[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szłaprędko i lekko; suche nieśmiertelniki i zeschłe igły jodłowe szeleściły pod jej stopami.Onszelest ten usłyszał, twarz ku polanie zwrócił, ramiona rozplótł i na spotkanie jej postąpił, alezaledwie uczynił kroków parę, gdy ona przed nim stanęła i z pochylonym spłonionym czołem, zespuszczoną, wilgotną rzęsą podała mu obie ręce.Nie porywczym ani namiętnym, owszem,miękkim i nieśmiałym ruchem wziął je w szerokie swe dłonie i nisko schylony przylgnął do nichgorącymi usty.Gdy wyprostował się i ona podniosła powieki, oczy ich po raz pierwszy, odkądsię znali, utonęły w sobie długim, pełnym nieśmiałych żarów spojrzeniem, a potem z trudnościąodwracając się od siebie, jednocześnie zwróciły się ku Mogile. Chodzmy rękę pod ramię mu wsuwając rzekła Justyna. Chodzmy powtórzył.Skierowali się ku wyjściu z polany, a gdy szli jedno przy drugim, krokiem równym ijednostajnym, z twarzami trochę pochylonymi i mieniącymi się niemym wzruszeniem, można bymniemać rzecz dziwna! że w tym właśnie miejscu śmierci zdwojonym potokiem wezbrało wnich uczucie życia.Szli po przezroczystych przestrzeniach lasu, przez smugi świateł i cieniów,okrążając miejsca zbyt gęsto paprocią obrosłe, stąpając najczęściej po miękkich mchach,jeżących się gdzieniegdzie młodymi płonkami sosen i osin nakrapianych czerwonością brusznic*lub granatową czarnością czernic*.Kilka minut milczeli.Justyna parę razy podnosiła wzrok natowarzysza swego, jakby przemówić chciała, lecz wnet spuszczała powieki.Znać w niej byłonieśmiałość, która w wyrazie jej twarzy zastąpiła dumę albo raczej hardą odporność, z jaką oddawna i najczęściej stawała przed ludzmi.Zdawać się mogło, że zdjęła z siebie jakiś obronnypuklerz, że porzuciła ją wszelka troska o ustrzeżenie swej ludzkiej albo kobiecej godności; że*B r u s z n i c a (gwar.) borówka.*C z e r n i c a (gwar.) czarna jagoda.161ufna i spokojna, nieśmiałą tylko stała się wobec człowieka tego, który szczelnie w szerokiejpiersi wzruszenia swe zamykając, z głębokim uszanowaniem wiódł ją przez miejsca bezludne;który, tak jak ona, kochając naturę, znał ją lepiej i zżył się z nią ściślej niż ona; który w ukrytychprzed światem głębiach parowu i boru ukazywał jej przedwiekowe grobowce i zapomnianemogiły.Czyżby przez głowę przemknęła jej myśl, że był on od niej wielowzględnie wyższym?Jakkolwiek dziwną, może niepojętą myśl ta komukolwiek wydać by się mogła, powstała onaniezawodnie w głowie tej kobiety, która wiele prawd życia znalazła w gorzkich wodach bólu iobrazy, przed którą życie podniosło znad wielu zjawisk ułudne zasłony.Myśl ta niezawodnie wgłowie jej powstać musiała, bo nieśmiało zrazu i urywanymi słowy, a potem coraz ufniej iżywiej mówić mu zaczęła o tym, co było największą męką jej życia i co najgłębiej uczuwała nawidok powszednich nawet prac ludzkich; cóż dopiero w obliczu wielkich, spełnionych zadań ipoświęceń, z których wspaniałymi widmami oko w oko spotkała się u grobowca Jana i Cecylii ina Mogile.Tę mękę już od lat kilku sprawiało jej uczucie zupełnej, rozpaczliwejbezużyteczności własnej.Skąd uczucie to w niej powstało? Rozumiała to dobrze, bo nieraz zastanawiała się nad tymdługo.Powstało ono naprzód z doświadczeń życia, które serce jej opustoszyły z wielu marzeń izłudzeń; może jeszcze z jakichś myśli i dążeń czasu, które ją z dala dotknęły; może na koniec ztego, że była bardzo dumną.Ci, pośród których żyła, oskarżali ją o dumę.Słusznie.Była istotnietak dumną, że głęboko upokarzały ją otrzymywane łaski i przysługi, których niczymodwdzięczyć nie mogła, nade wszystko zaś dnie i lata, które upływały marnie, bezczynnie.Porównywała siebie czasem do kamienia zalegającego darmo kawał pola, na którym by wyrośćmogła jakaś garść plonu.Wstyd i nuda.Ciężką nudą przejmowała ją co rana myśl o dniu, któryrozciągał się przed nią pustym, bezcelowym szlakiem; z ciężką nudą co wieczór kładła się dospoczynku.Czuła w sobie często bunt młodości, zdrowia i sił, które ją porywały, prawie niosłyku jakimś żywym i trudnym poruszeniom ciała i ducha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]