[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W bazie poszliśmy umyć się przed kolacją, a w czasie posiłku inni mieszkańcyośrodka harcerskiego patrzyli na nas jak na bohaterów.Tuż przed zmrokiem stawiliśmy się wobozie harcerzy.Czekali na nas z zapaleniem ogniska.Potem wszyscy usiedliśmy wokółognia i harcerze zaczęli śpiewać.Banderas tradycyjnie już sięgnął po gitarę i pięknie namwszystkim zagrał.- Powiedzcie mi, jak długo tu będziecie? - Piotr zapytał Maćka.- Jutro ruszamy na południe - odpowiedział Maciek.- Pytam, bo jeszcze jedna kwestia została do załatwienia - Piotr podrapał się pogłowie.- Nie daje mi spokoju sprawa flagi.Zauważyłem, jak Banderas pochylony nad gitarą lekko się uśmiechnął.- Niestety, nie możemy ci pomóc - rzekł Gustlik.- Nawet rewizja w namiotach nic bynie dała.- Jasne - Piotr wstał.- Uwaga druhowie i nasi drodzy goście! - zawołał.- Komendantbazy wyjątkowo wyraził zgodę na zrobienie dyskoteki w hali sportowej, a sprzęt grający ikasety już tam czekają.Piotr nawet nie skończył wypowiedzi, a wśród młodzieży zapanowało poruszenie.Chłopcy niepewnie przeczesywali palcami krótko ostrzyżone włosy.Dziewczyny od razuwstały, żeby pobiec do namiotów, a potem zniknąć na dłuższy czas w łazience.- O której jutro wstajemy? - Czarna zapytała Maćka.- O czwartej - odpowiedział.- Jutro będziemy długo szli, ale w południe, w porzenajwiększych upałów, zrobimy dłuższy postój, to odeśpicie.Odpowiedzią był zgodny jęk wszystkich naszych obozowiczów.Tylko Waldek odrazu rozebrał się do snu.Wszedłem do namiotu szukając fajki i tytoniu.Zdziwionyspojrzałem na współlokatora.- Czemu nie idziesz na dyskotekę? - zapytałem.- Nie lubię tego typu rozrywek - odburknął.- Nie wierzę - rzuciłem, żeby go podrażnić.- Wstydzisz się tańczyć z dziewczynami.- Wcale nie - Waldek poderwał się z miejsca.- Po prostu nie lubię tego typu muzyki.- Rób jak chcesz - wzruszyłem ramionami.- Na twoim miejscu poszedłbym tam.- No dobra - Waldek wyczołgał się ze śpiwora.Sięgnął do plecaka po eleganckikomplet dżinsowy, w sam raz na taką okazję.Wyszedłem przed namiot.Skierowałem się nad jezioro.Okazało się, że oba pomostybyły zajęte przez zakochane pary, którym nie chciałem przeszkadzać w wieczornychamorach.Zaszyłem się więc na zboczu góry Berdo.Nie usiedziałem w spokoju nawetkwadransa, bo moje rozmyślania przerwał łomot muzyki dyskotekowej.Za to do moichnozdrzy doleciał zapach innego tytoniu fajkowego.- Czemu młodzi tak kochają hałas? - zapytał mnie siwy Indianin.Mężczyzna usiadł obok mnie.Miał około pięćdziesiątki, długie siwe włosy, opaloną,pomarszczoną siateczką zmarszczek twarz, strój stylizowany na indiański.W ustach trzymałfajkę podobną do mojej, ale miał bardziej aromatyczny tytoń.- Przywilej wieku - odpowiedziałem.- Część dorosłych nadal bawi się jak dzieci w.- Chciałeś, bracie, powiedzieć, że bawią się w Indian.Ty za to bawisz się wkomandosa, a może w czterech pancernych.Masz rację: to przywilej wieku, muszą tylkowiedzieć, gdzie jest granica.- O, to już jest prawdziwa sztuka dostępna tylko doświadczonym.Zrobiłem delikatny ukłon w stronę sąsiada.- Szydzisz, bracie - Indianin spojrzał na mnie badawczo.- Gdy ty wchodziłeś podszafę, ja już chodziłem w dzwonach i słuchałem bitu.- Stare dzieje - przyznałem.- O tak.Bieszczady też wtedy były inne i po co innego się tu przyjeżdżało.- A czego teraz synowie prerii tu szukają?- Od wieków tego samego, czyli wiecznego spokoju.To ostatni skrawek Polski, gdziemożna się ukryć przed ludzmi.- Już wiem! - krzyknąłem.- Jesteś Henio Kaczor, żywa legenda Bieszczad, miłośnikkultury indiańskiej.- Dość! - przerwał mi.- Wolę moje indiańskie imię Dusza Sokoła.Nie jestem żadnąlegendą.Po prostu, stary hippis jestem.Tu zwiałem przed wojskiem i milicją ganiającą takichodmieńców jak ja.- A co teraz robisz?- Przyjechałem ze znajomymi na zlot.- To wy mieszkacie w tych tipi obok nas? - domyśliłem się.- Tak, jeśli chcesz, znajdziesz nas na zlocie, a będzie nas wtedy więcej.Indianin wstał i zszedł do bazy.Po paru minutach ruszyłem jego śladem i poszedłemdo hali, gdzie odbywały się tańce.Przy drzwiach stali Maciek, Gustlik i Piotr.Obserwowali tańczących.Harcerze i nasiobozowicze bawili się świetnie.Dziewczyny wykonywały skomplikowane figury,wymachiwały na wszystkie strony długimi włosami, a ich ramiona wiły się jak węże.Chłopcyniekiedy przestępowali z boku na bok, ale częściej dorównywali kunsztem koleżankom.Nawet Waldek tańczył wolny kawałek mocno przytulając do siebie jakąś harcerkę.- Jak tam tajna misja na wzgórzu? - spytał mnie Piotr.- Widziałem płomyki z waszychfajek - wyjaśnił, widząc moje zdumione spojrzenie.- Spotkałem legendę - odpowiedziałem z uśmiechem.Wtedy poczułem, jak zadrgała bateria wibracyjna mojego telefonu komórkowego.Szybko spojrzałem na ekranik.To szef przesłał mi wiadomość tekstową: Zadzwoń.Zdenerwowany rozejrzałem się na wszystkie strony.- Co się stało? - zaniepokoił się Maciek.- Muszę zadzwonić - wyjaśniłem.- To tylko ze szczytu góry, ale podejdz w stronę Soliny, gdzie są masztyprzekaznikowe - poradził mi Piotr.Pobiegłem do namiotu po latarkę.Cofnąłem się do holu.Sięgnąłem po telefon komórkowy.Wysłałem Pawłowi SMS-a ijuż chciałem wracać do pokoju, gdy drzwi Tarnicy otworzyły się i weszły dwie panie:mama Kobyłki oraz młoda blondynka, którą była - jak się domyśliłem - Alinka Kurbowiecka.- Alinko, chodzmy na drinka - rozkazała Irena Kobyłka swej towarzyszce.Czułem, że mogło dojść do katastrofy, gdyby przyszła żona Alfreda ujrzała go wurodziwym towarzystwie.- Może ja paniom pomogę? - odezwałem się schylając się po ich walizki.- Patrzcie go! - zawołała pani Irena.- Jakiś hotelowy podrywacz! Na którą z nas mapan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]