[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W takich wypadkach natychmiast przypominała sobiepowiedzenie, że  gdyby wzrok mógł zabijać..ChociażSwanson bynajmniej nie wbijał w nią ostrych, oskarżycielskichspojrzeń, jakie zwykle się z tym kojarzą.Chodziło raczej opytające, zmartwione zerkanie, które wykańczało ją jak sączącasię powoli i boleśnie trucizna.O smutek, głęboki żal, który cochwi la bły skał zza jego owal nych oku la rów.Jeśli miałaby się zwierzyć komukolwiek z dorosłych,wybrałaby pana Swansona.Może właśnie chęć, by to zrobić,sprawiała, że jego spojrzenia tyle ją kosztowały.Bo stanowiłyza pro sze nie.Po na wia ne nie mal dzień w dzień, raz za ra zem. Co się sta ło? , zda wa ły się py tać te oczy.Czuła, jak pod ich wpływem gipsowa maska jej rzekomejniewiedzy i całkowitej niewinności zaczyna pękać, i chwilaminaprawdę rozważała, czy jednak nie zdecydować się naroz mo wę.Czasem łapała się na tym, że myśli, co by powiedziała, w jakisposób, od czego by zaczęła.W takich momentach jednakzmuszała się zawsze do tego, by opuścić wzrok na zeszyt, azerwawszy wzrokową więz z nauczycielem, natychmiastprzywoływała się do porządku, wyobrażając sobie tę masępytań, którymi  jak doskonale wiedziała  i on, i każdy innyza sy pał by ją w pod czas roz mo wy.Jak to Va ren utknął w kra inie snów?Poe? Co ma z tym wspól ne go Poe?I najgorsze: Nie sądzisz, że powinniśmy zadzwonić napo li cję?To ostatnie pytanie za każdym razem przeważało szalę isprawiało, że nadal trzymała język za zębami, udając tak samowszyst kie go nie świa do mą jak po zo sta li.Jak do tej pory się uda wa ło.Tym razem jednak, pod koniec lekcji, pan Swanson kazał imcoś przeczytać, a sam rozpoczął przechadzkę po klasie,oddając sprawdzian z  Czarownic z Salem , którynie spo dzie wa nie zro bił im w ostat ni pią tek przed świę ta mi. Mimo że Isobel nie odpowiedziała tylko na jedno z testowychpytań, znalazła przyklejoną do swojego arkuszaja skra wo zie lo ną kar tecz kę. Proszę zostać po lekcji , głosił napis nabazgranyokrągławymi, skośnymi literami charakterystycznymi dlana uczy cie la.Zwiet nie, po my śla ła.Wyglądało na to, że czy tego chce, czy nie, i tak czeka jąpo ga węd ka z pa nem Swan so nem.13Poważne niebezpieczeństwody zadzwonił dzwonek, w pierwszym odruchu chciała udać,Gże nie zauważyła wiadomości i natychmiast sięewakuować.Jednakże jedno zgubne w skutkach spojrzenie napana Swansona uświadomiło jej, że się nie wymknie, tymbardziej że jego uwaga zdawała się być skupiona wyłącznie naniej.Sterczał przy drzwiach, jak przeintelektualizowana wersjaochroniarza  w kamizelce i wsuniętym pod nią krawacie obserwując wychodzących uczniów.Jednocześnie, niewyjmując rąk z kieszeni gładkich spodni koloru khaki, co chwilazerkał ku niej, by potem znów odpowiadać na pożegnalne uwagijej ko le gów zmie rza ją cych już ku sto łów ce.Iso bel z za ci śnię ty mi usta mi opa dła z po wro tem na krze sło.Poczuła nagłą złość na nauczyciela, że ją zatrzymuje, żełamie milczącą umowę, wedle której miał nie wspominać oVa re nie, do pó ki Iso bel sama nie po ru szy tego te ma tu.Ale może wy czuł, że to się ni g dy nie sta nie.Zła pa na w pu łap kę, cze ka ła, aż kla sa opu sto sze je.Nie chcąc podsycać plotek, starała się udawać, że po prostunie spieszy się