[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Coo?! Nie rozumiem. Zaraz panu wszystko wyjaśnię.Nie wszystko mu wyjaśniła co prawda i była muszczerze wdzięczna, że nie zadręczał jej niedyskretnymipytaniami, jak wczoraj Michał, lecz powtórzyła to, coistotne, co dotyczyło obydwóch testamentów.Henryk Peschel słuchał z natężoną uwagą, niekiedychwiejąc głową na znak ogromnego zdziwienia. To co mi pani powiedziała  oświadczył wkońcu  jest wprost niesłychaną rewelacją! Tak.Teraz pan wie, że ja w rzeczywistości niemam żadnych praw do spadku po świętej pamięci JanieBoltonie. Ja wiem i pani również, lecz chyba nikt więcej?!Poruszyła głową poziomo.Przeczyła, bo przecieżMichał wiedział także, od wczoraj.Ale Henryk Peschelzrozumiał ten gest opacznie. Zatem nic straconego, droga pani Ireno  rzekł,172 zniżając głos instynktownie. Teraz poproszę o trochęcierpliwości, o wysłuchanie z uwagą tego, co zarazpowiem.Jako zastępca notariusza prowadzącegopostępowanie spadkowe powinienem natychmiastzaprotokołować pani zeznania.Jako człowiek chcępostąpić inaczej! Chcę przyjść pani z pomocą.Proszę minie przerywać, droga pani!.Czy pani ma majątek? Nie.Posiadam skromne meble w trzypokojowymmieszkanku, to wszystko. Czy pani ma zapewnioną jaką emeryturę nawypadek śmierci męża? Nie, mój mąż nie był urzędnikiem. Czyli nie posiada pani nic, grozi pani nędza! Mogę pracować, nie wstydzę się żadnej pracy. Bardzo to pięknie, ale gdzie pani znajdzie zajęciedzisiaj, gdzie tyle tysięcy wykwalifikowanychpracowników szuka na próżno jakiejkolwiek posady?!.Tojedna strona medalu, a druga nie przedstawia się lepiej.Mam na myśli Jeleniów.Gdyby ten olbrzymi majątekmiał przypaść jakiej instytucji dobroczynności, gdyby miałzapewnić byt setkom sierot czy starców, pani skrupułybyłyby na miejscu, a pani zrzeczenie się praw do tegospadku byłoby wspaniałym, szlachetnym gestem, godnymtakiego anioła jak pani.Lecz do tego nie dojdzie nigdy!Jan Bolton miał rodzinę.Ta olbrzymia scheda, jeśli pani zniej zrezygnuje, wpadnie w łapy Dornów, Reyów,Dorazilów, całej tej hołoty, która panią obgaduje, oczernia,nienawidzi!Bardzo długo i przekonywująco mówił HenrykPeschel na temat ewentualnych następstw nierozsądnegokroku Ireny, ale.bez skutku. Jestem panu serdecznie wdzięczna za tyle173 dowodów życzliwości i troskliwości o mój los  rzekła,podając mu rękę  lecz z pańskich rad skorzystać niemogę.Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to byłoby z mejstrony nieuczciwością.Przestępstwem! A boginiNemezys. Cieszę się, że pani wpada w ton żartobliwy. Bynajmniej! Jestem bardzo przesądna, atragiczny zgon mojego męża utwierdza mnie w tej pasji dozabobonów.Wydaje mi się, że Ludwika nie byłobyspotkało to, co go spotkało, gdyby nie był sfałszowałtestamentu i. A skąd pani wie, że sfałszował?  wtrąciłPeschel żywo. Może obydwa testamenty napisałwłasnoręcznie Jan Bolton? Jak to, jedna osoba może pozostawić dwatestamenty? Nawet sto! Są maniacy, którzy regularnie co jakiśczas układają nowy testament, wydziedziczając raz tych,drugim razem innych krewnych.O, znam takich bardzodobrze z mojej praktyki notarialnej. To mi pan powiedział nowość.No, a który ztych testamentów jest ważny w razie śmiercispadkodawcy? Zawsze ten, który nosi datę najpózniejszą!.Ijestem pewny, że coś podobnego wydarzyło się tutaj.Dlatego też, droga pani Ireno, dopóki pani nie maabsolutnej pewności, że mąż sfałszował testament, niepowinna pani kalać jego pamięci tym podejrzeniem.A cogorsza, mówić o swoich przypuszczeniach do osóbtrzecich!Po takim dictum Irena zaczerwieniła się aż po uszy iod razu straciła ochotę do dalszej rozmowy.Myśl, że jeśli174 Peschel ma rację, to ona skrzywdziła zmarłego męża,wstrząsnęła nią do głębi.Przebacz mi Ludwiku, powtarzałasobie w duchu, a potem zaczęła się modlić za spokój jegoduszy. Pani chce teraz pozostać sama, zgaduję. Tak. Więc odchodzę. Nie! To ja stąd odejdę.Ja! No, proszę się nieupierać.Mam tu w ogrodzie swoją  świątynię dumania itam sobie pójdę.Skierowała się ku drzwiom, wiodącym na taras, leczza nim do nich dotarła, do hallu wpadł Michał. Nie widzieliście państwo Macieja?  krzyknął. Szukam tego starego grzyba po całym Jeleniowie, ale napróżno.Jakby się zapadł pod ziemię!.To mi zaczynawyglądać wręcz podejrzanie!Irena wzruszyła ramionami. Panu jest tutaj wszystko podejrzane zauważyła z przekąsem i wyszła z hallu. Tak, a szczególnie ten przeklęty zapaszektrupiarni  odburknął. Trupiarnia.Przykry to epitet dla jeleniowskiegopałacu, ale, zasłużony, niestety  przyznał Peschel. JanBolton zginął w nocy z szóstego na siódmy maja, a panLudwik onegdaj, czyli jedenastego; w ciągu pięciu dni dwatragiczne zgony. A ja czuję jeszcze trzeciego trupa! Niechże pan nie wywołuje wilka z lasu! Peschel podszedł szybko do stolika i zgiętym palcemodpukał trzy razy w spód blatu.Pan sądzi, że jeszcze kogośtrzeciego ma tutaj spotkać nieszczęście? Już spotkało!175  Kogo, na Boga?! Ba, tego właśnie nie wiem, nikogo mi zdomowników nie brakuje. Wspominał pan coś o jakimś Macieju, jeśli sięnie mylę.Kto to jest właściwie? Stary lokaj.Tak, jego nie mogę odszukać teraz,zapewne poszedł na folwark, albo zasnął gdzieś wogrodzie.Ale wczoraj był i przedwczoraj, a pomimo toczułem ten obrzydliwy smród gnijącego ciała.Wie panco? Wiem, że nic nie wiem, jak mawiał Sokrates. I to racja.Ja także nic nie wiem, ale mam dziwnyinstynkt.Ten instynkt pozwolił mi zwietrzyć tutaj trzeciegonieboszczyka, zanim go poczuły moje nozdrza  odparłMichał, patrząc w zamyśleniu na antyczny zegarosłaniający skrytkę nad kominkiem. Hm, ja tu nie czuję absolutnie nic. Niech pan wyjdzie na który balkon drugiegopiętra, to pan poczuje.Ale wracając do mojego instynktu,muszę panu powiedzieć jeszcze jedno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •