywał się zawszewyjątkowo grzecznie.Mimo że był jeszcze małym dzieckiem,wyczuwał przepaść pomiędzy nimi i ludzmi, u których mieszkali.- Przepraszam, zaraz ich tu sprowadzę - powiedziała Laura, gdychłopiec wyszedł.- Nie ma potrzeby.Przyślę ich na dół.- Pani domu byłazirytowana.- Tylko, na miłość boską, nie przypal niczego, kiedy się znimi zagadasz.I nie zapomnij, że za pół godziny musisz odebraćdzieci ze szkoły.60RS- Tak, oczywiście.Laura podeszła do piekarnika i wyjęła z niego zakąski, którewłaśnie przypiekała.Za moment usłyszała odgłos kroków, jednychszybkich i lekkich, drugich nieco cięższych.Musiała stanąć twarzą wtwarz z ojcem Nika, a dziadkiem Troya, autokratą, który zrujnował jejżycie.Był tęższy od Rossa i o głowę od niego niższy.Miał szpakowatewłosy, krzaczaste brwi i śniadą twarz o pełnych ustach.Obajmężczyzni byli przystojni, choć w innym typie.Jednak przez ułameksekundy Laurze wydawało się, że dostrzegła pomiędzy nimi pewnepodobieństwo, a co ważniejsze, zobaczyła cień Nika w rysach jegoojca.Petros ubrany był w pięknie skrojony czarny płaszcz, na głowiemiał czarny kapelusz.%7łałoba, pomyślała Laura.Przez parę sekundpatrzyli na siebie w milczeniu, ważąc swe siły, jak gladiatorzy przedwalką.Petros Aleksiakis przegrał ją, zanim się w ogóle zaczęła.Ross obserwował ich uważnie.Przerwał w końcu milczenie.- Sądzę, że nie muszę was sobie przedstawiać.Petros przybył tu,by pomówić z tobą osobiście.- Czyżby? - wyrwało się Laurze.Petros Aleksiakis zrobił parę kroków i rozejrzał się dokoła wmilczeniu.Prawdopodobnie jeszcze nigdy w życiu nie był w kuchni,pomyślała Laura.Niech trochę pocierpi.- Panno Marland, moja osobista wizyta tutaj ma na celuudowodnienie pani, jak poważnie traktuję złożoną pani ofertę.-Mówił po angielsku płynnie, choć z obcym akcentem.- Wiem, że moja61RSrodzina dostarczyła pani wystarczających powodów do nienawiści.Ale mój syn nie żyje i chciałbym zrobić wszystko, co w mojej mocy,dla jego syna.Wyciągnął do niej ręce w geście mającym wzbudzić sympatię iwspółczucie, lecz Laura stała nieporuszona.- Troy niczego od pana nie potrzebuje - odparła krótko - i nigdynie będzie potrzebował.Wielokrotnie prosiłam, by to panupowtórzono.Proszę więc wracać do Grecji i zostawić nas w spokoju.- Obawiam się, że nie mogę tego uczynić.Niko zostawiłtestament, w którym prosi mnie o zabezpieczenie jego syna.- Bzdura! - odparła Laura.- Niko, za pańską namową, wyrzekłsię go! Był przekonany, że dziecko oddane zostało do adopcji.Pański.- Jej wzrok spoczął na pozbawionej wyrazu twarzy Rossa.-Pański prawnik poinformował go o tym.- Niemniej jednak, spisując testament, Niko pomyślał o synu.-Petros niełatwo się zrażał.- Jestem tu, by wypełnić jego wolę -zawahał się przez chwilę.-W końcu Troy jest jego jedynym dzieckiem- dodał, co Laura odebrała jako próbę wzbudzenia w niej współczucia.- A czyja to wina? - odgryzła się.- Gdyby nie namawiał panprzyjaciółek Nika do przerwania ciąży, miałby już zapewne gromadędzieci, prowadząc styl życia, do jakiego go pan zachęcał.Z satysfakcją zauważyła, że gwałtowność i otwartość jej atakuwprawiła Petrosa w zakłopotanie, lecz odzyskał panowanie nad sobą.- Przepraszam, panno Marland - rzekł z wysiłkiem - ale czynaprawdę uważa pani, że to jest odpowiednie miejsce dla pani syna?62RSRozumiem, że jest pani tutaj służącą, że była pani służącą również winnych domach.Czy chce pani wychowywać dziecko w atmosferzeponiżenia?- Jakoś sobie radzimy - odparła Laura.- Uczciwie pracuję i niepotrzebuję jałmużny ani od pana, ani od instytucji społecznych.Nierozumiem, dlaczego inni ludzie mieliby płacić za moje błędy.- Ojciec pani dziecka chciał mu zapewnić godziwe warunkiżycia.Czy można to nazwać jałmużną?- Jeszcze raz panu powtarzam: nie chciałam niczego od Nika iteraz nie chcę niczego od pana - odrzekła Laura z uporem.Zaczynał jąznów ogarniać gniew.Petros nie zniechęcał się nadal.- Proszę tylko o to, by zechciała pani przyjechać do Grecji nawakacje.Wyrwie się pani na jakiś czas z tego ponurego miasta, gdziebez przerwy pada.- O, nie! - rzuciła.- Daj kurze grzędę, a ona: wyżej siędę.Petros zmarszczył brwi i zwrócił się do Rossa po grecku.- Co ona powiedziała?- To przysłowie - odrzekł Ross w tym samym języku.- Chciałaprzez to powiedzieć, że jeśli raz ci ustąpi, zaczniesz wysuwać coraz tonowe żądania.Uśmiechnął się zjadliwie, a Petros odwzajemnił mu się cierpkimspojrzeniem.- Miałeś rację, jest okropnie uparta - przyznał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]