[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wygląda na to, że Sofos pilnie przykłada się do nauki, Ambiadesie.Spróbujeszzgadnąć, dlaczego taka klasyfikacja jest ważna? Raczej nie. Zrób to mimo wszystko. Pewnie dlatego, że można dzięki temu określić, gdzie należy posadzić które drzewa. Kontynuuj.Ambiadesowi nic więcej nie przychodziło do głowy.Sofos próbował mu pomóc. Gdyby ktoś natrafił na jakieś nowe drzewo, byłby w stanie ocenić, czy może zjeśćjego owoce, jeśliby wiedział, że jest takie jak oliwka? Gdyby było takie jak oliwka, to byłoby oliwką  warknął Ambiades.Przeniosłemcały ciężar ciała na jedno ze strzemion i wychyliłem się w siodle.Chciałem zobaczyć twarzSofosa, by wiedzieć, czy się zaczerwienił.Owszem. Rzecz jasna  zauważył mag  jeśli nie potrafisz sklasyfikować oliwki, Ambiadesie,to nawet byś jej nie rozpoznał, prawda?Wychyliłem się w drugą stronę.Tym razem to drugi z chłopców spiekł raka.A dotego jeszcze się nachmurzył. Spróbuj jeszcze raz, ale z figowcem  powiedział królewski doradca.Ambiades zaczął dukać, a ja straciłem zainteresowanie.Powoli zaczynało ogarniaćmnie znużenie.Zabrałem się za drugą pomarańczę.Na długo zanim dotarliśmy do Evisy, kompletnie zawładnęło mną zmęczenie.Bez przerwy narzekałem, że jestem strudzony, ale nikt nie zwracał na to uwagi.Burczało mi też wbrzuchu.Powiedziałem magowi, że padnę z głodu w siodle, jeśli nie dostanę czegoś dojedzenia i dopiero wtedy niechętnie rozsupłał moje zawiniątko.Kazał mi jednak podzielić sięposiłkiem po równo z Ambiadesem i Sofosem, mimo że próbowałem przekonać go, że niemogą być tak głodni, jak ja.Ambiades wspaniałomyślnie odstąpił mi część swojej porcji, ale sposób w jaki tozrobił sprawił, że się najeżyłem.Dotarliśmy do Evisy póznym popołudniem.Mag był wielce niezadowolony, że zajęłonam to tyle czasu.Nie wziął pod uwagę moich wybitnych umiejętności jezdzieckich.W Evisie nie było gospody, ale pewna kobieta podawała posiłki podróżnym przystołach ustawionych pod drzewami na rynku.Ambiadesem i Sofosem wstrząsnął widokjedzenia  pomarszczonych oliwek i twardego sera  ale chleb był miękki i smaczny.Wjogurcie za to znalazło się tak dużo czosnku, że wystarczyłoby go na zabicie każdegowampira w kraju.Pomimo to zjadłem niemal wszystko.Trudno być wybrednym w niższejdzielnicy Sounis, a w królewskim więzieniu jest to zupełnie niemożliwe. Przecież mówiłem ci, że nie są głodni  zwróciłem się do maga. Nie rozumiem,dlaczego nie pozwoliłeś mi zjeść wszystkich pasztecików  dodałem.W tej samej chwilimężczyzna wyjął mi z rąk misę pełną wysuszonych oliwek. Zrobi ci się niedobrze  powiedział.Podwędziłem z niej jeszcze kilka, ale resztę pozwoliłem mu zabrać.Miał rację.Jeślispróbuję wepchnąć do żołądka jeszcze więcej, na pewno się zbuntuje.Odszedłem od stołuchwiejnym krokiem w kierunku kępy trawy, gdzie położyłem się i zasnąłem.Wydawało się,że ledwie kilka minut pózniej Pol szturchnął mnie butem w żebra. Wstawaj. Idz sobie. Bo cię podniosę  ostrzegł. Nie chcę wstawać.Chcę, żebyś sobie poszedł.Gdy upewnił się, że w pełni się obudziłem, oznajmiłem mu, że mam nadzieję, że włóżku, w którym dane mu będzie spać następnym razem, ugryzie go coś jadowitego.Wstałem,opierając się o jeden ze stołów, i spojrzałem na Ambiadesa stojącego przy koniach. Przyprowadz mi tu mojego  powiedziałem. Nie będę targał ze sobą stołu.Jednak Ambiades nie zamierzał choćby ruszyć palcem na żądanie nic nie wartegozłodziejaszka.Zrozumiałem, że był jedną z tych osób, które lubią szeregować ludzi wedleswojej hierarchii i chciał, żeby dotarło do mnie, że znajduję się na samym dole.Powinien traktować mnie z uprzejmością pomimo mojej podrzędnej pozycji, ja zaś powinienem być muza to wdzięczny.Jeśli natomiast chodziło o mnie, zależało mi, żeby on zrozumiał, że uważałem siebieza część jednoosobowej hierarchii.Mogłem uznać wyższość maga i Pola, ale na pewno niejego.%7ładen z nas się nie poruszył.%7łołnierz i królewski doradca zajęci byli dokonywaniem oględzin końskich nóg,musieliśmy więc sami poradzić sobie z zaistniałą sytuacją.Ambiades wpakował się w niezłąkabałę, czy był tego świadomy, czy nie.Nie ulegało wątpliwości, że był ode mnie większy,ale musiał spodziewać się, że jeśli spróbuje zmusić mnie do podejścia do konia, wywiąże sięwściekła, a zapewne i żenująca bójka.Z opresji wybawił go Sofos, który wziął mojegowierzchowca za wodze i podprowadził go do stołu.Ambiades przyglądał się nam z pogardą, najwyrazniej niepomny, że Sofos ocaliłwłaśnie jego godność. Dlaczego nie wynajęliście wozu?  zapytałem maga z wyrzutem, gdywyjeżdżaliśmy z miasteczka. Czego?  Wozu& No wiesz, to taka wielka, drewniana skrzynia na kołach,ciągnięta przez konie. A po co niby miałbym to robić?  Mężczyzna sprawiał wrażenie zaskoczonego. %7łebym mógł na nim spać. Planując podróż, nie mieliśmy na uwadze twojej wygody  odparł kwaśno. Nie da się ukryć.Przez najbliższą godzinę konie wlekły się noga za nogą przez wzgórza.Słońcezaczynało już powoli zachodzić, gdy mag wreszcie zniecierpliwił się i zapytał mnie, czy damradę utrzymać się w siodle w kłusie. Pewnie nie  odparłem szczerze.Byłem zbyt zmęczony, by silić się na optymizm. Prędzej czy pózniej będziesz musiał się tego nauczyć.Nie będziemy jechać stępaprzez całą drogę.Ambiadesie  zawołał  przyjedz tu i pokaż mu, jak się kłusuje. Chłopak,który oddalił się od nas na jakieś kilkaset jardów, zawrócił i zmusił konia do truchtu. Dobry dosiad. Pol znajdował się tuż za mną.Zaskoczyło mnie nieco, że odezwałsię niepytany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •