[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co sama widziałam, było tylko skorupą.Co było w środku? Do dzisiaj nie wiem.Moja rodzicielka  Matka Polka  stała na straży domowego ogniska i domowych sekretów.Może byłam jeszcze zbyt młoda, żeby wyczuć ten wewnętrzny puls, który bije w każdymzwiązku, a którego nikt z poza niego nie jest w stanie przeżyć.Faktem jest, że moja matka bezojca stała się niepełna.To potrafiłam już wyczuć.Była taka w kilka sekund po jego śmierci.Tonigdy nie minęło.Jest bardzo wcześnie rano.Słyszę dzwonek w moim mieszkaniu.Chowam głowę podpoduszkę, ale to niewiele pomaga.Zwlekam się z łóżka.Menadżer.Też sobie wybrał porę.Niema jeszcze dziewiątej.Zrodek nocy. Zamknij drzwi  rzucam mu przez ramię i kieruję się do kuchni.Potrzebuję kawy.Markowi też robię.Wiem, jaką lubi.Nie wygląda najlepiej.Jakby całą noc nie spał.Sińce podoczami, rozczochrane włosy.Pociągam nosem, kąpiel też by mu się przydała. Wyglądasz trochę nieświeżo  głośno komentuję jego nieciekawy stan.Kiwa głową.Potem wali pięścią w stół. Kurwa!Chyba nie jest dobrze.Marek i tego rodzaju inwektywy? Krzywię się z niesmakiem.W końcu posiadanie luksusowej agencji z ładnymi i niegłupimi panienkami również od niegowymaga zachowania pewnego poziomu.Zauważa tę moją minę urażonej księżniczki.Naglewybucha śmiechem.Nie, on ryczy  ale ma ubaw. Super, przyłączę się, jeżeli powiesz, co cię tak rozbawiło.Dławi się śmiechem.Mimo to podaje mi poranną gazetę.Wzruszam ramionami.Co możebyć zabawnego w wiadomościach lokalnych? Patrzę na pierwszą stronę.Wielkie zdjęciepokazuje poszatkowany kulami wrak auta.Pod nim jest jeszcze druga fotka.Z twarzą Macieja. Cholerny bandyta  komentuje Marek  przez tego gnoja pół nocy siedziałem nakomisariacie.Nic nie rozumiem.Dopiero pierwsze zdania artykułu rozjaśniają mi w głowie.Pisząo strasznej strzelaninie pod hotelem Macieja.Jego auto było celem, a właściwie on.Dostałdwanaście kulek.I to nie był przypadek.Swoi zabili swojego.Robi mi się słabo. Cholerny mafiozo  Marek nie kryje swojego zdenerwowania. Taki porządny klient.Płacił z góry, biznesmen.Cholerny biznesmen narkotykowy.  A ty, mała  celuje we mnie palcem  też spodziewaj się glin.W końcu miałaś kontaktz największym przemytnikiem koki na Europę Zachodnią.Bossem.Zaczyna chichotać.Nie jest dobrze.Kręci mi się w głowie.Marek gwałtownie odsuwakrzesło i wstaje. Koniec bajki.Monopol na ciebie się skończył.Pewnie będziesz przez najbliższe dnizajęta przez gliny.Zadzwoń, jak skończą cię maglować.Pracy jest mnóstwo.Teraz zyskasz nawetpewną popularność.Zadawałaś się nie z byle kim.Nie ruszam się.Marek zdobywa się na gest i niezdarnie poklepuje mnie po ramieniu. Takie ryzyko w tej branży.My nie prosimy o dowód tożsamości, tylko o kasę.Cicho zamyka za sobą drzwi.W mieszkaniu zostaję tylko ja i motyl.Nie wiem, ile mija czasu.Gliny szybko składają mi wizytę.Opowiadam im wszystko.Setki razy.Kiedy odwożą mnie pod mój blok, jestem strasznie zmęczona.Nie wyglądam lepiejniż Marek rano.Służba prawu okazuje się bardziej męcząca, niż przypuszczałam.W kuchni stoifiliżanka mojej niedopitej kawy.Bez sił padam na łóżko.Na krótko zapadam w otchłań bez snów.Kiedy się budzę, jest środek