[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Madeleine odpowiada razno, jakby czytaÅ‚a na gÅ‚os: - Oui, je suis folle, je suis unemaniaque - i zaczyna mechanicznie podrygiwać.- C'est ça quoi ja di, ya crazy batar - mówi Colleen.W ten sposób Madeleine dowiaduje siÄ™, że Colleen mówi po francusku.- To nie francuski, to michif - wyjaÅ›nia Colleen.Michif.Nazwa kojarzy siÄ™ Madeleine z psotÄ….Colleen wiesza torbÄ™ na kiju i wychodzi spod drzewa na deszcz.Rex rusza za niÄ….- Colleen, zaczekaj.Madeleine dogania jÄ… i idÄ… razem w milczeniu.Zdejmuje buty i skarpetki.DeszcztÅ‚ucze o ziemiÄ™ nieprzerwanymi strugami.W takim deszczu Å‚atwo jest biec, kaÅ‚uże zmieniajÄ…siÄ™ w trampoliny, pÄ™dzi siÄ™ jak po leÅ›nej dróżce, nie sposób siÄ™ zmÄ™czyć.Widmowe stodoÅ‚ymajaczÄ… na polach, piorun wstrzÄ…sa drzewami przy drodze dojazdowej do gospodarstwa.Aapy, bose stopy, przesiÄ…kniÄ™te adidasy.Czuć zapach mokrego psa.%7Å‚aden inny zapach niejest tak kojÄ…cy, z wyjÄ…tkiem obozowego ogniska.Lecz ognisko napawa też smutkiem,ponieważ siedzi siÄ™ wokół niego z rodzinÄ… poÅ›ród gÅ‚Ä™bokich ciemnoÅ›ci, wiedzÄ…c, że ta miÅ‚ośći poczucie wÅ‚asnej jazni nie rozpoÅ›cierajÄ… siÄ™ dalej niż na kilka kroków w mrok.- DokÄ…d idziemy? - pyta Madeleine.- Rock Bass.To nie bicz, to wÄ™dka.Tam na dole uratowaÅ‚o siÄ™ jeszcze nieco lata.ZieleÅ„ jest żywa, choć mieni siÄ™ jak staraskóra.ydzbÅ‚a trawy, wciąż wysokie, Å‚atwo siÄ™ gnÄ… i Å‚amiÄ…, przydepniÄ™te, już siÄ™ nie podnoszÄ….LiÅ›cie nadal miÄ™siste u nasady, przyczepione do gaÅ‚Ä…zek, ale tylko tygodnie dzielÄ… je od tejchwili, gdy być może od razu wszystkie zostanÄ… zdmuchniÄ™te.Kiedy nastaje ta chwila? SÄ…lata, że wichry wzmagajÄ… siÄ™ stopniowo, odrywajÄ…c po kilka liÅ›ci naraz, ale zdarza siÄ™ teżcicha, spokojna jesieÅ„ i jeszcze w listopadzie drzewa sÄ… okryte liśćmi, wielobarwne, iwystarczy jeden podmuch, żeby w jednej chwili je obnażyć.- To tutaj? - pyta Madeleine, gdy zatrzymaÅ‚y siÄ™ na skraju wÄ…wozu.Jego dnem pÅ‚yniestrumieÅ„, który wiosnÄ… wzbierze, ale nie na tyle, aby stać siÄ™ rzekÄ….Na drugim brzegu potokuroÅ›nie klon.To niesamowite, że kiedy my jesteÅ›my w szkole, Å›pimy albo oglÄ…damy telewizjÄ™, lastkwi tutaj, szumi, oddycha, przemienia siÄ™, z majestatycznym wdziÄ™kiem, na który skÅ‚adajÄ…siÄ™ niezliczone rzesze gorÄ…czkowych istnieÅ„, a każdy ich szelest, każdy pÅ‚acz wtapia siÄ™ w tenkoÅ‚yszÄ…cy, wszechogarniajÄ…cy rytm.Wdech, jest lato.Wydech, już jesieÅ„.Nie ruszaj siÄ™,zima.Otwórz oczy, wiosna.Ten klon jest taki cichy, lecz przemienia siÄ™ z pasjÄ….CzÄ…stka jego obumiera.Ta Å‚adna.Niebawem odsÅ‚oni przed Å›wiatem swój smutek, swÄ… starość i mÄ…drość, wznoszÄ…c sÄ™katekonary jak do modlitwy.Na tym polega jego piÄ™kno.