[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przykucnął w cieniu przy wejściu do toalet, trzymając psy przysobie, i obserwował.Mgła ogarnęła skraj przystani, zatrzymała się, a potem rozwiała, jakby ktośwłączył wentylator.Na przystani stanęły trzy wysokie postacie, mężczyzna i dwiekobiety.Nosili długie płaszcze, kaszmirowe, jak stwierdził Cesarz, chociaż za nic wświecie by sobie nie przypomniał, skąd może to wiedzieć.Postacie ruszyły w jegostronę, jakby się unosiły w powietrzu.Cesarz widział ich sylwetki w świetle księżyca -linie szczęk i policzków, które wyglądały jak wyrzezbione, szerokie ramiona, wąskiebiodra.Mogliby być rodzeństwem, tyle że jedna z kobiet miała afrykańskie korzenie, adruga wyglądała na Włoszkę albo Greczynkę.Mężczyzna był od nich o głowę wyższy ibył typem nordyckim, może Niemcem, o krótko przystrzyżonych jasnych włosach.Wszyscy byli bladzi niczym potraktowane wybielaczem kości. Gdy mijali Cesarza, ten przyciągnął psy do siebie, a Bummer szczeknąłostrzegawczo.Zatrzymali się.Mężczyzna się odwrócił.- Jak długo tu jesteś? - spytał.- Mam wrażenie, że od zawsze - odparł Cesarz.Tamten uśmiechnął się i pokiwał głową, po czym odwrócił się i ruszył dalej.- Wiem, co czujesz - powiedział, nie oglądając się.***Gustaw i Jeff znalezli Barry ego, ukrytego między półkami wśród paczek zpapierem toaletowym.Gdy się zbliżyli, Barry wypadł spomiędzy rolek i pognał nakoniec alejki, po drodze zrzucając z półek chusteczki, folię aluminiową, worki naśmieci i plastikowe sztućce, by spowolnić pościg.Gustaw upadł pierwszy,pośliznąwszy się na paczce plastikowych widelców.Jeff przeskakiwał przeszkody i byłtuż za Barrym, gdy ten dopadł końca alejki.Z boku wystąpił Lash, dzierżąc jedną zkusz harpunowych Barry ego.- Padnij! - warknął, więc Barry runął piersią na kafelki i sunął ślizgiem dalej.Rozległ się syk rozprężanego powietrza i ciężki stalowy harpun walnął Jeffa wmostek, zwalając go z nóg.- Au, niech to szlag - powiedział skrzydłowy, chwytając harpun i próbując gosobie wyrwać z piersi.Gustavo dzwignął się na nogi, podbiegł do Jeffa i zaczął ciągnąć harpun.Lash podał Barry emu półtorametrowy pręt z tępym metalowym zakończeniemi załadował do kuszy następny.- To ostatni? - spytał Barry.Lash skinął głową.- Gdzie Clint?W tej właśnie chwili w przeciwległym końcu alejki pojawiła się wysokajasnowłosa kobieta, która ciągnęła nieprzytomnego Clinta za kołnierz.Szeroka plamakrwi biegła od jej podbródka aż do krocza i nawet z tej odległości widzieli jej kły.- Niegrzeczni chłopcy.Tak zostawiać nawróconego na podłodze.Ktoś mógł siępotknąć. Puściła Clinta, który padł na twarz, i ruszyła w ich stronę długimi, powolnymikrokami.Lash rzucił się przez płócienne drzwi na zaplecze, a Barry natychmiast poszedłw jego ślady.Wpadli do chłodni z produktami mleczarskimi.Wyglądała jak długikorytarz, gdzie po jednej stronie stały plastikowe baniaki z mlekiem, a po drugiejszklane butelki.Zastawili drzwi stertami ciężkich, trzyipółlitrowych baniaków, poczym stanęli, oparci plecami o tylną ścianę chłodni i obserwowali sklep przezprzejrzyste drzwi w dziale mlecznym, ponad kartonami z jogurtem i twarogiem.- Co ona niesie? - spytał Barry.- Patelnię - odparł Lash.- Aha - odrzekł Barry.- Przepraszam, że ją wpuściłem.Była prawie naga.