nocy.Gdzieś tam, we mnie, coś domaga się uwagi.Pogłaskania.Dotykam twarzą zimnej szyby.Na zewnątrz pada deszcz.Wiosna już blisko.Odrętwienie.Jakby ktoś włożył mnie do lodówki i wyjął po wielu godzinach.Nie żal.Nieból.Po prostu nic.Straciłam klienta.Nie miłość życia.W dodatku był zwykłym bandziorem.Nawyższym szczeblu, ale fakt zostaje faktem.Nic więc nie tłumaczy głuchego bólu, który mnierozrywa od środka.Wstaję z łóżka.Deszcz pomieszany ze śniegiem nie zachęca mnie do wyjścia.W lodówcepusto.Telefon milczy.Gdzieś na zewnątrz życie toczy się swoim torem.Zwyczajnie.Na tymfakcie zawsze polegałam.Kiedy leżałam pod spoconym mężczyzną, wiedziałam, że na zewnątrztoczy się zwyczajne życie.Kiedy mijałam kalekie, żebrzące dziecko, wiedziałam, że zwyczajneżycie wokół nas ciągle istnieje.Może jest nieosiągalne dla tego dziecka, dla mnie podcharczącym samcem.Ale jest to niedostępność chwilowa.Przyjdzie czas, kiedy fragmenty tegonormalnego życia i nam się przydarzą.Będę szła parkiem, wśród wielu innych ludzi, oddychałatym samym powietrzem, przez moment zwyczajna jak wszyscy obok.Dziewczynka zatopi zębyz bułce, poczuje sytość jak inne dzieci, potem otuli ją sen jak wszystkich.Kilka kropel zwykłegożycia.Znowu budzę się w środku nocy.Nie mogę schować się w ciemność.W MieścieSprzeczności uliczne światła zmieniają aksamitną czerń w szarość.Tyle szarości jest wokół mnie.Człowiek cienia.Mam przykrą świadomość, że jutro też będzie dzień.Dzień nadchodzi.Niezależnie od mojej woli wlewa się światłem do mieszkania.Wszędzie go pełno.Ciszę przerywa dzwięk telefonu.Słuchawka ciąży mi w dłoni.Podnoszę jąpowoli.  Lena?Matka.Jej głos rozpoznałabym wszędzie.Skąd ona? Przez chwilę jej świat i mój mieszająsię ze sobą.Przecież ona nawet nie wie, co ja robię.O tym, że za bułki na śniadanie płacę swoimciałem.Słuchawka parzy moją dłoń, wypada z niej.Matki nie widziałam od pięciu lat.To były bardzo długie lata.Czy za nią tęsknię? Boję sięjej.Jej spojrzenia.Tego, co ma mojego.Może to jest taki czas, kiedy powinnam się z tymwszystkim zmierzyć?Macieja nie ma.Już nigdy nie będzie.Nawet jedną łzą go nie pożegnałam.Gdybym tozrobiła, przyznałabym się, że istniał.Tak jest lepiej.Bezdomny o nic nie pyta.Zapomniałam o tym cholernym winie, które go niszczy i ratuje.Patrzę na swoje dłonie.Drżą.On też na nie patrzy.Czy z mojej twarzy można czytać jakz przysłowiowej księgi? Można czy nie, on to robi.Nie czeka na moje słowa. Dalajlama powiedział kiedyś, że najważniejsze w życiu jest dążenie do bycia dobrymczłowiekiem.No proszę, Bezdomny jest światowym człowiekiem. Nieważne, że popełniamy błędy, one są rachunkiem, które wystawia nam życie, niczyminnym.Ważne, żebyśmy zrozumieli, że trzeba starać się być dobrym człowiekiem.Wtedywszystko jest możliwe.I w dodatku jest filozofem.Cholernie prosta i zarazem trudna ta jego filozofia.Mojedłonie tańczą jak ptaki.Bezdomny zamyka je w klatce swoich dłoni ubranych w podarte, brudnerękawice.Kiwam się, tak dziwnie uwięziona, na dworcowej ławce. Szzzzzzzzzz.Pocieszenie Bezdomnego.Czuję ciepło na twarzy.Otwieram oczy.Widok obskurnegownętrza zamazują moje łzy.Było.Wszystko to było w moim życiu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •