[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wypuść mnie, Key. Tommy podniósł na niego oczy. Gdzie chcesz. Jesteś moim kluczem. Jestem odłamkiem klucza! Przejdziesz nawet sam.Wiem, ciebie nic nie powstrzyma.Dojdziesznawet na czworakach.Ja nie chcę! Tommy, to jest potrzebne przede wszystkim tobie.We wszechświecie nie może być dwóchArturów Curtisów.I nie może istnieć człowiek, który uważa się tylko za ułamek pełnowartościowejosobowości.Musisz stać się człowiekiem.To, co ci się przytrafiło, zanim straciłeś pamięć, nienależy do ciebie.Ty jesteś Tommy Arano.Przeszedłeś Cailis i Djenah.Brałeś udział w zamachu naImperatora Greya.Stałeś się kimś, kim nigdy nie stanie się Artur Curtis.Jesteś od niego silniejszy. Kłamiesz& Tommy odrzucił głowę do tyłu. Nigdy nie uważałeś mnie za równego Arturowi. Oczywiście, że jesteś od niego silniejszy.Ale nawet nie o to chodzi.Ty jesteś lepszy. I wyciągałbyś mnie z wojskowej bazy imperialnej? Cztery lata temu nie.Teraz tak.Tommy, nikt nie kocha równych sobie.Równy tobie może staćsię tylko przyjacielem.Ale na to trzeba czasu. I teraz nadszedł ten czas, Key?Mężczyzna, za którym pozostała tylko krew i zdrada, znany jako Zmierć, człowiek, który zasłużyłw krwawej rzezi Chaaranu na przezwisko Odra, popatrzył chłopcu w oczy. Naprawdę mnie potrzebujesz? Tak.Nie przejdę sam, Tommy.Masz rację, będę się nawet czołgał, jeśli nie będzie innegowyjścia.Muszę dojść.Ale może po raz pierwszy w życiu potrzebuję partnera.Potrzebuję przyjaciela.Tommy Arano milczał. Będzie mi trudno samemu, chłopcze. Zmusimy gwiazdy do płaczu, Key. Spróbujemy, Tommy.Rozdział 3W biurze rejestracyjnym kosmoportu Fierny pracowało wielu Mrszan.Nie dlatego, że do tej pracynie dałoby się znalezć ludzi.Po prostu osiedle ludzi na ojczystej planecie prarodzicielce Mrszanrządziło się innymi prawami niż enklawy na Ursie czy Meklonie.Przyjazne stosunki między dwiemapotężnymi rasa mi specjalnie podkreślane przez rządy Imperium i Terytorium wymagały jednakstałej wzajemnej kontroli.Sajela, wolnonajemny Mrszan pracujący jako starszy rejestrator sekcji małych statków, należał dopłci męskiej-prim.Ta najmniejsza i najbardziej uciskana część społeczności Mrszan jeszcze sto lattemu nie miała praktycznie żadnych praw obywatelskich.Teraz czasy się zmieniły i tylko dzięki temuSajela żył.Dawniej wybujała ambicja i krnąbrność nie dałyby mu szansy.Sajela miał na sobie co było obowiązkiem wszystkich wolno-najemnych beżowe spodnie i cośw rodzaju kamizelki.W odróżnieniu od innych Mrszan nosił ubranie nie tylko ze względu na przepisczy na szacunek dla ludzkich zwyczajów.Po prostu lubił być ubrany.Również nigdy, z wyjątkiemobrzędu zaślubin, nie chodził na czworakach.%7łycie na styku dwóch kultur dawało wiele przewagpotencjalnemu pariasowi, obdarzonemu elastyczną moralnością.Kosmoport był przepełniony.Sezon młodego wina zawsze przyciągał na Fiernę ludzkich turystów.Agencje podróży frachtowały coraz to nowe liniowce, trasy tranzytowych statków często zahaczamyo Mrszańskie Terytorium. Dokumenty&Sajela przekartkował cienkie plastikowe książeczki paszportów.Dwóch obywateli Cailisa, płećmęska, komiwojażerowie& Uniósł puszystą rudawą twarz, porównując fotografie.Wszystko się zgadzało. Tranzyt? zainteresował się. Tak, lecimy do Julianny odpowiedział starszy z przybyszów. Macie udaną trasę powiedział Sajela, mrugając do mężczyzny. Sezon młodego wina w pełni. Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym przyznał komiwojażer. Dobre powiedzonko zauważył Sajela.Nigdy nie tracił okazji uzupełniania zasobu ludzkichidiomów. Tankowanie według zwykłej kategorii pilności? Oczywiście& może się pan nie spieszyć.Sajela włożył paszporty do drukarki i zaczął starannie wypisywać tymczasową wizę. Macie całą dobę.Nie wolno opuszczać terytorium ludzkiego osiedla& każda roślina,pożywienie i narkotyki zostaną uznane za kontrabandę&Nie mógł zrozumieć, co obudziło jego czujność.Dzisiaj przedefilowało przed nim pół setkipodobnych gości. Urodzeni na Cailisie? W piątym pokoleniu.Garik& Starszy mężczyzna poklepał młodego po ramieniu & to mójsiostrzeniec.Nie mam dzieci, a trzeba przecież komuś przekazać miejsce.Na aTan nie uzbiera, aległodny nie będzie, no i świat obejrzy&Absolutnie normalna ludzka reakcja.Nadmierna gadatliwość, próba przypodobania sięurzędnikowi celnemu& nawet jeśli nie lamie się żadnego prawa.Sajela wręczył ludziom paszporty. Miłego wypoczynku na Fiernie. Dziękujemy bardzo.Sajela patrzył na nich z mrszańskim odpowiednikiem ludzkiego uśmiechu.Dobrzy ludzie.ChwałaBezbrzeżności, że Imperium i Terytorium znowu są w przyjazni.Ten handlowiec z dobrodusznątwarzą i ruchami zawodowego zabójcy w walce byłby chyba skrajnie niebezpieczny&Mrszanin drgnął, uświadamiając sobie własną myśl.Aatwo zmienić twarz.Zamaskować sylwetkę nic prostszego.Nietrudno też zmienić odciskipalców i wzór siatkówki.Można sfałszować nawet genotyp.Ale nic nie zrobi się z tym, co tworzy podstawę osobowości nawykami, instynktami, odruchami.Komiwojażerowie z Cailisa byli fałszywi.Sajela popatrzył na naczelnika zmiany, dobrodusznego starszego człowieka, który zrobił pytającąminę.Sajela pokręcił głową.Pośpiech wskazany jest tylko przy łapaniu pcheł.Przykre, ale jakże prawdziwe ludzkieprzysłowie.Podrapał się.Małe krwiożercze owady z Terry, świadomie podrzucone na Fiernę wczasie konfliktu tukajskiego, od wielu lat były istną plagą Mrszan.Agenci SB1? Mało prawdopodobne.Szpiedzy nie rzucają się w oczy.Najemni zabójcy? Porachunki pomiędzy ludzmi? Nic ciekawego.A na zdemaskowaniu dwóchkryminalistów kariery się nie zrobi.Najwspanialszym darem od losu byłoby złapanie dwóch terrorystów, którzy próbowali zabićImperatora Ludzi&Sierść na karku Sajeli zjeżyła się.A może zasłużył na dar od losu?Rozdział 4Nastrój Keya poprawiał się w zaskakująco szybkim tempie.Tommy przyglądał się towarzyszowize zdumieniem. Lubię Fiernę. Alkoholik.Osiedle ludzi nie było duże pięciokilometrowa łata wokół kosmoportu.Typowy pagórkowatykrajobraz Fierny sprawiał, że ten skromny teren mógł pomieścić dwieście tysięcy ludzi& jednakmiasteczko wydawało się przeludnione nawet bardziej niż endoriańskie megapolisy. Nie zostawaj w tyle powiedział Key, przedzierając się przez tłum.Biała kopuła urzęducelnego została za ich plecami, malutka wśród wzbijających się w niebo wieżowców.Ani jednegosamochodu, tylko ludzie, ludzie, wszędzie ludzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]