[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekał przez parę godzin, ale nie było aż tak zle czwarty rozmówcaokazał się dzwonić z budynku numer 10.W ten sposób Johny poznał numertelefonu do budynku, w którym przebywał Gondorff.195Zsynchronizujmy zegarkiTeraz należało przekazać Gondorffowi wiadomość, kiedy ma podnieść słu-chawkę telefonu, który prowadzi bezpośrednio do kancelarii.Było to łatwiej-sze, niż mogłoby się wydawać.Johny zadzwonił do ośrodka i, używając oficjalnego tonu, przedstawiłsię jako pracownik więzienia i poprosił o budynek nr 10.Połączono go.Kie-dy oficer podniósł słuchawkę, Johny oszukał go, pomagając sobie żargono-wym skrótem działu przyjęć i zwolnień jednostki zajmującej się przyjmo-waniem i zwalnianiem więzniów: Tu mówi Tyson z PiZu powiedział. Proszę do telefonu osadzone-go Gondorffa.Mamy tu jego rzeczy, które musimy odesłać, i chcemy zapy-tać o adres.Mogę go prosić do aparatu?Johny usłyszał, jak strażnik woła osadzonego.Po kilku nerwowych minu-tach usłyszał w słuchawce znajomy głos.Johny odezwał się: Nic nie mów, dopóki nie wyjaśnię ci, o co chodzi.Po czym wytłumaczył cel rozmowy, aby Gondorff mógł udawać, że roz-mawiają o tym, gdzie przesłać jego rzeczy.Potem powiedział: Jeżeli możesz się dostać do telefonu do kancelarii obrońców z urzędudziś o trzynastej, nic nie odpowiadaj.Jeżeli nie możesz, podaj godzinę, o któ-rej możesz tam być.Gondorff nie odpowiedział.Johny ciągnął dalej: Dobra.Bądz o trzynastej, będę dzwonił.Podnieś słuchawkę, a jeżeli za-cznie łączyć się z kancelarią, naciskaj widełki co dwadzieścia sekund.Próbujtak długo, aż mnie usłyszysz.O trzynastej Gondorff podniósł słuchawkę.Johny już na niego czekał.Uwolnieni od rządowej inwigilacji rozmawiali długo i niespiesznie, umawia-jąc się na następne rozmowy, by zaplanować akcję, która przyniesie pienią-dze na opłacenie Gondorffowi adwokata.Analiza oszustwaOpisany epizod stanowi pierwszorzędny przykład, jak socjotechnik robirzeczy niewyobrażalne, oszukując kilka osób, z których każda robi coś, cosamo w sobie nie budzi żadnych podejrzeń.W rzeczywistości każda z tychczynności stanowi element układanki, składający się na całą intrygę.196Pracownik telekomunikacji myślał, że udziela informacji komuś z Głów-nego Biura Księgowego rządu federalnego.Kolejna pracownica telekomunikacji wiedziała, że nie powinna zmieniaćklasy usługi, nie mając zamówienia, ale postanowiła pomóc miłemu panu.Dzięki temu możliwe stało się dzwonienie na wszystkie dziesięć linii przezna-czonych do rozmów więzniów ze swoimi obrońcami.Dla człowieka z więzienia w Miami prośba o pomoc ze strony pracowni-ka innego więzienia federalnego mającego problemy z komputerem wyda-wała się całkowicie uzasadniona.Nawet, jeżeli nie było żadnego sensownegopowodu, dla którego miałby pytać o budynek, nie było też powodu, żeby nieodpowiadać na to pytanie.A co ze strażnikiem w budynku numer 10, który uwierzył, że dzwoni doniego pracownik tego samego więzienia w sprawie służbowej? Prośba byłazupełnie normalna, więc poprosił Gondorffa do telefonu.Nic wielkiego.Szereg zaplanowanych akcji złożyło się na pełny obraz intrygi.Szybka kopiaDziesięć lat po ukończeniu studiów prawniczych Ned Racine spotykał swo-ich kolegów z roku mieszkających w pięknych domach z ogrodami, należą-cych do klubów, grających w golfa raz lub dwa razy w tygodniu, podczasgdy sam prowadził sprawy ludzi, którzy nie mieli pieniędzy nawet na to,żeby opłacić jego rachunki.Czasami zazdrość zjada nas od środka.W końcuNed miał już tego wszystkiego dość.Jedynym dobrym klientem, jaki mu się trafił, było małe, ale bardzo pręż-ne biuro rachunkowe specjalizujące się w fuzjach i przejęciach.Korzysta-li z usług Neda od niedawna, ale ten zdążył się już zorientować, że są zaan-gażowani w transakcje, które z chwilą przedostania się informacji o nich doprasy wpłyną na ceny akcji jednej lub dwóch spółek notowanych na giełdzie.Nie były to wielkie spółki, ale może to i lepiej mały skok ceny mógł tuoznaczać duży procentowy przyrost zysków z inwestycji.Musiałby się tylkodostać w jakiś sposób do ich plików i zobaczyć, nad czym właśnie pracują.Znał człowieka, który z kolei znał człowieka znającego się na różnychdziwnych rzeczach.Kiedy ten wysłuchał planu, strasznie się do tego zapaliłi zgodził się pomóc.Za mniejszą stawkę niż zwykle, ale z obietnicą procento-wego udziału w zyskach z operacji, człowiek ten powiedział Nedowi, co trze-197ba zrobić.Dał mu też małe, zgrabne urządzenie nowość na rynku.Przez parę dni z rzędu Ned obserwował parking małego centrum biznesu,gdzie biuro rachunkowe wynajmowało skromne pomieszczenia.Większośćosób wychodziła z pracy między 17:30 a 18:00.O 19:00 parking był już pu-sty.Ekipa sprzątającą biura pojawiała się około 19:30.Doskonale.Następnej nocy, parę minut przed 20:00, Ned zaparkował na ulicy, na-przeciwko parkingu.Tak jak się spodziewał, parking był pusty, nie licząc sa-mochodu firmy ochroniarskiej.Ned przyłożył ucho do drzwi wejściowychi usłyszał pracujący odkurzacz.Głośno zapukał i czekał, ubrany w garnituri krawat, trzymając w ręce swój sfatygowany neseser.Nikt nie otwierał, więczapukał ponownie.Po chwili w drzwiach pojawił się jeden ze sprzątaczy. Dzień dobry Ned krzyczał przez szklane drzwi, pokazując wizytów-kę jednego z współwłaścicieli firmy, którą kiedyś dostał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]