[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabiliście Go!Duchy nie wiedziały, co zrobić.Patrzyły jeden na drugiego, a poniżenie i wściekłośćwykrzywiały im twarze.- I pokonał was przez śmierć! Zwyciężył!Wielki, ociężały duch, który unosił się wysoko, obnażył zęby i zawył pod jej adresemjakieś niezrozumiałe przekleństwo.Jego skrzydła falowały.Spojrzała w rozpalone, żółteślepia i ku swemu zdumieniu dostrzegła w nich strach.Roześmiała się w duchu.- I bez względu na to, co ze mną zrobisz, ja też zwyciężyłam! Krzyknęła.Znowupoczuła ból.Pomyślała, że ten zbir za chwilę skręci jej kark.Duchy rozmyły się gdzieś wraz zresztą świata.Nic już nie widziała, nic już nie słyszała.Zapadała się w jakiś sen, wniezgłębioną ciemność.Santinelli krzyknął coś, zbir ją puścił.Miała wrażenie, że zarazuniesie się nad kanapą.Ból zmalał.Po chwili znów zaczęła widzieć i słyszeć.Uświadomiła sobie, że prawie mdleje.Wramionach pulsował ból.Santinelli coś mówił, coś o zabiciu jej.Potem odezwał się Goring:- Zaraz się rozpoczyna dzień konferencyjny, ludzie mogą przechodzić pod oknami.Lepiej skończmy to na dole.- Poczekajcie! - powiedziała, a wszyscy zamarli.Całkowicie pozyskała ich uwagę.Podniosła głowę, zebrała resztkę sił i odwagi i wymamrotała cicho: - Mam jeszcze jedenprzedmiot targów.Powinniście wiedzieć, że regularnie korespondowałam z Tomem Harrisemw Bacon's Corner.Napisałam mu wszystko, co wiem, i wszystko, co robiłam.Jeśli coś mi sięstanie, ktoś się o tym dowie.Goring uśmiechnął się i sięgnął do stojącej przy kanapie aktówki.- Ach, zapewne mówisz o tym.A potem, garść za garścią, po trzy, po cztery, po jednym, wyjmował z aktówki listy iukładał je w stos na stoliczku do kawy, urządzając dla Sally powolny pokaz - męczarnię.Kiedy zrobiła się satysfakcjonująco blada, zaczął mówić dalej.- W nasz plan włożyliśmy bardzo wiele przygotowań i na szczęście zdołaliśmy zyskaćspory wpływ na powódkę w tym procesie, która jest jednocześnie kierowniczką miejscowejpoczty.Przekazywała nam wszystkie twoje listy, więc nie muszę mówić, że Tom Harris i jegoprzyjaciele ich nie otrzymali.Nie mają pojęcia o twojej sytuacji ani o tym, co wiesz.- I należy dodać - dorzucił Santinelli - że obserwowaliśmy ich, a z obserwacji tychwynika, że mają o tobie nader mało wiadomości i strzelają w ciemno.Powiedziałbym nawet,że zaczynają przechodzić samych siebie.No, ale w tej chwili to nie ma znaczenia, prawda?Mamy ciebie i postąpimy z tobą tak, jak uznamy za stosowne, za konieczne.Goring wskazał na stoliczek do kawy.- A więc mamy ciebie, mamy wszystkie twoje listy, mamy ten niedyskretny pierścień,i chyba już czas, żebyśmy ostatecznie załatwili sprawę tych skradzionych spisów.Panowie?W jednej chwili Sally zawisła na ramionach.Wstała.Stanęła na własnych stopach.- Tędy - powiedział Goring.Mężczyzni ze Strzaskanej Brzozy" pociągnęli ją za sobą, w kierunku stopni, któreprowadziły w dół, do zimnego, betonowego podziemia domku.Goring szedł pierwszy.Zapalał po drodze światła i prowadził ich krętymi schodami.Za nim szedł Steele, a za nimSantinelli.Pochód zamykał Khull, z dłonią w kieszeni płaszcza, na rękojeści sztyletu.Nagle Khull przystanął.- Sprawdzę, czy drzwi wejściowe są zamknięte - powiedział.Wrócił na górę i poszedł w kierunku stoliczka do kawy, żeby przyjrzeć się tym listom. Hmmm.Doskonale!"* * * No, nareszcie!" Bernice popatrzyła na zegarek i stwierdziła, że dotarcie do urzędupocztowego piechotą zajęło jej zaledwie dziesięć minut.Niezle. No, a teraz trzeba zabrać tępocztę."Hen, wysoko, zauważyło ją dwunastu giermków Niszczyciela.Zauważyli równieżsklepienie aniołów okrywające budynek.Wrzasnęli i runęli w dół, do bitwy, łopoczącskrzydłami i ciągnąc za sobą wylatujące z nozdrzy smugi siarki.Trzech zmiotło z dachu poczty pięciu wojowników anielskich i wciągnęło ich wpotyczkę.Ruch, ścieranie się na oślep, siekanie mieczem, koziołki, uniki.Na chwilę odwrócąich uwagę.Dwóch wpadło przez mur od północy.Nathan i Armoth schylili się błyskawicznie, apotem zdzielili ich tak mocno, że duchy wypadły na zewnątrz przez mur od południa.Przez sufit wpadło jeszcze czterech.Rzucili się na aniołów ze szponami, ale zobaczylitylko rozżarzone skrzydła i roztańczone klingi.Za pózno.Rozpłynęli się w czerwonym dymie.Młody urzędnik uważnie opróżnił worek z pocztą i zaczął sortować: paczki, koperty,reklamy, gazety.- Cześć, Al! - zawołał ktoś z hallu.- O, Bernice! Trochę się spóznili z pocztą.- Co tam.Ja się też spózniłam.Aha, była poczta dla Clariona.Wrzucił ją do skrzynki Cłariona, a potem poszedłsprawdzić, czy nie ma jeszcze.Cztery demony wpadły przez ścianę machając wściekle skrzydłami.Krioni i Triskalmieli pełne ręce roboty.Czerwone ostrze opadło w dół.List ześlizgnął się na podłogę.Bernice wyjęła wszystko ze skrzynki Clariona i wrzuciła do torby na zakupy.Popatrzyła przez okienko i zawołała:- To wszystko?Al spojrzał na nową pocztę.- Aha, na to wygląda.- Dzięki.Zamknęła drzwiczki do skrzynki i ruszyła do wyjścia.Krioni chwycił jednego ducha za kostkę, ale to coś było tak silne, że ciągało go pocałej poczcie.W końcu musiał puścić.Triskal otrzymał potężny cios od któregoś potwora, ciął jakiegoś innego, a jeszczeinnego kopnął tak, że przeleciał ponad ladą.Bernice sięgała właśnie do drzwi, żeby je otworzyć, i wcale nie zauważyła, kiedy ówduch przeżeglował tuż obok niej.Nathan skoczył po list.Czarna szponiasta stopa trafiła go w klatkę piersiową i pchnęła aż do sufitu.Rzucili sięna niego jeszcze dwaj inni piekielni rycerze.Obrócił się w ułamku sekundy.Obnażonymmieczem przepołowił jednego i wśród snopu iskier odparł cios drugiego.Wrócił Krioni, zobaczył list i pomknął w jego kierunku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]