[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ludzie, którzy tunie mieszkają, nie powinni narzucać praw miejscowym.Odnoszę wrażenie, że politycyz Waszyngtonu usiłują wyprzeć stąd wszystkich niezależnych ranczerów.- Właśnie.- Mallory przysunął sobie krzesło i usiadł.- Mavie, czy mógłbym dostaćkawę?- Jasne, szefie.- Wstała, by spełnić jego prośbę.- Kolejna kwestia to biopaliwa - ciągnął.- Naturalnie to pożyteczna technologia,sprzyjająca naturalnemu środowisku.Już teraz wykorzystujemy do produkcji energii wiatr,słońce, nawet metan z odchodów zwierzęcych.Ale przeznacza się tak wiele zbóż nabiopaliwa, że dzieje się to kosztem paszy dla zwierząt.Musieliśmy zacząć karmić naszekrowy naturalną trawą, ponieważ ceny kukurydzy rujnują budżet rancza.- Karmienie bydła trawą jest lepsze - wtrąciła Morie.- Zwłaszcza dla konsumentów,którzy wolą chudą wołowinę, bez nadmiaru tłuszczu.- Nie hodujemy bydła na wołowinę.- Spiorunował ją wzrokiem.- Ale jest tu stado byków rozpłodowych, więc na jedno wychodzi.Zależy wam nabykach, które płodzą cielaki z chudym mięsem.Mallory poruszył się nerwowo na krześle, po czym oświadczył:- Nie produkujemy również cielęciny.- Ani.- Urwała, nie dodała my , mając na myśli ranczo ojca.- Ani większośćranczerów jej nie produkuje - dokończyła koślawą składnią.- Musicie mieć dobry programhodowlany.- Owszem.Na studiach zgłębiłem zasady hodowli zwierząt.Nauczyłem się, jakpodrasować bydło, aby uzyskać określone pożądane cechy.- Takie jak niższa waga cieląt po urodzeniu i konformacja białka zapewniającachudsze mięso.- Tak.A także większa.- Zakłopotany przerwał w pół zdania.- To znaczyzwiększenie.ee.płodności byków.Morie musiała zacisnąć wargi, by nie wybuchnąć śmiechem.Było to zwyczajnewyrażenie, jednak Mallory, używając go w rozmowie z nią, poczuł się zażenowany,zdradzając tym samym, jak bardzo jest staroświecki.Niczym osiemnastowieczny dżentelmen,był wobec niej nadmiernie delikatny, innymi słowy, chronił ją.Powinno ją to zdenerwować,przecież nie jest nieświadomą różnych aspektów życia panienką z dworku, a jednak w sumiesię jej spodobało.- Bardzo dużo wiesz o hodowli bydła - dodał, patrząc na nią z nieskrywanymzaciekawieniem.- Sporo się nauczyłam, pracując na poprzednim ranczu - odparła.- Wiele razysłyszałam, jak właściciel rozmawiał o sposobach podniesienia jakości stada.- Czy był dobrym szefem?- Tak, bardzo dobrym.- Robotnicy rolni zatrudnieni na ranczu ojca rzadko przenosilisię do innych pracodawców.Traktował ich uczciwie, zapewniał ubezpieczenie i wszelkie innemożliwe udogodnienia.- Więc dlaczego stamtąd odeszłaś?Wiedziała, że wkroczyła na śliski temat, ale miała gotową odpowiedz na takie pytanie:- Jeden z mężczyzn zachowywał się wobec mnie zbyt natarczywie.- Nie było tokłamstwo, choć tamten facet nie pracował na ranczu, jak zasugerowała.- Tutaj to ci się nie przytrafi.- Oczy Mallory ego błysnęły ostro.- Jeżeli któryśz kowbojów zacznie ci sprawiać kłopoty, od razu mi o tym powiedz, a ja to załatwię.- Dziękuję.- Uśmiechnęła się promiennie.- Nie ma sprawy.Dzięki, Mavie - zwrócił się do gospodyni, gdy postawiła przed nimfiliżankę.- Parzysz najlepszą kawę w Wyomingu.- Mówi pan tak tylko dlatego, żeby dostać na kolację szarlotkę.- Do diabła, czy to aż tak widać? - spytał rozbawiony.- Naturalnie - rzekła Mavie.- Cóż, przyznaję, że szarlotka to moja słabość.- Trudno tego nie zauważyć.Obiorę jabłka i posłucham, jak rozmawiacie o hodowlibydła.- Wstała i podeszła do lady kuchennej.- Raczej o mężczyznach - skorygowała Morie, bo zależało jej na tym, by kontynuowaćten temat.- Masz z tym jakiś kłopot? - Mallory zmarszczył brwi.- Nie, w żadnym razie - zaprzeczyła żywo.- Natomiast chodzi mi o wolne popołudnie.Poznałam w mieście miłego młodego człowieka, który chce się ze mną umówić.Jego ojciecjest właścicielem sklepu z ciągnikami.- Wykluczone! - zawołał porywczo Mallory.- Słucham?! - Patrzyła na niego zdumiona.- Clark Edmondson ma złą reputację - mówił dalej szorstkim tonem.- Kiedyś zaprosiłcórkę Jacka Corriego, a potem upił się i zostawił ją samą w barze, gdy odmówiłaobściskiwania się z nim w samochodzie.- Nie wybieramy się do baru, tylko do kina - odparła mocno zmieszana, co nie byłodla niej typowe.- Na jaki film? - Spojrzał na nią z ukosa.- Na animowany western o kameleonie.- To całkiem miła animacja, choć raczej bym się spodziewał, że Clark wybierze horroro wilkołakach.- Istotnie, najpierw zaproponował ten horror, ale nie lubię krwi i przemocy,a czytałam, że jest tam tego mnóstwo.Do tego recenzja była bardzo nieprzychylna.- Wierzysz w opinie krytyków? - zapytał Mallory z kpiącym błyskiem w oczach.- Aninie czytają książek, ani nie oglądają filmów, o których piszą - dodał złośliwie.- A nawet jeśli,to i tak jest to opinia zwykłego człowieka, który ma swoje gusty i wcale nie musi błyszczećinteligencją oraz smakiem.Zauważ przy tym, że w ostatecznym rozrachunku decyduje rynek,a jedna recenzja nie przesądzi o powodzeniu czy klapie filmu lub powieści.- Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób - przyznała.- Po przeczytaniu książki czyobejrzeniu filmu oczywiście mam swoją ocenę, jednak w tym natłoku propozycji recenzjetraktuję jako wstępne sito.- Nigdy ich nie czytam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]