- Skąd miałeś wiedzieć?- No, jak powiedziała, że będzie się ze mną pieprzyć z okazji moich urodzin,powinienem się połapać, że coś nie gra.- Urodziny masz chyba w marcu, nie?- Tak.Lash plasnął kumpla w łysy czerep, po czym znów wycelował kuszę ponadjogurtami.- Zasłużyłem - przyznał Barry.- Myślisz, że ten harpun trafił Jeffa w serce?- Musiał.Wbił mu się na dobre trzydzieści centymetrów.- Nie wygląda na martwego.- To chyba znaczy, że trzeba strzelać w łeb.- Barry pokręcił głową.- Mamspróbować?- Nie, jeśli spudłuję, masz jeszcze tę pukawkę.- Lash wskazał głową pręt, któryBarry trzymał w rękach.Zasadniczo był to pocisk ze strzelby na długim kiju, używanydo zabijania rekinów.Wystarczyło je trącić, a wtedy pocisk trafiał je z bardzo bliska.- Założę się, że ona nie wie, co to jest.- Zrób to porządnie - powiedział Lash.- Rozwal jej pieprzony mózg.Popatrzyli na siebie, słysząc, że cichną kompresory chłodziarek i wentylatory.Potem zgasło światło.- Mamy przejebane - stwierdził Lash.- Tak - zgodził się z nim Barry. 30KRONIKI ABBY NORMAL:MROCZNA I TAJEMNICZA BOGINIZAKAZANEJ MIAOZCINie oceniajcie mnie.Patrzyłam śmierci w twarz i zrobiłam z niej swoją dziwkę!To, co zrobiłam, zrobiłam z miłości.I nie chcę, żeby zabrzmiało to zarozumiale, ale.ja cię! Jesteśmy bohaterami! A kiedy piszę  my , to mam na myśli nas.Gdybym powiedziała wam wcześniej, nazwalibyście mnie  frajerką , uznali zanieuleczalnie żywiołową i uroczą.Ale teraz, bezpieczna w legowisku niegodziwejmiłości, mogę wreszcie przyznać, że w czasach naiwnej młodości moją ulubionąpostacią literacką wcale nie był obrośnięty mackami potwór Cthulu z Lovecrafta - jakstwierdziłam w wypracowaniu z angielskiego - tylko Pippi Langstrumpf.Zanimpotępicie mnie za mój pippizm, przeczytajcie:Pippi piła dużo kawy.(Bo była mądra, jak ja).Pippi miała nienaturalnie rude włosy.(Ja też miałam pewnego razu).Pippi często nosiła długie pasiaste pończochy.(Z czego niżej podpisana też jestznana).Pippi miała nadludzką siłę.(Może się zdarzyć).Pippi spuszczała manto.(Nie inaczej niż wasza skromna narratorka).Pippi mieszkała bez rodziców we własnym domu.(Brawo, dziewczyno!).Z małpą.(Czyż nie marzyliście zawsze o małpie?).Langstrumpf nie miała za to najbardziej cyberninja-seksowno-magicznegochłopaka, który uratował świat i w ogóle.(Spoko, Pip, ale laska potrzebuje trochęyang, żeby zatrząsł jej yin).Steve, mój najdroższy, ukochany,Me serce płonie. Ale, Steve,Co za wstyd,Ja pierdole, daję głowę,%7łe masz imię obciachowe.Nazywam go Psem Fu, bo pilnuje bramy mojej świątyni, jeśli wiecie, co mamna myśli.Właśnie mam na sobie kurtkę, którą dla mnie zrobił.Miałam ją, kiedy pomnie przyszli, ale nie w tym rzecz.Rzecz w tym, że nie ocaliłam siebie - ocaliłammiłość.Tego wieczoru, kiedy powiedziałam księżnej, jak mój słodki Pies Fu uratowałmnie przed wampirem, ona stwierdziła, że wróci na poddasze, żeby wziąć pieniądze,nakarmić Cheta i przynieść lordowi Floodowi resztkę krwi Williama, bo naprawdęłączy ich wieczna miłość.Jared i ja powiedzieliśmy:  My też pójdziemy.Ale księżnaodesłała nas, żebyśmy uwolnili wampira Flooda z piwnicy Jareda i od jego ohydnejrodziny.My na to:  No dobra.Ale gdy dotarliśmy do domu Jareda, Flooda nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •