[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zmusił się, by odejść od tych drzwi.Nie było po co pukać.I tak wróci, zanimona się obudzi, zabierze ją do najbliższego pastora, pokaże mu specjalną ślubnąlicencję, za którą zapłacił krocie, i uczyni ją swoją żoną.Potem pojadą do Londynu i każde będzie żyło po swojemu.Wziął głęboki oddech, radując się rześkim ukłuciem porannego powietrza wpłucach, zadowolony ze swego planu.Wtedy właśnie przenikliwie krzyknęła, do wtóru brzęku pękającej szyby.Zareagował instynktownie, szarpnął drzwi, omal nie wyrywając ich zzawiasów.Jednym susem znalazł się w pokoju, z bijącym dziko sercem.Nic jej się nie stało; stała obok rozbitego okna, oparta o ścianę, bosa, otulonajego płaszczem, który rozchylał się, ukazując rozdartą suknię, a pod niąbrzoskwiniową skórę.Widok tej skóry i pojedynczego pasma włosów, które jaśniało na jej tle,przykuł jego uwagę na ułamek sekundy; wzrok Bourne'a powędrował kuuroczemu, różowemu sutkowi, który dumnie prężył się w zimnym powietrzu.Zaschło mu w ustach, ale zmusił się, by spojrzeć na jej twarz, w której paraniebieskich oczu mrugała z przerażeniem i niedowierzaniem, wpatrując się wwielkie okno.Jednej szybki brakowało, bo rozbiła ją.Kula.W jednej sekundzie znalazł się przy niej, zasłonił ją ciałem i wyciągnął zpokoju na korytarz.- Nie ruszaj się stąd.Skinęła głową.Ku jego zdziwieniu, przerażenie trochę złagodziło jejczupurne zachowanie.Wrócił do pokoju i zaczął oglądać okno, ale zanimpoważnie się do tego zabrał, rozległ się drugi strzał, który wybił kolejną szybkę io mało go nie trafił.Wcale mu się to nie spodobało.Co jest, do diaska?Zaklął raz, ordynarnie, i przycisnął się do ściany obok tego okna.Strzelanodo niego.Kto to mógł zrobić?- Uważaj.Penelopa wsunęła głowę do pokoju, więc ruszył w jej stronę, rzucającspojrzenie, przed którym zadrżałyby najgorsze typy z londyńskiego półświatka.- Znikaj stąd.Nawet nie drgnęła. - Tu jest niebezpiecznie - zaczęła.- Jeszcze ci się.Na zewnątrz huknął kolejny strzał, przerywając jej słowa.Bourne skoczył kuniej, modląc się, żeby zdążyć przed kulą.Uderzył ją ciałem i wypchnął za drzwi ztaką siłą, że oboje oparli się o przeciwległą ścianę.Zamarli na długą chwilę, aż w końcu wykrztusiła głosem stłumionym podciężarem jego ciała:- Mógł ci zrobić krzywdę! Czy ona zwariowała?Złapał ją za ramiona i puścił wodze swego wybuchowego temperamentu.- Ty idiotko! Co ci kazałem?Poczekał na odpowiedz, ale ona milczała.W końcu nie wytrzymał.Potrząsnął nią raz i powtórzył:- Co ja ci kazałem? Otworzyła szeroko oczy.Bardzo dobrze.Powinna się mnie bać, pomyślał.- Odpowiedz mi, Penelopo - usłyszał niebezpieczny ton w swoim głosie.Niedbał o to.- Kazałeś.- zająknęła się.- Kazałeś mi tu zostać.- Czyżbyś nagle straciła zdolność rozumienia prostych poleceń? Zmrużyłaoczy.- Nie.Obraził ją.O to także nie dbał.- Masz tu zostać, do ciężkiej cholery - powtórzył dobitnie i ignorując jejminę, wrócił do pokoju, przesuwając się w stronę okna.Właśnie miał zaryzykować i wyjrzeć na zewnątrz, w nadziei że dostrzeżenapastnika, kiedy z dołu rozległy się słowa:- Poddajesz się? Co takiego?Może Penelopa miała rację i w Surrey rzeczywiście pojawili się piraci.Niemiał zbyt wiele czasu na zastanowienie, bo z korytarza dobiegł go okrzykPenelopy:- Na litość boską! - Wpadła do pokoju, kurczowo przyciskając do siebiepłaszcz i od razu ruszyła do okna.- Stój! - Bourne skoczył, złapał ją w talii i odciągnął do tyłu.- Jeśli zbliżyszsię do tego okna, to ci dam klapsa.Słyszałaś?- Ale. - %7ładne ale.- Ale to.- Nie.- To mój ojciec!Znieruchomiał na dzwięk tych słów i wcale mu się to nie spodobało.Toniemożliwe.- Przybyłem po córkę, ty łotrze! I nie odejdę bez niej!- Skąd wiedział, w którym jesteś pokoju?- Ja.ja stałam przy oknie.Pewnie spostrzegł ruch.Kolejna kula trafiła w szybę, rozbryzgując szkło, więc Bourne przycisnął siędo Penelopy mocniej, zasłaniając ją przed ostrzałem.- Czy on nie rozumie, że może cię trafić? - warknął.- Obawiam się, że takie rzeczy do niego nie docierają.Zaklął.- Powinien w łeb dostać tą swoją strzelbą.- Myślę, że ponosi go fantazja, bo udało mu się trafić do celu.I to trzy razy.Zresztą, byłoby dziwne, gdyby chybił, w końcu celował w dom.Czy ona sobie żartuje?Niemożliwe.Gwizdnęła kolejna kula i Bourne w końcu nie wytrzymał.Podszedł do okna, nie dbając, że tamten może go trafić, i krzyknął:- Do diabła, Needham! Przecież możesz ją zabić!Markiz Needham-Dolby nawet nie oderwał wzroku od celownika drugiejstrzelby, podczas gdy lokaj ładował pierwszą.- Ciebie też mogę, więc chętnie podejmę to ryzyko! Penelopa stanęła mu zaplecami.- Jeśli to jakaś pociecha, to podejrzewam, że raczej cię nie zabije.Jestbeznadziejnym strzelcem.Michael rzucił jej twarde spojrzenie.- Odejdz od okna, i to już.O dziwo, posłuchała.- Powinienem się domyślić, że po nią przyjdziesz, ty bękarcie.Zgodnie ztwoją obrzydliwą reputacją.Bourne zmusił się, by zachować spokój.- Daj spokój, Needham.Nie można się tak zwracać do swojego przyszłegozięcia.- Po moim trupie! - Staremu głos się łamał ze złości.- To się da załatwić! - odkrzyknął Bourne. - Odeślij dziewczynę na dół.Natychmiast! Nie wyjdzie za ciebie!- Po minionej nocy? Mylisz się, Needham.Trzasnął kurek i Bourne odskoczył od okna, pociągając Penelopę do kąta, bokolejna szyba rozbryznęła się od strzału [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •