[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Słuchasz mnie, kochanie? - zapytała Polly.- Oczywiście - z pogodnym uśmiechem odparła Anna.- Martwię się o ciebie.Naprawdę.- Niepotrzebnie.Cieszę się nowym zajęciem i dorośleję.- Robisz to w zawrotnym tempie - przyznała Polly, odnotowując nową fryzurę córki,elegancki kostium w niebieskim kolorze, który pasował do jej oczu.- Zmieniasz się z dnia nadzień.- Mam prawie dwadzieścia lat - przypomniała matce.- Tak.Strasznie mnie postarzasz.Posłałam twoje zdjęcie ojcu, żeby zobaczył, jaką maszykowną córkę.- Posmutniała i odruchowo dotknęła swojej szklanki z wodą.- Teraz mieszka w Atlancie.Powiedział, że firma chce go z powrotem ściągnąć do Houston.Gdybytak się stało, nareszcie cię zobaczy.- Z nikim się nie umawia - zadumała się Anna.- Ty też nie masz nikogo.Ale żadne zwas nie ustąpi ani o jotę.Nie tęsknisz za nim?- Bardziej, niż myślisz.- Polly wstała tak nagle, jakby bardzo się spieszyła.- Ale życietoczy się dalej, moja droga.Przepraszam cię, ale muszę jeszcze sprawdzić pewne wyliczenia.Anna odprowadziła ją smutnym wzrokiem.W głębi serca Polly nie rozstała się zojcem, pomyślała.Nie traci nadziei na to, że jeszcze się pogodzą.Ale to wcale nie jest takiepewne.Nazajutrz wyszła z pracy z uczuciem dziwnego niepokoju.Poprzedniego wieczorubyła umówiona z Randallem, ale on zadzwonił i odwołał spotkanie, tłumacząc się mętnienocnym dyżurem.Nie miało to dla niej większego znaczenia, ponieważ wcale nie była w nimzakochana, ale ostatnio często w ostatniej chwili odwoływał spotkania.Zaczęła sięzastanawiać, czy rzeczywiście aż tyle pracuje.Po raz pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, jej samochód nie chciał ruszyć.Wysiadła,spiorunowała go wzrokiem i kopnęła ze złością oponę.Zachmurzyło się i siąpił deszcz, a onamusi wrócić do galerii, żeby skorzystać z telefonu.W tym momencie usłyszała za plecami szum silnika.Odwróciła głowę w chwili, gdyEvan hamował obok niej.Siedział za kierownicą jednego z należących do rancza pickupów zjaskrawoczerwonym logo rodzinnej firmy.- Jakiś problem? - rzucił, nasuwając czarny kapelusz na jedno oko i podchodząc doniej.Był w roboczym ubraniu: w koszuli, dżinsach, czarnych kowbojskich butach iszerokich skórzanych ochraniaczach.Zatrzymał się przy niej, pobrzękując ostrogami.- Nie - skłamała.- Tylko zostawiłam coś w biurze.Zmrużył oczy.Zorientował się, że kłamie, ponieważ się zawahała.Trudno uwierzyć,że próbuje go unikać.- Samochód ci nie zapalił - stwierdził bezbarwnym tonem.- Po co kłamiesz?Wiedziałem, że dałaś mu kopniaka.Poczerwieniała.Nie mogła spojrzeć mu w oczy.- Zadzwonię do warsztatu.Przyjadą tu i go uruchomią.- Podwiozę cię.Wsiadaj.- Nie chcę! Chwycił ją bezceremonialnie za ramię i przyciągnął do siebie.Gdy tak stał i patrzył jejw oczy, poczuła, że ten potężny mężczyzna może być bardzo grozny.- Pragniesz mnie - mruknął.- Oboje o tym wiemy.Schodzenie mi z drogi niczego niezmieniło.Wyczułem to od razu, ledwo cię dotknąłem.- Zostaw mnie w spokoju.- Głos jej się łamał, a dolna warga drżała.- Wiem, że mnienie chcesz! Czy musisz mi to okazywać na każdym kroku?Cierpienie w jej głosie sprawiło, że poczuł się winny.Sam nie rozumiał własnegopostępowania.Ostatnia rzecz, jakiej by chciał, to skrzywdzić Annę albo ją poniżyć.Wyjazd do Denver nie uwolnił go od niej.Nie potrafił dotknąć kobiety, która mu tamtowarzyszyła, chociaż miał taki zamiar.Zabrał ją do swojego pokoju, poczęstował drinkiem,prawił komplementy.Ale kiedy ją objął i zaczął całować, do niczego nie doszło.Po razpierwszy jego ciało go zawiodło.Odesłał tę kobietę, a potem tak długo przeklinał Annę, że ażzachrypł.Prześladował go smak jej warg.Tak go to dręczyło, że ledwo dotrwał do końca konferencji, a po powrocie do domunadal gotował się ze złości.Jego godna pożałowania, nieszczęśliwa namiętność do Annyciążyła mu w niewiarygodny sposób.Zawisł wzrokiem na jej wargach i tak mocno ściskał jej ramię, że aż pozostały ślady.- Mogę dostać od ciebie wszystko, czego zechcę - powiedział zmienionym głosem.-Myślisz, że nie wiem, że mógłbym cię wykorzystać?Poczuła ciarki na grzbiecie.To nie był ten Evan, którego znała.Ten mężczyzna był jejobcy, zmysłowy, dominujący.Budził w niej strach.- Evan, tak nie można - wykrztusiła.- A czy można postępować tak jak ty? - zapytał chłodno.- Ja.nic ci nie zrobiłam.Poza tym, że cię unikam.Myślałam, że tego chcesz.Drugą ręką objął ją w pasie i powolnym ruchem przyciągnął do siebie.Anna oparładłonie na jego klatce piersiowej, mimo woli kierując wzrok na widoczny pod rozpiętymkołnierzykiem ciemny zarost.- Oto czego chcę.- Głos miał niski i spokojny, gdy wędrował ręką po jej plecach idelikatnym ruchem przyciskał jej biodra do swoich.Usłyszał własny głośny oddech, gdy dotykając jej, podniecił się tak, jak nie zdarzyłomu się od szesnastego roku życia.Złośliwość losu przyprawiła go o pusty śmiech: od kiedyzakosztował Anny, żadna inna kobieta nie była w stanie tak go pobudzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •