[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Młody wstał od stołu i podszedł do drzwi.Bez wysiłku uniósł je i wyjął z zawiasów.Poło\yłna ziemi, a potem wyciągniętym z kieszeni scyzorykiem wykręcił trzy śrubki od spodu.Wyjąłcienką listwę, którą zamaskowano wydrą\one wnętrze płyciny i ze skrytki wydobył niedu\ą paczkęowiniętą w po\ółkłą ze starości gazetę.Poło\ył ją na najczystszej części stołu i rozwinął.Franek, widząc kilkadziesiąt czarno-białychfotografii, spochmurniał.- Tylko tyle? - burknął.- A\ tyle - wyjaśnił przybysz.- No, ale nie smuć się.Tak w \yciu bywa - postawił na stoledrugą flachę.- To za przechowanie.- Aha - lump popatrzył na nią z zainteresowaniem, a potem wstał chwiejnie i schował ją doszafy.- Na mnie pora - wyjaśnił przybysz.- No, to strzemiennego.Wychylili i gość wyszedł.Tubylec długo i w zadumie patrzył na wyjęte drzwi.- Tego nie przewidziałem - burknął.Zajrzał w szczelinę, ale nie było tam ju\ nic więcej.Popatrzył na te wiodące do kuchni.Amo\e temu łebkowi nie powiedzieli wszystkiego? Wyciągnął zza pieca niewielką siekierkę iprzyładował w najni\sza deskę.Stare dębowe drewno stawiało bohaterski opór, ale Franek wpadł wszał.Godzinę pózniej na miejsce dotarł posterunkowy Piotr.Z uwagą obejrzał resztki drzwiwejściowych i wszedł do straszliwie zdewastowanego mieszkania.Gospodarz był zdrowo pijany istał koło parapetu.Przyglądał mu się uwa\nie, w dłoni trzymał siekierę.- Franek, co ty tu wyrabiasz? - zapytał policjant.- Białej gorączki dostałeś? Sąsiedzi mniewezwali, podobno latasz po mieszkaniu i drzwi rąbiesz.- Rąąąbię - z godnością oświadczył lump.- A cco? Nnie wolnno? Swojjje rąąąbię.- Mogą ci się jeszcze przydać - poradził mu posterunkowy.- Idz spać, bo jak się nieuspokoisz, trzeba będzie cię przymknąć.A wiesz, \e to zrobię.- Dobra - burknął menel.Odło\ył mordercze narzędzie na parapet, a potem schował do szafyniedokończoną flaszkę.Uwalił się na tapczanie i chyba zgodnie z sugestią policjanta planował iść spać.Posterunkowypodniósł ze stołu kawałek przedwojennej gazety.- A to co takiego? - zaciekawił się.- śydek przyjechał, ale dolarów nie było - wyjaśnił Franek nieskładnie.- