[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brakło mu sił.Zmiertelnie zmęczony zasnął tak mocno, że nie zbudził gonawet ziąb, gdy ogień wygasł.Obudził go dopiero silny ból.Oczygo piekły.Z trudem mógł cokolwiek rozróżnić, jakby szarazasłona wisiała mu przed twarzą.To była śnieżna ślepota.Ale początkowo nie zdawał sobie ztego sprawy.Sądził, że jeszcze trwa noc.Dopiero gdy zabrał siędo ponownego rozpalenia ogniska, stwierdził, że ledwie dostrzegablask płomienia.Cały dzień tkwił w miejscu, to podsycając skąpy ogieniek, toprzykładając śnieg do oczu.W ciągu nocy ból zelżał.Na szczęścieranek wstał chmurny i blask słońca odbitego w śniegu nie drażniłzrenic.Mógł dalej maszerować.Jednakże bardzo wolno z powoduzasp i z obawy, by nie zagubić strumyka, który miejscami ginął w tunelach wymytych pod śniegiem.Przed wieczorem za.-> trzymałsię w skalnej jaskini. W nocy chwycił mróz i ranek zastał wędrowca półżywym.Przez pierwsze godziny ledwie się wlókł, dopóki go nie rozgrzałosłońce.Lecz wówczas blask śniegu na nowo poraził mu oczy.Oślepł całkowicie i sądząc, że to już kres jego wędrówki,zrezygnował z dalszego wysiłku.Siadł na śniegu i zapadł wśmiertelną drzemkę.Pewnie nigdy by się z niej nie obudził, gdybynie Indianie z plemienia Kruków.Znalezli go przypadkowo, prawie na samym progu nizin.Obudzili go.McNeer, na pół przytomny, nie zdawał sobie sprawy,co wokół niego się dzieje.Zwiadomość wróciła dopiero po parugodzinach.Leżał wówczas na czymś miękkim.Nad nim nachylałasię twarz zupełnie obca, czyjaś ręka podsunęła mu do ust glinianąmiseczkę wypełnioną parującą cieczą.McNeer wszystko towidział, ślepota ustąpiła.Ktoś dzwignął go delikatnie.Pił ciepły płyn o zapachu ziół.Potem zapadł w sen na cały dzień i na całą noc.Po przebudzeniuznowu otrzymał wywar z ziół.Było mu bardzo gorąco, czuł sięsłaby jak mucha, bolała go głowa, a przy każdym oddechu dolegałkłujący ból.Zdał sobie sprawę, że jest chory.Zasypiał i budził się.Zapadał w malignę i znowu wędrował przez śniegi, doliny,szczyty gór.Gdy wróciła mu przytomność, ujrzał nad sobą twarz Indianinapooraną zmarszczkami, jego czujne, pełne troski oczy.Zrozumiałpierwsze słowa wypowiedziane dość niezdarną angielszczyzną. Jak się czujesz?To był Ite-o-magazu (Szkot dowiedział się o tym znaczniepózniej), wioskowy czarodziej Kruków.To on właśnie karmił ipoił bladą twarz wyrwaną z otchłani śmierci.Może to zioła, możeżelazny organizm McNeera, a najpewniej jedno i drugieprzegnały chorobę, pozwoliły dzwignąć się ozdrowieńcowi nanogi. Słabe to jeszcze były nogi.Ledwo, ledwo mógł się na nichutrzymać.Kiedy wyszedł po raz pierwszy z wnętrza mrocznegotipi, świat zawirował mu przed oczyma.Spacer przypominałpowrót pijanego do domu.Jednak nikt nigdy nie opiekował siężadnym pijanym tak, jak opiekowano się McNeerem.W słoneczny, zimowy dzień Ite-o-magazu posadził Szkotaprzed trzaskającym ogniskiem.Przyniósł mu wszystkieprzedmioty, jakie miał tam, w górach.Wśród nich - strzelbę igarść nabojów.Siedzieli przy ogniu, rozmawiali indiańsko-angielskimjęzykiem pograniczników.Wtedy McNeer dowiedział się, jak goodnaleziono, jak przetransportowano do wsi Kruków.Poczułwdzięczność do tych obcych, a przecież teraz tak mu bliskichludzi.Dni upływały, wędrowiec powoli odzyskiwał siły.Długo totrwało, jednak nieprzerwanie.Gdy nadeszła wiosna, znajdował sięw znakomitej kondycji fizycznej.Wówczas różne myśli poczęłymu przychodzić do głowy.Rozważał możliwość powrotu nawschód, ale wracać jako nędzarz nie chciał.Postanowił więcnajpierw ruszyć w góry.Może tym razem szczęście go niezawiedzie?Ba, ruszać! Lecz jak? Konia ani uprzęży nie posiadał.Zastanawiał się, czy Kruki nie ofiarują mu jakiegoś mustanga,gdy ich o to poprosi.Jednak trudnością nie do pokonania była.amunicja.Zostało mu zaledwie dwadzieścia nabojów, co niemogło wystarczyć na długie miesiące wędrówki.Zwierzył się ztego czarownikowi.Okazało się, że nikt w wiosce nie miał bronitypu I winchester, nikt nie mógłby pożyczyć do takiej broniamunicji.Ale Ite-o-magazu poinformował go, że wkrótce przy-będą doKruków kupcy futer.Nadarzy się więc okazja bezpiecznegopowrotu, a jeśli tym kupcom przypadnie do serca  kto wie??  może go przyjmą do pracy? I zazarobione pieniądze będzie mógł kupić naboje.Sprawy przybrały jednak zupełnie inny obrót.Zanim handlarze przyjechali, McNeer zdążył uczestniczyć wparu myśliwskich wyprawach Indian.A po powrocie zachował wmagazynku swego winchestera już tylko trzy naboje.Trzy czydwadzieścia  co, za różnica? Za to wzbudził wśródczerwonoskórych towarzyszy podziw celnością swych strzałów, ajeszcze bardziej tym, że swej broni nie potrzebował za każdym ra-zem na nowo nabijać.Winchester wzbudził niekłamany podziw.Czekał tak na przybycie kupców, a że z czekania rodzi się nuda,więc zajmował się czymkolwiek, aby tylko nie pozostaćbezczynnym.Uczył się języka Kruków,' obserwował ich codziennezajęcia, a przede wszystkim starał się zjednać ich przychylność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •