[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy zamierzasz się ukrywać do końca życia, Nicku Stone?Dobre pytanie.Lecz jak na nie, cholera, odpowiedzieć? Przezdługą chwilę spoglądałem na donice, a mrowienie nóg powoli miprzechodziło. I co tu z tobą zrobić?  przerwała ciszę Carrie z teatralnymwestchnieniem.Popatrzyliśmy na siebie, a potem wstała.Poszedłem za jej przy-kładem, czując się niezręcznie i usiłując wymyślić coś, cokolwiek,co przedłużyłoby tę chwilę.Ona znowu się uśmiechnęła, a potemżartobliwie dała mi w ucho. W porządku, koniec przerwy, wracamy do pracy.Muszęsprawdzić kilka zadań z matematyki. No tak.Będzie mi potrzebna jedna z twoich donic.Zdaje się,że widziałem puste przy zlewie. Jasne, mamy ich tu mnóstwo.Poza tym niedługo i tak będąniepotrzebne.Uśmiech nie zniknął, lecz stał się nieco smutny.Podniosłemkarton. Zamierzam pobawić się trochę tym materiałem wybucho-wym w szopie, ale obiecuję, że nie będzie już żadnych hałasów.257 Kiwnęła głową. To dobrze  odparła. Myślę, że oboje mieliśmy już dośćwrażeń jak na jeden dzień.Ruszyła w kierunku magazynu, ale jeszcze przystanęła. Nie martw się, Nicku Stone, nikt się o tym nie dowie.Nikt.Podziękowałem jej skinieniem głowy, nie tylko za obietnicęmilczenia, a ona poszła do drzwi magazynu. Carrie?Zatrzymała się i obejrzała na mnie. Nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli poszperam tro-chę w magazynie i wezmę sobie kilka rzeczy? No wiesz, żywność isprzęt na noc. Jasne, tylko powiedz mi, co wziąłeś, żebyśmy mogli uzupeł-nić zapasy, dobrze? I oczywiście nie bierz niczego, co doprowadzi-łoby do nas, na przykład rzeczy takich jak to.Wskazała na karton po zupie, na którym biała nalepka głosiła Yanklewitz 08/14/00.Zapewne data dostawy śmigłowcem. Bez obawy.Znowu posłała mi ten smutny uśmiech. I kto to mówi, Nicku Stone.Patrzyłem, jak znikła w magazynie, po czym przeszedłem za rógbudynku, do zlewu.Zdarłem mocno trzymającą się nalepkę i wrzu-ciłem jej kawałki do jednej ze szklanek.Potem napiłem się wody zwęża oznaczonego literą  D i napełniwszy butelkę, przeszedłem pootwartej przestrzeni do szopy, niosąc w jednej ręce zabraną spodzlewu donicę, a w drugiej karton i butelkę z wodą.Starałem się niemyśleć o niczym poza robotą.Ciężko mi to szło.Carrie miała rację,miałem powody do obaw, ale przynajmniej nie wypaplałem, jakijest prawdziwy cel mojej misji.Chmury zbijały się w litą warstwę.Nie myliłem się, nie ufającporannemu słońcu.Kiedy doszedłem do łagodnego zbocza i do-strzegłem dach szopy, usłyszałem kilka krótkich dzwięków klakso-nu.Obejrzałem się.Mazda podskakiwała na szlaku, a Luz wybiegła258 przywitać ojca.Przez chwilę stałem, patrząc, jak wysiada z samo-chodu, a ona obejmuje go i opowiada mu coś z ożywieniem, gdyrazem idą na werandę.Siedząc w wilgotnym cieniu szopy, oddarłem górę i dół kartonupo zupie Campbella, wepchnąłem je na dno donicy i uzyskałemsześcian bez wieka i dna.Rozerwałem go wzdłuż jednego zgięcia irozłożyłem, otrzymując długi prostokąt kartonu.Zacząłem wpy-chać go do donicy, skręcając spiralnym ruchem, aż zwoje kartonuutworzyły stożek sięgający na wysokość jednej trzeciej pojemnika.Gdybym go teraz puścił, karton rozwinąłby się, tak więc obłożyłempodstawę stożka nieodpakowanym materiałem wybuchowym.Potem, kiedy stożek już się trzymał, otworzyłem pozostałe opako-wania, wyjąłem podobną do plasteliny substancję i zacząłem wpy-chać ją do donicy oraz utykać wokół stożka.Próbowałem uzyskać kopię francuskiej miny przydrożnej.Mająidentyczny kształt z tą donicą, ale są nieco mniejsze i zaprojekto-wane tak, że w przeciwieństwie do konwencjonalnych min niemuszą wybuchnąć bezpośrednio pod celem, żeby go zniszczyć.Można je umieszczać na poboczu drogi lub traktu, ukryć w krza-kach albo  jak ja zamierzałem zrobić  na drzewie.Bardzo po-ręczna zabawka, na przykład jeśli chcesz zaminować drogę o beto-nowej nawierzchni i nie pozostawić na niej żadnych widocznychśladów.Jedna z wersji tej miny jest detonowana za pomocą cien-kiego jak jedwabna nitka przewodu, który kładzie się na na-wierzchni, żeby zgniotły go koła.Ja zamierzałem odpalić ładunekstrzałem z mosina.W momencie detonacji fabrycznie wyprodukowanej miny mie-dziany stożek natychmiast zmienia się w rozgrzany, półpłynnypocisk, lecący z taką prędkością i siłą, że bez trudu może rozerwaćpancerz pojazdu i rozsadzić go od środka.Nie miałem miedzianejblachy, więc zamiast niej posłużyłem się kartonem, ale siła eksplo-zji powinna być wystarczająca, żeby mina zniszczyła cel.259 Wepchnąłem jeszcze więcej materiału wybuchowego do donicy,starając się, by równo pokrywał cały stożek.Piekły mnie dłonie, bonitrogliceryna dostała się do skaleczeń i znowu rozbolała mniegłowa, naprawdę dając mi do wiwatu.Na pomysł wykorzystania materiału wybuchowego w taki spo-sób wpadłem, wspominając starego Niemca, który podarował mibagnet.To on opowiadał mi tę historię z czasów drugiej wojnyświatowej.Niemieccy spadochroniarze zajęli most, żeby nie dopu-ścić do jego zniszczenia przez wycofujących się Brytyjczyków.Aa-dunki pozostały na swoim miejscu, ale Niemcy powyjmowali deto-natory, żeby kolumna wojsk pancernych mogła przejechać po mo-ście i dokopać aliantom.Młody angielski żołnierz strzelił tylko razze swojego standardowego karabinu Lee Enfield kaliber.303, mie-rząc w podłożone ładunki.Ponieważ był to materiał wybuchowystarego typu, podobny do tego, który znalazł się teraz w moimposiadaniu, pocisk spowodował eksplozję ładunku i wszystkichpozostałych, które były z nim połączone.Most wyleciał w powie-trze i niemieckie czołgi nie zdołały po nim przejechać.Umieszczając resztę materiału wybuchowego, miałem nadzieję,że tamten żołnierz dostał w nagrodę przynajmniej kilka dni urlopu,ale bardzo w to wątpiłem.Pewnie jedynie stuknięcie trzcinką wblaszany kapelusz i pochwałę typu:  doskonała robota, człowieku ,zanim zginął kilka tygodni pózniej.Kiedy skończyłem, przykryłem donicę pokrywką, zostawiłembombę w szopie i poszedłem z powrotem do domu, rozmyślając otym, co jeszcze powinienem przygotować na te cztery noce, którezapewne spędzę w dżungli.Niebo przybrało metaliczny kolor, chmury miały wszystkie od-cienie szarości.Gdy dotarłem na szczyt wzniesienia, w oddali za-grzmiało.Aaron i Carrie stali obok zlewu i zauważyłem, że znów sięspierali.Carrie wymachiwała rękami, a Aaron miał głowę wysunię-tą do przodu, jak kogut.Nie mogłem po prostu przystanąć i zawrócić.Znajdowałem sięna ziemi niczyjej.Ponadto dłonie mocno piekły mnie od nitrogliceryny260 i musiałem je obmyć, a także łyknąć aspirynę.Dihydrokodeinabyłaby lepsza, ale czekała mnie nocna praca.Zwolniłem, opuściłem głowę i miałem nadzieję, że szybko mniezauważą.Zapewne zobaczyli mnie na otwartej przestrzeni, usilnie stara-jącego się nie patrzeć w kierunku umywalni, ponieważ Carrie prze-stała wymachiwać rękami i znikła w drzwiach magazynu, a Aaronzaczął wycierać się ręcznikiem.Podszedłem do niego, kiedy zawiązywał sobie włosy w kucyk,wyraznie zmieszany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •