[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To nic strasznego, znajdziesz ją tam jutro. Ale mam w niej lekarstwa. Te leki zapobiegające odrzutowi przeszczepu? Przede wszystkim środki przeciw nadciśnieniu! powiedzia-ła Alice, siadając po turecku na łóżku i zamyślając się.Po kilkusekundach rzuciła: Lepiej jednak po nią pójdę!Nie zdejmując nocnej koszuli, wciągnęła spodnie od dresu iotworzyła szafę, żeby poszukać jakiejś góry.Wybrała pierwsząrzecz z brzegu, była to różowo-szara bawełniana góra od dresu zwyszytym herbem klubu piłkarskiego Manchester United.Jedynapozostałość z jej poprzedniego życia.Stopy wsunęła w płócienne trampki, nie fatygując się, żeby jezasznurować. Zatrzymam się przy dystrybutorze, mam ochotę na ciastecz-ka Oreo i mleko truskawkowe. Wez dla mnie paczkę gofrów, dobrze? Dobra.Nara.f&Alice wyszła z pokoju.W korytarzu panowała wakacyjna at-mosfera.Zwięta były tuż-tuż i cały internat cieszył się na perspek-tywę ferii bożonarodzeniowych.Mieścił się on na dwunastu ostat-nich piętrach Lincoln Center, które zajmowali przyszli tancerze,aktorzy i muzycy z pięćdziesięciu różnych państw! Mimo że byłaprawie druga w nocy, studenci wciąż odwiedzali się wzajemnie.286Wielu pakowało walizki, gdyż następnego dnia rano wyjeżdżali naświęta do rodzin.Alice nacisnęła guzik windy.Czekając na nią, wyjrzała przezokno.Zwiatła wieżowców odbijały się w rzece.Alice była jeszczemyślami na scenie i zrobiła parę tanecznych pas.Bardziej niż kie-dy indziej odczuwała w te święta wdzięczność dla losu.Co by sięz nią stało, gdyby została w Manchesterze? Czy jeszcze w ogóleby żyła? Prawdopodobnie nie.Tu, na Manhattanie, rozkwitła, imimo różnych ubocznych skutków transplantacji serca czuła sięjak w niebie! Ona, dziecko z Cheatam Bridge, dziś wieczoremgrała główną rolę w spektaklu wystawionym przez najbardziejprestiżową szkołę artystyczną w Nowym Jorku!Nagle zadrżała.Włożyła dłoń do kieszeni.Stary dres obudził wniej wspomnienia i przed oczami pojawiły jej się jeden po drugimobrazy z jej poprzedniego życia.Matka, dzielnica, w której miesz-kała, szkoła, do której chodziła, nędza i zniszczone budynkiprzedmieścia, deszcz, straszna samotność i strach, ten strach, któryjej nigdy nie opuszczał.Dziś często miała ciężkie sny, ale nie ża-łowała podjętej decyzji.Nigdy jej nie pożałuje.W Juilliard School wszyscy pasjonowali się sztuką i kulturą.Ludzie byli otwarci na nowe pomysły, tolerancyjni, oryginalni iciekawi.%7łyło się łatwo, struktura szkoły zachęcała do pracy: jeśli-by Alice chciała, mogłaby ćwiczyć na skrzypcach całą noc, bokażde piętro miało wyciszone sale repetycyjne.W szkole było kil-ka audytoriów i sal teatralnych, klinika pracowni do fizjoterapii,siłownia.W końcu nadjechała winda.Alice nacisnęła guzik dwunastegopiętra, gdzie znajdowała się wielka świetlica.W jednym z jej ro-gów panował wciąż ruch, bo kilku studentów oglądało na wielkim287ekranie jakiś koncert, inni grali w bilard, a jeszcze inni siedzieliprzy barze okalającym wspólną kuchnię i dzielili się babeczkamizakupionymi w Magnolia Bakery. Ale pech! rzuciła zawiedziona, widząc, że dystrybutoryżywności były kompletnie puste. Co się stało? spytał ją jeden ze strażników. Wykupili moje ulubione ciasteczka!Miejsce było strzeżone całą dobę przez różnorodne systemy za-bezpieczeń.W Juilliard School nie żartowano z bezpieczeństwem.Studiowały tu dzieci dyplomatów, koronowanych głów, uczyła siętu nawet córka obecnego prezydenta.Alice nie od razu skierowała się z powrotem do wind, poszłajeszcze kupić coś do picia i gofry dla Lorely.Zjechała na niższepiętra, tam gdzie znajdowały się sale koncertowe.Kiedy drzwi otworzyły się na drugim piętrze, Alice zobaczyławielką ciemną sylwetkę kogoś, kto najwyrazniej na nią czekał.Mężczyzna miał głowę zasłoniętą kapturem i mierzył w nią z pi-stoletu.Alice cofnęła się i krzyknęła, ale on podbiegł do niej i wy-strzelił.27.W niewoliMaski nie da się długo nosićSENEKA MAODSZYDwa żądła tasera wbiły się Alice w podbrzusze, uwalniając im-puls elektryczny, który ją powalił.Sparaliżowana upadła tam,gdzie stała, bez tchu i czucia, z zablokowanym systemem nerwo-wym.Napastnik błyskawicznie na niej usiadł, złapał ją za gardło ibrutalnie wcisnął do ust chusteczkę, a potem porządnie zakneblo-wał.Drzwi windy się zamknęły.Facet wcisnął guzik prowadzącyna piętra podziemne i przycisnął Alice do podłogi.Zanim odzy-skała świadomość, przewrócił ją na brzuch i związał ręce w nad-garstkach oraz nogi w kostkach dwoma nylonowymi linkami, któ-re maksymalnie ścisnął.W kilka sekund byli na parkingu.Mężczyzna, wciąż zakaptu-rzony, zarzucił sobie Alice na ramię jak worek.Oszołomiona za-częła się niemrawo szarpać, ale im bardziej się ruszała, tym moc-niej przytrzymywał.Miał ręce silne jak szczęki olbrzyma, zdolnepogruchotać kości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]