- To jest Rock Bass - oznajmia Colleen i zeÅ›lizguje siÄ™ po zboczu do strumienia, a Rexza niÄ….Madeleine idzie w jej Å›lady.Można przejść po kamieniach, ale one przeprawiajÄ… siÄ™ nadrugÄ… stronÄ™, brodzÄ…c w wodzie.Pod klonem leży pÅ‚aski gÅ‚az, nieopodal widać pozostaÅ‚oÅ›ci ogniska.Colleen wyciÄ…ga ztorby puszkÄ™ po kawie, zdejmuje przykrywajÄ…cy jÄ… woskowany papier i wyÅ‚awia tÅ‚ustegorobaka.Nadziewa go na koÅ„cówkÄ™ żyÅ‚ki - robak wije siÄ™ w mÄ™czarniach - i zarzuca.Potemstoi nieruchomo na kamieniu i czeka.Madeleine kuca i czeka razem z niÄ…, z rÄ™kamizaÅ‚ożonymi za kolana.Podnosi patyk zwÄ™glony z jednego koÅ„ca i wypisuje nim swoje imiÄ™ napowierzchni gÅ‚azu.ImiÄ™ przypomina jej twarz i Madeleine żaÅ‚uje, że nie wyglÄ…da grozniej.SamogÅ‚oski, z szeroko rozwartymi oczami, jakby zapraszaÅ‚y do tego, żeby je ukraść, pozatym za dużo w nim sylab - każda stanowi sÅ‚abe ogniwo, Å‚atwo siÄ™ odrywa, jak staw.ChciaÅ‚abymieć jednosylabowe imiÄ™, zwarte, nienaruszalne.Jak Mike.- Dlaczego wtedy mnie nie stÅ‚ukÅ‚aÅ›? - pyta, zwracajÄ…c siÄ™ do pleców Colleen.- Nie jesteÅ› tego warta - odpowiada Colleen, wpatrzona w strumieÅ„.Madeleine rozciera na dÅ‚oniach sadzÄ™ z patyka.- Dlaczego?- Bo ja tam nie wracam, dlatego.- Colleen odchyla wÄ™dkÄ™ za siebie i ponowniezarzuca.- DokÄ…d nie wracasz?- Nie twój zasmarkany interes.- Jej gÅ‚os brzmi spokojnie.Pogodnie.Madeleinepociera dÅ‚oÅ„mi, jakby zamiast sadzÄ… wysmarowaÅ‚a je mydÅ‚em, potem obwÄ…chuje je.PachnÄ…ogniskiem.Czysto.- Dlaczego twoi rodzice by ciÄ™ odesÅ‚ali?- To nie rodzice.- Colleen przenosi na niÄ… wzrok i Madeleine uprzytamnia sobie, żeboi siÄ™ tej dziewczyny.Madeleine formuÅ‚uje pytanie inaczej.- Dlaczego zostaÅ‚abyÅ› odesÅ‚ana?- Za stosowanie przemocy.Przemoc.SÅ‚owo rozbÅ‚yskuje w umyÅ›le Madeleine czerwieniÄ… i czerniÄ….Madeleinewidzi mięśnie prężące siÄ™ na Å‚ydkach Colleen, zakurzonych i szczupÅ‚ych - wciąż opalonych,choć lato już dawno siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o.KurczÄ… siÄ™, gdy Colleen przesuwa siÄ™ do przodu.CoÅ›skubie haczyk.Colleen wyciÄ…ga maÅ‚Ä… rybkÄ™.Podryguje na koÅ„cu żyÅ‚ki, szarożółta, patrzynieruchomym wzrokiem.Colleen Å›ciÄ…ga jÄ… z haczyka i wrzuca z powrotem do wody.- SÅ‚yszaÅ‚aÅ› kiedyÅ› o Towarzystwie Pomocy Dziecku?- Nie.- To masz szczęście.Zza szarej zasÅ‚ony deszczowego popoÅ‚udnia wychodzi sÅ‚oÅ„ce, w samÄ… porÄ™, żebyzacząć swÄ… wieczornÄ… wÄ™drówkÄ™ za widnokrÄ…g.Madeleine nie ma pojÄ™cia, która jest godzina.Po lewej ukazuje siÄ™ lotnisko i ogarnia jÄ… wrażenie, jakby budziÅ‚a siÄ™ ze snu.Wtedy dopierospostrzega, że jest bez butów.- A gdzie ty wÅ‚aÅ›ciwie siÄ™ wybieraÅ‚aÅ›? - pyta Colleen.- Nigdzie.- Skoro tak mówisz.- Po prostu uciekaÅ‚am - wyjaÅ›nia Madeleine.- Mnie też siÄ™ to zdarzaÅ‚o.- Tak?- Wiele razy.- I dokÄ…d uciekaÅ‚aÅ›?- Raz nawet do Calgary - mówi Colleen.- UkradliÅ›my konia, ja i mój brat.- Ricky?- A kto inny?- I jechaliÅ›cie caÅ‚Ä… drogÄ™ z Centralii do Calgary na koniu?- Nie z Centralii.Z Alberty.- A co robiÅ‚aÅ› w Albercie?- Nie twój zasmarkany interes.IdÄ… w milczeniu.- Ja siÄ™ urodziÅ‚am w Albercie - mówi Madeleine.Colleen nie odzywa siÄ™.- A ty gdziesiÄ™ urodziÅ‚aÅ›? - pyta Madeleine.Nie spodziewa siÄ™ odpowiedzi, wiÄ™c jest zaskoczona, gdy po chwili Colleen mówi: -W samochodzie.- W drodze do szpitala?- Nie.GdzieÅ› niedaleko granicy.Albo w Montanie, albo w Albercie.Madeleine wyobraża sobie, jak pan Froelich zjeżdża na pobocze zagubionej napustkowiu autostrady i stara siÄ™ zagotować trochÄ™ wody na ognisku, a tymczasem paniFroelich rodzi dziecko w samochodzie na tylnym siedzeniu.WyciÄ…ga rÄ™kÄ™, czuje, jak RextrÄ…ca jÄ… wilgotnym noskiem.- Czym siÄ™ zajmuje Towarzystwo Pomocy Dziecku?Colleen spluwa z wprawÄ… kÄ…cikiem ust.- PrzychodzÄ… i zabierajÄ… ciÄ™ do poprawczaka,kiedy uznajÄ…, że schodzisz na zÅ‚Ä… drogÄ™.- Aha.A co to jest poprawczak?Colleen wzrusza ramionami.- WiÄ™zienie dla dzieciaków.RysujÄ…ce siÄ™ przed nimi domy mieszkalne wydajÄ… siÄ™ potulne jak zwierzÄ™ta w korralu.Spitfire znów ma przyjazny wyglÄ…d, a biaÅ‚e budynki bazy zapraszajÄ… serdecznie niczymsalony fryzjerskie.Ale Madeleine Å›ciska coÅ› w żoÅ‚Ä…dku.Obawa.- Oberwie ci siÄ™ za to?- Za co?Madeleine nie chodzi ani o palenie, ani o przekleÅ„stwa, ponieważ Colleenprzypuszczalnie powstrzymuje siÄ™ od jednego i od drugiego w obecnoÅ›ci rodziców.Ale nijaknie da siÄ™ ukryć tego, że zwiaÅ‚o siÄ™ z lekcji.Bo jak inaczej wytÅ‚umaczyć to, że Colleen byÅ‚apod wierzbÄ… dużo wczeÅ›niej od niej, w stroju do zabawy?- ByÅ‚aÅ› na wagarach?- I co z tego? Moja sprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]