[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Boże broń! Już sama myśl o tym jest odrażająca. Skąd takie nastawienie?Elard Kaltensee odwrócił się i znowu nalał sobie koniaku. Goldberg mnie nie cierpiał wyjaśnił.I z wzajemnością.Bodenstein czekał, czy powie coś jeszcze, jednak Elardmilczał. Skąd znał pańską matkę? zapytał w końcu. Pochodził ponoć z sąsiedniej miejscowości.Uczył sięz bratem mojej matki w jednej klasie, razem zdawali maturę. Dziwne stwierdził policjant. W takim razie pańskamatka musiałaby wiedzieć. Co wiedzieć? %7łe Goldberg wcale nie był %7łydem. Słucham?! Jeśli nawet udał zaskoczenie, to zrobił tobardzo przekonująco. W trakcie sekcji zwłok na jego lewym ramieniuznaleziono tatuaż z grupą krwi, charakterystyczny dla członkówSS.Kaltensee wpatrywał się w Bodensteina, aż na czołowystąpiła mu żyła. Byłoby fatalnie, gdyby się okazało, że łączą nas więzykrwi powiedział bez cienia uśmiechu. Podejrzewamy, że to właśnie dlatego odebrano nam tęsprawę i zakazano badać okoliczności morderstwa mówiłpolicjant. Komuś musi zależeć na dalszym ukrywaniuprawdziwej tożsamości Goldberga.Tylko komu?Elard Kaltensee nie odpowiedział.Cienie pod jegoprzekrwionymi oczyma zdawały się pogłębiać, nadając muniezdrowy wygląd.Ciężko opadł na fotel i ukrył twarzw dłoniach. Myśli pan, że pańska matka znała tajemnicę Goldberga?Mężczyzna rozważał przez chwilę taką możliwość. Kto wie. mruknął gorzko. Kobieta, która nie chcezdradzić dziecku, kto był jego prawdziwym ojcem, z całąpewnością potrafiłaby przez sześćdziesiąt lat udawać przedcałym światem.Elard najwyrazniej nie przepadał za swoją matką.Dlaczegow takim razie mieszkał z nią pod jednym dachem? Cały czasżywił nadzieję, że w końcu zmieni zdanie i wyjawi mutajemnicę jego pochodzenia? Czy też kryło się za tym cośjeszcze poważniejszego? A jeśli tak, to co to było? Schneider również był wcześniej członkiem SS zdradziłBodenstein. W piwnicy jego domu znalezliśmynajprawdziwsze muzeum nazizmu.Poza tym na ramieniu teżmiał tatuaż.Mężczyzna wpatrywał się pustym wzrokiem przed siebie,a Bodenstein pomyślał, że dałby naprawdę bardzo wiele, aby siędowiedzieć, co działo się teraz w jego głowie.PIA WYSYPAAA na kuchenny stół ścinki papieru zabranez niszczarki do dokumentów w gabinecie sekretarki i zabrała siędo roboty.Z benedyktyńską cierpliwością brała w palce paskizadrukowanego papieru i próbowała je układać obok siebie, alenieznośne papierowe loki pilnie strzegły swojej tajemnicy.Piaczuła, jak się poci.Cierpliwość nigdy nie należała do jejmocnych stron.Dość szybko się zorientowała, że nic w tensposób nie osiągnie.Podrapała się po głowie i zastanowiła, jakw takim razie mogłaby ułatwić sobie pracę.Najpierwzatrzymała wzrok na swoich czterech psach, a pózniej spojrzałana zegar ścienny.I bardzo dobrze, pomyślała.Teraz zajmie sięzwierzakami, żeby nie doprowadzić się do stanu, w którympozostanie jej już tylko złapać skłębione ścinki i wyrzucić je dośmieci.Co prawda wcześniej planowała, że tego dnia zajmie sięuporządkowaniem bałaganu we wiatrołapie, gdzie składowaławszystkie brudne buty, ubrania robocze, wiadra i ogłowia, leczto mogło jeszcze trochę poczekać.Pia wmaszerowała do stajni, oczyściła boksy i przyniosłaświeże siano.Kiedy skończyła, przyprowadziła koniez wybiegu.Jeśli pogoda nie pokrzyżuje jej planów, wkrótcenastanie czas sianokosów.Koszenia domagały się też odjakiegoś czasu pasy zieleni po obu stronach wjazdu.Wystarczyło, że otworzyła pomieszczenie z paszą,a natychmiast zjawiły się dwa koty, które kilka miesięcywcześniej sprowadziły się do jej gospodarstwa i postanowiłyzostać na dłużej.Czarny kocur wskoczył na regał nad blatem, naktórym Pia mieszała karmę dla koni.Zanim zdążyła muprzeszkodzić, przewrócił kilka buteleczek i słoiczkówi przerażony hałasem, dał susa w bezpieczne miejsce. A niech cię diabli porwą! krzyknęła za nim Pia.Kiedysię schyliła, by podnieść z ziemi spryskiwacz z płynem dorozczesywania ogonów, przyszła jej do głowy pewna myśl.Pospiesznie nakarmiła psy, koty, drób i konie, a kiedyskończyła, popędziła do domu.Wylała do zlewu resztę płynu dopielęgnacji koni i nalała do pojemnika zwykłej wody.Potemułożyła poskręcane wstążki papieru na ręczniku i obficie jespryskała, przeczesując jednocześnie palcami.Na koniecnakryła je kolejnym ręcznikiem.Istniało ryzyko, że jej wysiłekpójdzie na marne, ale możliwe, że wcale nie.Zaciekłość, z jakąsekretarka broniła poufności danych, bardzo ją zaintrygowała.Ciekawe, czy grubawa blondynka zauważyła, że ktoś wyczyściłzawartość niszczarki? Pia zachichotała na samą myśl o jej miniei ruszyła na poszukiwania żelazka parowego.Wcześniej, kiedy mieszkała z Henningiem, każdy sprzętdomowy miał swoje stałe miejsce, a szafy zawsze były staranniewysprzątane.Teraz w jej gospodarstwie panowała zasadaprzypadkowości, a część pudeł po przeprowadzce, mimo że tamiała miejsce dwa lata temu, wciąż stała nierozpakowana.W tajemniczy sposób za każdym razem, kiedy chciała się za niewziąć, coś stawało jej na drodze.W końcu trafiła na żelazkow szafie w sypialni i zadowolona wróciła do kuchni, bywyprasować mokry papier.Zanim się do tego zabrała, zjadłalasagne z warzywami odgrzane w kuchence mikrofaloweji gotową sałatkę.Obie potrawy jedynie markowały świeżei pełne witamin dania, ale i tak były zdrowsze niż kebab czyhamburgery.Ułożenie ścinków w sensowną całość wymagałowiele cierpliwości i precyzji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]