ze zbieraniem swoich rzeczy.Położywszyplecak na kolanach, przetrząsała jego kieszenie, zupełnie jakby przed wyj ściem ko niecz nie mu sia ła coś zna lezć.Pod nio sła wzrok, gdy usły sza ła od głos za my ka nych drzwi.Swanson patrzył prosto na nią, z neutralną miną, która miałachyba stanowić swoistą odmianę twarzy pokerzysty.Jegouporczywe, pozbawione wyrazu spojrzenie w jakiś niejasnysposób przywodziło na myśl Clinta Eastwooda, czekającego, ażjego przeciwnik wykona pierwszy ruch.Zupełnie jakby liczył nato, że ona lada chwila się złamie, dostanie słownej biegunki iza cznie wy rzu cać z sie bie praw dę, całą praw dę i tyl ko praw dę.Usiłując w miarę możliwości zachować kamienną twarz,pod nio sła z ław ki spraw dzian z przy kle jo ną do nie go kar tecz ką. Nie ścią ga łam  oświad czy ła.Pan Swanson zmarszczył czoło, a jego krzaczaste siwe brwiniemal się zetknęły.Zacisnął wargi, kołysząc się na piętach, zrę ka mi w kie sze niach. Wiem, że nie  od rzekł. Nie cho dzi wca le o spraw dzian.Też mi nowina, pomyślała, omal nie wypowiadając tego nagłos.Pró bo wa ła przy brać za nie po ko jo ną minę. Cho dzi o wy pra co wa nie o Poem  do dał.Tym ra zem na praw dę ją za sko czył.Patrzyła, jak wraca za biurko, odsuwa górną szufladę iwyj mu je z niej cien ki plik spię tych ra zem kar tek.Rzu cił je na blat. Chciał bym wie dzieć, ile z tego fak tycz nie na pi sa łaś.Oooch, jęknęła w duchu, uświadamiając sobie, że musiałpokserować sobie te wypracowania, zanim oddał ich autoromoryginały.No jasne.Znając go, nie zdziwiłaby się, gdybyzachowywał kopię każdej zadanej przez siebie kiedykolwiekpracy domowej.Najprawdopodobniej dysponował w ogóle baządanych z informacjami na temat wszystkich uczniów, jakich uczyłod początku swojej zawodowej kariery, bez wątpienia takszcze gó ło wą, jak bazy da nych gro ma dzo ne przez FBI.Isobel sięgnęła po długopis i zaczęła nerwowo obracać go wpalcach, próbując wymyślić jakąś uczciwą, a zarazem niezbytob cią ża ją cą od po wiedz.Bez po wo dze nia.Prawda na temat monstrualnego, dziesięciostronicowego wypracowania była bowiem taka, że Isobel nie napisała z niegoani sło wa, co, jak za pew niał Va ren, mia ło nie sta no wić pro ble mu.Oczy wi ście się my lił, jak w wie lu in nych kwe stiach.Tym, co stresowało Isobel, było wszakże nie tyle obniżeniestopnia, ile ewentualny telefon Swansona do domu.Tata,znalazłszy ją wymachującą po ciemku pogrzebaczem w salonie,doszedł, oczywiście, do fałszywego, lecz nieuchronnegowniosku, że to ona stłukła lampę.I choć zdołała go przekonać, żelunatykowała, nie potrzebowała teraz dodatkowej wpadki, którakazałaby rodzicom ponownie przemyśleć wyprawę doMarylandu.Jeszcze mniej zresztą potrzebowała kolejnegodowodu na łączące ją z Varenem związki, zwłaszcza jeśli takido wód miał by zo stać przed sta wio ny przez pana Swan so na.Za ło ży ła pa smo wło sów za ucho. Hm  za czę ła. Nie martw się  przerwał jej nauczyciel. Nie ma czym.Pamiętaj, że stopnie semestralne są już wystawione, azawiadomienia porozsyłane do rodziców.Poza tym niezmieniłbym tej oceny, nawet gdybym mógł.Nie wątpię, że na niązasłużyłaś.Nie dlatego pytam.Po prostu w czasie świątprzeczytałem to wypracowanie jeszcze raz i.Cóż, poczułemcie ka wość i tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •