[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy graliśmy spektakl w NowymJorku, obejrzał go mój znajomy, który jest producentem, i bardzomu się spodobało.Jak tylko usłyszał, że zdejmujemy musical,zaraz do mnie zadzwonił.Powiedział, że jego zdaniem świetnie sięnadaje na ekranizację i zapytał, czy byłbym zainteresowanyadaptacją telewizyjną. %7łartujesz? To wspaniała wiadomość, Michael! krzyknęłam, rzucając się mu na szyję. No więc przyleciałem, spotkałem się z paroma innymiproducentami i omówiliśmy kilka różnych pomysłów.Chcąnakręcić pilotażowy odcinek i puścić go w telewizji kablowej. Jak TNT? USA?  zapytałam. Jak HBO. O cholera  szepnęłam. No i oczywiście, co najważniejsze, chcą też ciebie, Grace.Moje życie oficjalnie miało się stać bajką.Zwięta spędziłam w L.A.wraz z Holly, podczas gdy Jackpoleciał do domu do Londynu.Chciał trochę pobyć z rodziną, a pomoim popisie na premierze to, abyśmy pojechali tam razem,zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem.Na to będziejeszcze czas.Zaraz po świętach poleciałam przez Atlantyk i spotkaliśmysię w Paryżu.Przez kolejne prawie dwadzieścia cztery godzinylecieliśmy coraz mniejszymi samolotami, rozmawiając o najróżniejszych rzeczach, aż w końcu znalezliśmy się nadOceanem Indyjskim.Jak tylko na horyzoncie ukazał się archipelag małychwysepek i atoli rozrzuconych na wodzie, z podekscytowania ażchwyciłam Jacka za rękę, odrywając go od książki.Myślał o tym,aby w przyszłości zostać producentem, i teraz wykorzystywał czas,aby jeszcze trochę popracować, czytając różne powieści.Obiecał,że jak tylko wylądujemy, odda się całkowicie wakacyjnemunastrojowi.Oboje byliśmy wykończeni i potrzebowaliśmyodpoczynku.Mieliśmy jeszcze jedną przesiadkę, tym razem do awionetki,która miała nas zabrać w ostatni lot między wysepkami.Wylądowaliśmy na małym lotnisku, gdzie czekał na naszamówiony przez Jacka wcześniej samochód.Mimo że nadalbyliśmy podekscytowani, pod koniec już dosłowniepowłóczyliśmy nogami.Był wczesny wieczór i słońce zaczynałopowoli schodzić coraz niżej.Jechaliśmy cichymi drogami prawieniezamieszkanej wyspy, którą wybrał Jack  było na niej zaledwiekilka domków wakacyjnych, jeden sklep i ciągnące siękilometrami spokojne plaże.Gdy wreszcie zatrzymaliśmy się przez naszym domem,zamarliśmy.Jack widział wcześniej zdjęcia, ale najwidoczniej niedo końca oddawały piękno tego miejsca.To była ogromna,odosobniona, intymna i przepiękna rezydencja.Oglądając posiadłość, zauważyliśmy, że nadzorca zaopatrzyłnas w jedzenie, wino, piwo i wszystko, czego potrzebowaliśmy.Rozejrzeliśmy się po domu, patrząc, jak bryza wiejąca znadoceanu porusza białymi firankami.Z tyłu domu znajdowało sięprzeszklone wyjście na olbrzymi taras wchodzący na ocean.Ocean.Na naszym patio.Zbyt wykończeni, żeby cokolwiek jeszcze zrobić,wgramoliliśmy się pod pościel do gigantycznego łoża iwyłączywszy światła, pozwoliliśmy, aby ocean utulił nas do snu.Poczułam, jak Jack lekko mnie trąca i wyrywa z półsnu.Byliśmy tu już od trzech dni, a mieliśmy zostać jeszcze prawie dwa tygodnie.Moje ciało już nabrało ładnego koloru.Jack coprawda początkowo nieco spalił się na słońcu, ale teraz teżzaczynał lekko brązowieć.Podczas gdy ja grzałam pośladki na środku oceanu, Michaelciężko pracował w L.A., pisząc scenariusz do pilotażowegoodcinka, do którego zdjęcia miały się zacząć w marcu.Jakim cudem to było moje życie?W sylwestra usiedliśmy na naszym tarasie, sącząc wino ioglądając petardy, które ktoś puszczał z drugiej strony wyspy.Lepiej być nie mogło.A co z moim drugim prezentem? Uśmiechnęłam się, sączącpiwo i czując, jak Jack delikatnie masuje mi plecy.Przez paręostatnich dni nie miałam na sobie nic poza sarongiem, górą odbikini (a czasem i nie) i nową biżuterią.Zanim otworzyłam pudełeczko od Harry ego Winstona,przeszło mi przez myśl, że to może być& cóż& pierścionek.Jackmiał jednak dopiero dwadzieścia cztery lata i żadne z nas nie byłoteraz na etapie małżeństwa.Byliśmy razem dopiero niecałe sześćmiesięcy i na rozmowę o małżeństwie było jeszcze za wcześnie.Nawet nie zdążyliśmy przenieść wszystkich jego rzeczy.Czy wogóle chciałam wyjść w przyszłości za mąż? Jasne, że tak.Imiałam nadzieję, że właśnie za tego faceta.Oboje musieliśmyjednak jeszcze trochę dojrzeć, poza tym to, co mieliśmy, było jużwystarczająco niesamowite.A więc czy był to pierścionek? Nie.To było coś znacznie lepszego.W pudełeczku był dowód na to, że Jack nie tylko mniekochał, ale też rozumiał.Rozumiał mnie i wiedział dokładnie,czego potrzebuję.Na platynowym łańcuszku znajdowała się cienka, okrągła,platynowa zawieszka, niewiele większa od dziesięciocentówki.Naodwrocie, od strony serca, wygrawerowano słowa  George kochaGracy , a na przodzie, w miejscu widocznym dla całego świata? Ckliwość.Dla większości było to niezrozumiałe, a to tylko sprawiało, że prezent był po prostu idealny.Tylko my wiedzieliśmy, o cochodzi  taki nasz mały osobisty dowcip.Czułam, że łańcuszek przylega mi do skóry, i odruchowosięgnęłam w stronę obojczyka, chwytając zawieszkę.Pod palcamipoczułam grawer, który przez cały czas dotykałam.Za każdymrazem, gdy Jack to widział, uśmiechał się tylko szeroko.Siedzieliśmy, przyglądając się zachodzącemu słońcu, a jamocniej się do niego przytuliłam.Wyglądaliśmy jak zwykła paraodpoczywająca na plaży. Jesteś głodna, Szalona?  zapytał, całując mnie w głowę. Tak, trochę.Zostało jeszcze trochę krewetek z wczoraj.Masz ochotę? Brzmi niezle  odpowiedział, wstając i dopijając resztępiwa.Przesunął nogami po piachu i prawie nie podnosząc stóp,dreptał przez chwilę w miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    php include("s/6.php") ?>