[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muzyka grała na okrągło - dzień i noc.Wszyscydookoła byli biedni, nikt nie miał pieniędzy, ale na alkohol jakoś imstarczało.- Kiedy się stamtąd wyprowadziłaś?Cindy znowu zamyśliła się chwilę.Tylko kilka osób znało jejprzeszłość i nie chciała do nich zaliczyć Brada.- Gdy miałam czternaście lat.- I właśnie wtedy przyjechałaś do Chicago? Dziękowała opatrzności,że nie zapytał o jej rodzinę.A może wyczuł, że jest to dla niej drażliwy temat.- Nie.Najpierw pojechałam na jakiś czas do Teksasu.Przez większączęść dzieciństwa i wczesnej młodościCindy szukała miłości, ale zawsze w złych miejscach.Kiedy popobiciu przez ojca, zdecydowała się na ucieczkę, opuściła Boston z obcym74RSmężczyzną, który samochodem zawiózł ją do Północnej Karoliny.Stamtądzabrała się autostopem dalej na północ, aż skończyły się pieniądze.Utknęław Galveston, gdzie zarabiała jako tancerka go-go w barze.Do Chicagotrafiła przypadkowo kilka lat pózniej, gdy pewnej nocy jej przyjaciel"zapragnął przejechać się samochodem i zobaczyć jezioro Michigan.- Teksas? - Słowa Brada wyrwały ją z zamyślenia.-Ano tak,zapomniałem.Mówiłaś mi to wczoraj po południu.Ale nie masz takżeteksaskiego akcentu.- Naprawdę? Kiedy chcę, to potrafię tak mówić - powiedziała zewspaniałym akcentem.Brad uśmiechnął się.Chyba instynktownie wyczuł, że Cindy niechciałaby kontynuować tego tematu.- Musisz mieć ładny widok ze swojego okna - powiedział.Samzeskoczyła z kanapy.Kociątka leżały zwinięte z zamkniętymi oczami.-Mieszkasz blisko jeziora - dodał.Cindy nie widziała ze swojego okna jeziora Michigan.Pomiędzy jejdomem a jeziorem stało jeszcze kilka budynków, a nie mieszkaławystarczająco wysoko, aby móc patrzeć ponad nimi.Z okna widziałajedynie ulicę i las w pobliżu wody.Odsunęła zasłony i ze zdziwieniem ujrzała, że wyszło już słońce. Czyżbyśmy rozmawiali już tak długo?" - pomyślała.Brad również wstał iobserwował, jak czerwone promienie rozlewają się po niebie.- Piękny widok, prawda?- Tak - odparł cicho.- Jeszcze ładniej musi być nad jeziorem.- Lubisz plażę?75RS- Uwielbiam.Zawsze kochałam ocean - bezkres wody i cudownieszumiące fale.- Nigdy nie myślałaś, aby powrócić do Bostonu? - zapytał nagle.Wzruszyła ramionami.Nie zostawiła w Bostonie niczego, opróczprzykrych wspomnień z dzieciństwa.Czasami chciałaby wiedzieć, co stałosię z jej rodzicami, ale częściej pragnęła zapomnieć o nich.- Nie.Lubię Chicago.- Nawet kiedy jest tu tak zimno?- W Bostonie też są mrozy.A tutaj nie zawsze jest zimno.Bywajątakie upały jak dziś.- To prawda - przysunął się bliżej niej.Nagle odwrócił ją tak, żepatrzyli na siebie.- Cindy?- Tak?Brad nic nie powiedział, za to pocałował ją, delikatnie i z wyczuciem.Była zaskoczona, ale pragnęła, aby całował ją jak najdłużej.Lecz Bradprzerwał, aby zapytać:- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? Głowa mi pęka ipotrzebuję małego pocałunku, by poczuć się lepiej.- Dochodzę do wniosku, że jesteś hipochondrykiem -odparła.- Nie jestem.Hipochondrycy mają wiele dolegliwości, a ja tylko jedną.- Brad delikatnie pieścił palcem jej wargi.-Czy mówiłem ci już, że maszpiękne usta? - zapytał.- Tak, wczoraj.- To niedobrze - stwierdził.- Dlaczego?- Bo kiedy wzejdzie słońce, to będziesz musiała iść do pracy.76RSCindy od razu domyśliła się, o czym myśli.Gdyby nie musiała iść dopracy, to mogliby robić różne inne rzeczy.- Tak, muszę iść do pracy.- Jeśli się zgodzisz, to podrzucę cię.I tak muszę wpaść na chwilę dokomisariatu, to niedaleko od kliniki.- A kiedy pójdziesz spać?- Pózniej.- Wzruszył ramionami.- Kiedy zabiorę gazety i pudła popizzy z mojego łóżka.Cindy uśmiechnęła się.- Czy zjesz śniadanie? - zapytała.- Mogę zrobić dla nas jajka.- Powiem ci coś, idz się ubrać, a ja przygotuję śniadanie.- Dobra.- Nie zastanawiała się długo.Ufała mu, choć nie wiedziaładlaczego.Może to jego szczerość i bezpośredniość? Bo chociaż pocałowałją, to zrobił to w sposób nie raniący jej uczuć.Kilka minut pózniej, przeglądając się w lustrze, stwierdziła, że Bradbył szalony, skoro ją pocałował.Wyglądała okropnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]