[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ty nigdy nie zrozumiesz.Conan dostrzegł Chulainna na skraju rzucanego przez ognisko kręgu światła i skorzystał z okazji.Wziąłdzban z piwem, podszedł do krewniaka i wsunął naczynie w jego dłonie. Trzymaj, kuzynie, napij się ze mną.Mę\czyzna w pierwszą noc na zimowej kwaterze nie powinienstraszyć innych tak smętnym obliczem.Chulainn upił łyk i oddał dzban. Słuchaj, kuzynie  ciągnął Conan. Słyszałem, co spotkało twoją wybrankę.Nie jesteś pierwszym,który stracił kobietę.Zbierz wszystkich przyjaciół, a wyprawimy się po inną. Chcę tylko Bronwith, ślubowaliśmy sobie wierność. Zgoda, ale z tego co słyszałem, twój ślub jest niewa\ny.Nawet Crom nie wymaga, by człek był wiernyzmarłej. Nie wiem, czy ona nie \yje.Nie znalazłem jej ciała! Jesteś pewien? Mówiono mi, \e niektórych trupów nie sposób było rozpoznać. Jej tam nie było!  wykrzyknął z rozpaczą Chulainn. Tak czy inaczej, jest dla ciebie stracona.Równie dobrze mo\esz wymazać ją z pamięci. Nigdy! Przysięgłem na Croma, \e przyprowadzę ją w zdrowiu i ni krewniak, ni demon powietrza czy górnie przeszkodzi mi w sprowadzeniu jej do chaty!Conan miał ju\ uszczypliwie skomentować składanie lekkomyślnych ślubów w imię Croma, gdy w pamięcistanęła mu jego własna przysięga. Jak zamierzasz ją odnalezć? Zakuto ją w łańcuchy i powiedziono na brzeg morza, a wiesz dobrze, \estamtąd brańcy ju\ nigdy nie wracają.Strona 47 Maddox Roberts John - Conan waleczny Nie poprowadzili ich na wybrze\e.To nie był napad łowców niewolników.To było dzieło demonów lubszaleńców.Jeńców powleczono na północny wschód. Na północny wschód?  Conan pociągnął łyk piwa, zastanawiając się nad geograficznym kształtemkraju. W kierunku Asgardu czy Hyperborei? Nie.Do tych krajów wiedzie wiele wygodnych szlaków, tak samo jak do Kresowego Królestwa.Szliśmyza nimi przez kilka dni.Ich tropy nie zeszły z przełęczy, lecz prowadziły wy\ej, w wysokie turnie, tam gdzie\yją tylko kozice. W okolice Ben Morgh&  wyszeptał Conan z grozą.Poczuł, \e włos zje\ył mu się na głowie. Tak, mieliśmy w zasięgu wzroku szczyt świętej góry i znajdowaliśmy się tu\ poni\ej Pola Zmierci, gdyraptem opadła gęsta mgła.Nie było widać nic na wyciągnięcie ręki.To nie była zwyczajna mgła, tylko chmuraczarna jak serce Vanira, ale nie wyczuliśmy smrodu spalenizny.Ja chciałem iść dalej, lecz moi towarzyszesiłą ściągnęli mnie na dół. Być mo\e czeka nas jedna robota.Poczekaj, póki nie rozmówię się z naczelnikami. Robota?  powtórzył Chulainn. Jaka robota?Zanim Conan zdołał odpowiedzieć, jeden ze starszyzny wstał i zadął w wielki, staro\ytny róg.Był to skarbklanu Canacha, uczyniony z długiego, krętego rogu nieznanego w tych górach zwierzęcia.Na całejpowierzchni wyryte były dziwne postacie i runy.Klanowa legenda mówiła, \e nale\ał on do pierwszegoCanacha, zało\yciela klanu.Conan i Chulainn ruszyli w kierunku ognia, gdzie zebrali się naczelnicy klanu.Był tam Canach, siedzącygodnie pomiędzy głowami innymi rodów, starcami oraz zasłu\onymi wojownikami.Wielu z nich było tylkoprostymi pasterzami, ale ich sława i pozycja w klanie zale\ała nie od urodzenia, a od dzielności i zręcznościwe władaniu bronią.Conan zdziwił się, \e przy ogniu znalezli się tak\e przedstawiciele innych klanów.Jedenz nich, siedzący obok Canacha, był mę\czyzną w średnim wieku z długim warkoczem splecionym na sposóbRaedów.Twarz innego wymalowana była na niebieskie barwy wojenne, jak to było w zwyczaju klanu Tunoga.Zdumiony Conan zastanawiał się, co sprowadziło ich na zebranie.Wśród wiecznie wojujących ze sobąklanów Cymmerii pokojowe spotkania były rzeczą niezwykłą i odbywały się tylko w czasie jarmarkówurządzanych w środku zimy i na wiosnę.Conan wstał i uniósł wysoko obie ręce.Róg zagrzmiał dwukrotnie i zapadła głucha cisza. Ludzie klanu Canacha! Słuchajcie mnie wszystkie klany Cymmerii! Stoimy w obliczu wielkiegoniebezpieczeństwa.Po raz pierwszy od czasów Venarium niebezpieczeństwo zagra\a całemu naszemuludowi.Jeśli nie chcemy zginąć jeden po drugim, musimy zjednoczyć się i walczyć ramię w ramię.Trzeba, bywszystkie wojny klanów ustały na czas wspólnej walki.Trzeba poniechać zemsty, wypraw po kobiety i bydłodo czasu, gdy naczelnicy nie zdecydują, i\ niebezpieczeństwo minęło.Szmer niespokojnych rozmów wzniósł się nad głowami zgromadzonych niczym szum jesiennego wichru.Wielki róg zadął raz jeszcze, nakazując ciszę. Wszyscy słyszeliście ju\ o wyprawie po kobietę, jaką przedsięwziął młody Chulainn wraz z kuzynami,wśród których był mój syn i wiecie, co zastali na ziemi Murrogha.Po powrocie syna wziąłem białą tarczępokoju i ruszyłem między klany, by dowiedzieć się, czy było więcej takich wypadków. Górale słuchali jegosłów w ciszy i podnieceniu.Od wielu lat \aden z wodzów nie u\ywał białej tarczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •