[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli z nim nic wspólnego.To wszystko było bardzo dziwne.Skoro MarcinZawada nie przebywał w bibliotece, to jak ukradł  Biblię Gutenberga? A może Marcinoszukał kolegę i współpracował jednak z Roedlem? W jakiś sposób Niemiec musiał dostać siędo Biblioteki Narodowej, ukraść  Biblię i wyskoczyć przez okno.Przecież panna Krugerwidziała osobnika wyskakującego z pierwszego piętra.Nawet Paweł twierdził, że Hans Roedluciekł przez park.Coś tutaj nie grało.Jakim cudem złodziej biblii skoczył z pierwszego piętrai nic sobie nie zrobił? Dlaczego uciekał tylko jeden człowiek? Gdzie podział się Marcin?Nasza pułapka na Lupina zadziałała.Po odkryciu w Bibliotece Jagiellońskiej  robaka byłem pewny, że Lupin wcześniej czy pózniej przyjdzie po  Kalendarz astronomiczny.Poprosiłem zatem komisarza Swadę o pozostawienie w inkunabule  robaka.Okazało się, żemiałem rację.Lupin zjawił się.Ale, jak to bywa w życiu, nie przewidzieliśmy do końcawszystkiego.W nasze ręce dostał się tylko jeden z włamywaczy, a dodatkowo zginęła jedna znajbardziej cennych książek na świecie.Nasza uwaga była skoncentrowana na zbiorachJagiellonki, a zniknął bezcenny druk z biblioteki paryskiej.Już wyobrażałem sobie, jakiepiekło rozpęta się w związku z tą kradzieżą.W minorowym nastroju przyszło mi wrócić do domu.Wszedłem, powiesiłem kurtkę iudałem się do kuchni.Ale nagle coś kazało mi cofnąć się i zajrzeć do pokoju.Zadziałałinstynkt.Jakież było moje zdziwienie, gdy ujrzałem siedzącego w moim fotelu MarcinaZawadę - naszego Arsena Lupina!- Dobry wieczór, panie Tomaszu - przywitał mnie smutnym głosem, w którympobrzmiewały nutki melancholii.Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.Pół policji w tym mieście szukało chłopaka, aten jak gdyby nigdy nic siedział sobie w mojej kawalerce.Byłem doprawdy zaskoczony.- Niech się pan nie obawia - powiedział.- I proszę nie obrazić się za toniespodziewane najście, ale muszę być ostrożny.Szukacie mnie, więc nie chciałem sięafiszować za bardzo na klatce schodowej.Przepraszam.Nie doceniłem tego chłopaka.Z wyglądu nie różnił się zasadniczo od swoichrówieśników, ale kiedy mówił, był dojrzalszy o kilka lat.To nie był zwykły chłopakuganiający się za dziewczynami, grający w piłkę czy spędzający czas w kawiarenkachinternetowych.Jednak wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że to on może być Lupinem.Podejrzewałem wszystkich, tylko nie jego.A na mojej liście była panna Kruger, Batura, anawet Aldona - która nosiła inicjały AL, otwierała zamki, ale niestety nie znała się na historii.- Czego chcesz? - zapytałem zaciekawiony.Nie odpowiedział.Wstał i podniósł z podłogi jakąś torbę.Podał mi ją.- Chcę zwrócić wszystkie skradzione przez nas inkunabuły.Pomyślałem, że dobrzebyłoby oddać je panu osobiście.Poświęcił pan wiele swojego cennego czasu na złapanieLupina.Jest pan najlepszym polskim detektywem, o jakim słyszałem.Chciałem, aby to panzwrócił policji te księgi.- A ty?- Jak tylko mnie pan wysłucha, oddam się w jej ręce.Przyrzekam.Zajrzałem do torby.Były tam wszystkie skradzione z polskich bibliotek księgi,począwszy od  Ars minor , a skończywszy na  De duobus amantibus.Była też niemiecka biblia skradziona z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego przez studentów.- Co chciałeś mi powiedzieć?- Nigdy nie zamierzałem przywłaszczyć sobie tych dzieł.Moim celem byłozadośćuczynienie za krzywdy, jakich doznał ojciec.Miał wspaniałe pomysły.Kochał książkę,Polskę, historię.Cierpiał i płakał, gdy zbezczeszczono relikwie świętego Wojciecha wGnieznie.Skoro nie chciano wdrożyć pomysłów ojca, postanowiłem  ukarać bibliotekikradnąc unikaty za pomocą broni ojca, to jest zapisanej w zeszytach całej wiedzy ozabezpieczeniach tychże bibliotek.- W świetle prawa jesteś przestępcą.Nie podzielam takich metod.- Tak, to było szalone i głupie.Ale działałem w gniewie.Teraz, gdy udało mi siędokonać tych wszystkich kradzieży, jestem spokojny.Udowodniłem, że ojciec był kimśwybitnym, skoro udało nam się wykraść te wszystkie inkunabuły.Nie wie pan jeszcze ojednej sprawie.Ojciec zawsze zazdrościł zaszczytów, jakie spadały na innych.Jako że bywałczęsto w Ministerstwie Kultury i Sztuki, w którym odsyłano go niemal rutynowo z kwitkiem,a zatem nie raz słyszał o sławie pańskiego Departamentu.Ojciec z początku był zły, a potemwściekły, że jakaś niewielka komórka ministerialna jest oczkiem w głowie ministra.Uważał,że zamiast wydawać pieniądze na detektywów od spraw kradzieży dzieł sztuki, lepiejzainwestować w jego projekt ochrony tychże zabytków.Ale argumenty ojca były za słabe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •