X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemzszedł na dół, do domu.Milczał, kiedy panna Flitworth nalewała owsianki do stojącej przed nim miskii dodawała śmietany.Wreszcie nie mógł się już powstrzymać.Nie wiedział, jakzadawać pytania, ale naprawdę potrzebował odpowiedzi.PANNO FLITWORTH. Słucham.100 CO TO JEST.NOC.KIEDY WIDZI SI R�%7łNE RZECZY, ALE ONENIE S NAPRAWD?Znieruchomiała z garnkiem owsianki w jednej ręce i chochlą w drugiej. Kiedy coś ci się przyśni?TO WAAZNIE S SNY? A ty nie śnisz? Myślałam, że wszyscy śnią.O RZECZACH, KT�RE MAJ NASTPI? To przeczucia.Osobiście nigdy nie wierzyłam w przeczucia.Nie chceszchyba powiedzieć, że nie wiesz, co to są sny.NIE.SKD.OCZYWIZCIE, %7łE NIE. Coś cię martwi, Bill?NAGLE ZROZUMIAAEM, %7łE UMRZEMY.Przyjrzała mu się w zadumie. Tak jak wszyscy  stwierdziła. I to właśnie ci się przyśniło, tak? Cza-sami wszystkich nas nachodzi takie uczucie.Na twoim miejscu bym się nie przej-mowała.Najlepsze, co można zrobić, to zająć się czymś i nie tracić humoru.Za-wsze to powtarzam.ALE NASZE %7łYCIE KIEDYZ DOBIEGNIE KOCCA! O tym nic nie wiem  odparła panna Flitworth. Wszystko chyba zależyod tego, jakie to było życie.SAUCHAM? Czy jesteś człowiekiem religijnym?CHCE PANI POWIEDZIE, PANNO FLITWORTH, %7łE TO, CO NAS SPO-TKA POTEM, JEST TYM, W CO WIERZYMY, %7łE NAS SPOTKA? Byłoby miło, gdyby tak właśnie miało się stać, prawda?  spytała wesoło.ALE WIDZI PANI, JA WIEM, W CO JA WIERZ.WIERZ W.W NIC. Coś dzisiaj wstaliśmy nie w humorze.Zamiast tak się przejmować, lepiejskończ owsiankę.Mówią, że jest zdrowa na kości.Bill Brama zajrzał do miski.MOG DOSTA JESZCZE TROCH?* * *Przez cały ranek Bill Brama rąbał drzewo.Było to przyjemnie monotonnezajęcie.Zmęczyć się.To najważniejsze.Sypiał przecież przed ostatnią nocą, ale mu-siał być tak zmęczony, że nic mu się nie śniło.I postanowił, że nigdy więcej nicmu się już nie przyśni.Siekiera wznosiła się i opadała na kloce niczym wahadło.101 Nie! Tylko nie wahadło!Kiedy wszedł do kuchni, na piecu stało kilka garnków.AADNIE PACHNIE, stwierdził.Sięgnął po podskakującą pokrywkę.Panna Flitworth odwróciła się przestraszona. Nie dotykaj tego! Nie można tego jeść! To dla szczurów!PRZECIE%7ł SZCZURY SAME SI KARMI. Otóż to.Waśnie dlatego przed zbiorami podajemy im coś na dodatek.Paręporcji tego przy ich norach i.nie ma więcej szczurów.Bill potrzebował dłuższej chwili, żeby dodać dwa do dwóch, ale kiedy to jużnastąpiło, przypominało gody megalitów.TO TRUCIZNA? Wyciąg spikkli zmieszany z owsem.Nigdy nie zawodzi.I ONE UMIERAJ? Natychmiast.Padają na grzbiet i wyciągają łapki.My zjemy chleb z serem dodała. Nie będę gotować dwa razy dziennie, a na kolację będzie kura.A skoro o kurach mowa.Chodz.Zdjęła z haka tasak i wyszła na podwórze.Kogut Cyryl przyglądał się jej po-dejrzliwie ze stosu odpadków.Jego harem tłustych i trochę podstarzałych kwok,grzebiących spokojnie w ziemi, teraz podbiegł do panny Flitworth tym rozko-łysanym, nierównym krokiem kwok na całym świecie.Panna Flitworth szybkowyciągnęła rękę i złapała jedną z nich.Kura przyglądała się Billowi głupimi, błyszczącymi oczkami. Potrafisz oskubać kurę?Bill spoglądał to na nią, to na ptaka.PRZECIE%7ł JE KARMIMY, powiedział bezradnie. Zgadza się.A potem one nas karmią.Ta już od paru miesięcy nie znosijaj.Tak to bywa w kurzym świecie.Pan Flitworth ukręcał im łebki, ale ja nigdyjakoś się tego nie nauczyłam.Tasakiem nie robi się tego tak czysto, a potem trochęjeszcze biegają, ale i tak są martwe i wiedzą o tym.Bill Brama rozważał możliwości.Kura skupiła na nim wzrok paciorkowategooka.Kury są o wiele głupsze od ludzi i nie dysponują wyrafinowanymi filtramimyślowymi, które nie pozwalają zobaczyć tego, co jest naprawdę.Teraz kura wie-działa, gdzie jest i kto się jej przygląda.Bill spojrzał w to proste i nieważne życie; zobaczył przesypujące się ostatniesekundy.Nigdy nie zabijał.Zabierał życie, ale tylko wtedy, kiedy już się skończyło.Jestpewna różnica między kradzieżą i zabraniem tego, co ktoś wrzucił.NIE TASAK, powiedział znużonym głosem.PROSZ MI DA T KUR.Na chwilę odwrócił się plecami, po czym wręczył pannie Flitworth bezwładneciało. Dobra robota  pochwaliła go i wróciła do kuchni.102 Bill Brama poczuł na sobie oskarżycielski wzrok Cyryla.Otworzył dłoń.Nad palcami unosiła się maleńka plamka światła.Dmuchnął na nią delikatnie i rozwiała się bez śladu.Po obiedzie wyłożyli truciznę na szczury.Czuł się jak morderca.* * *Zginęło wiele szczurów.Głęboko w tunelach pod stodołą  w tych najgłębszych, wygrzebanychdawno temu przez zapomnianych już szczurzych przodków  coś pojawiło sięw ciemności.Zdawało się, że ma trudności z decyzją, jaki kształt powinno przybrać.Zaczęło jak bryła mocno podejrzanego sera.Ale to nie był dobry wybór.Potem spróbowało wyglądać jak mały głodny terier.Ten kształt też został od-rzucony.Na chwilę stało się pułapką z żelaznymi szczękami.Ale pułapka wyraznie sięnie nadawała.Zaczęło szukać innych pomysłów i  ku jego zdumieniu  jeden pojawiłsię natychmiast, jakby przybył z bardzo bliska.Nie był to właściwie kształt, alepamięć kształtu.Sprawdziło go i przekonało się, że choć zupełnie się nie nadaje do tej pracy,w jakiś głęboko zadowalający sposób jest też jedynym możliwym kształtem.Coś ruszyło do pracy.* * *Tego popołudnia miejscowi ćwiczyli na łące strzelanie z łuku.Bill Brama kon-sekwentnie starał się o reputację najgorszego łucznika w całej historii tego sportu.Nikomu jakoś nie przyszło do głowy, że przebijanie strzałami kapeluszy gapiówstojących za plecami, logicznie rzecz biorąc, wymaga większych umiejętności niżzwykłe posyłanie tych samych strzał w kierunku sporej tarczy, oddalonej zaledwieo dwadzieścia pięć sążni.Zadziwiające, ilu przyjaciół może zyskać człowiek  albo szkielet  kiedysobie z czymś nie radzi.Pod warunkiem że nie radzi sobie tak bardzo, żeby byłoto śmieszne.103 Dlatego pozwolono mu usiąść na ławie przed gospodą, wśród najstarszychmieszkańców.Tuż obok z komina wiejskiej kuzni strzelały w górę iskry i spiralą wznosiły sięw półmroku.Zza zamkniętych wrót dobiegały głośne uderzenia młota.Bill Bra-ma zastanawiał się czasem, czemu kuznia zawsze jest zamknięta.Kowale zwyklepracowali przy otwartych wrotach, przez co ich chata stawała się nieoficjalnymmiejscem spotkań.Ten jednak był chyba całkiem zajęty pracą. Cześć, szykielecie.Bill obejrzał się.Córeczka oberżysty obserwowała go najbardziej przenikliwym wzrokiem, jakiwdział. Jesteś szykieletem, prawda?  spytała. Od razu poznałam po tych ko-ściach.MYLISZ SI, MAAE DZIECKO. Jesteś.Ludzie zmieniają się w szykielety, kiedy już umrą.Ale nie powinnipotem chodzić.HA.HA.HA [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.