[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I oto raz wśródciemności, która po zgonie jego zapanowała, rozwidniła się wielka zorza i po-żar chmur, a księżyc znużony spuszczał się w płomieniu niebios, jakoby go-łąb biały spadający wieczorem na chatę czerwoną od słońca zachodu. Wtemnagle z płomienistej zorzy wystąpił rycerz na koniu, zbrojny cały i leciałz okropnym tętentem: śnieg szedł przed nim i przed piersią konia, jak falazapieniona przed łodzią, a w ręku rycerza była chorągiew, a na niej trzyogniste litery paliły się.I przyleciawszy ów rycerz nad trupa, zawołał grzmią-cym głosem: tu był żołnierz, niech wstanie! Niech siada na koń, ja goponiosę prędzej niż burza tam, gdzie się rozweseli w ogniu.Oto lud prze-waża.Kto ma dusze, niech wstanie! niech żyje! bo jest czas żywota dlaludzi silnych. A wówczas piastunka grobowców, co ukochała mogiły, po-wstawszy rzekła: Rycerzu, nie budz go, bo śpi.On był przeznaczony na ofiaręserca.Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste,jak dyamentowe zródło, i tak wonne, jak lilie wiosenne.To ciało do mnie na-leży i to serce mojem było.Rycerzu, koń twój tętni, leć dalej! Rycerz popę-dził, z szumem jakoby burzy wielkiej , a Eloe znów usiadła nad ciałem mar-twego i uradowała się, że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i ż ej uż s poczywał.Gdy przechadzać się będziesz po cmentarzu, przypomnisz sobie tę postaćbiałą, w szatach powłóczystych, z jasną gwiazdą na czole i powiesz: to siostratych wszystkich, których trumną i całunem jest lawina śniegu albo cuchnącelochy podziemne to piastunka grobowców.III.ELLENAI.Wszystko jest snem smutnym.o zbrodniarka, która niegdyś krwią miała zmazane ręce, a potem pokutąi miłością wyszlachetniona, stała się towarzyszką szlachetnych.W go-dzinę śmierci Szamana, kiedy był odepchnięty i raniony śmiertelnie przez tych,którym dobrze czynił, ona jedna spośród całej zgrai łotrów, dopomogła An-hellemu do wyniesienia starca na jedną z mogił i wówczas owinęła nogi jegowłosami i trzymała je na łonie.Więc za ten dowód miłości umierającemu, onją polecił Anhellemu jako siostrę.Anhelli, pochowawszy proroka-czarodziejaw śniegu, rzekł do niewiasty: chcesz-li mnie wziąć za brata? A ta mu donóg upadła, mówiąc: aniele mój! Podniósł ją z ziemi Anhelli i udali sięoboje na daleką pustynię północną, a znalazłszy chatę w lodzie wykutą, zamie-szkali w niej.Ellenai stała się sługą, uścielała łoże liśćmi i doiła reny wieczo-rem, a rano wypędzała je na paszę. Serce jej od modlitwy ciągłej stało siępełne łez, smutków i niebieskich nadziei i wypiękniało na niej ciało: oczyrozpromieniły się blaskiem cudownym i ufnością w Bogu, a włosy stały siędługie i podobne szacie obszernej, kiedy się w nie ubrała, i podobne namiotowibiednego pielgrzyma. Anhelli przyzwyczaił się do niej i siostrą ją nazywał,dziwił się jej spokojowi i dziwił się, że skarga jej była maleńką i skarżącąsię jak płacz niewinnej dzieciny, kiedy zazdrościła ptakom skrzydeł niebieskich,widząc jak rybitwy białe wędrują ku słońcu złotemu i toną w promieniach.Lękała się zmazać słowy nieczystemi i mówiła: oto nas dwoje na ogromnejpustyni, więc nas Bóg pewnie słucha i na nas patrzy; a jeśli o rzeczy dobreprosić go będziemy, to nie opuści nas.Smutek długi i tęsknoty bezbrzeżne przyprawiły o śmierć biedną Ellenai.Położywszy się na łożu z liści, pomiędzy renami swoimi, obróciła ku Anhellemuszafirowe oczy zalane łzami wielkiemi, i rzekła: Umiłowałam ciebie, bracie mój,i opuszczam.Czemże ja będę po śmierci? Oto chciałabym być jaką rzeczążyjącą przy tobie, Anhelli, pajączkiem nawet, który jest miły więzniowi i scho-dzi jeść z jego ręki po złotym promyku słonecznym.Jam się przywiązała dociebie, jak siostra i jak matka twoja, i więcej jeszcze.Ale grobowiec wszystkokończy.Jeżeli wiesz, gdzie ludzie idą po śmierci, to mi powiedz, bo niespo-kojna jestem, choć mam nadzieję w Bogu.Oto ja polecę do krainy twojejrodzinnej i obaczę dom twój, sługi twoje i rodzice twoje, jeżeli jeszcze żyją i nawet miejsce to, gdzie stało twoje łóżeczko dziecinne, mała niegdyś kołyskatwoja.A oto patrzaj, nad łożem mojem ta szyba lodu słońcem czerwonemz dwoma skrzydłami promieni: nie jest-że to anioł złoty stojący nademną ?Reny wyciągają mech z pod mojej pościeli i skubią łoże śmierci, jedząc.biedne reny moje, żegnam was.Umierająca zaczęła mówić litanię do Matki Boskiej, i gdy wymówiła: Różo złota! skonała.I oto upadła róża żywa na białe piersi umarłej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]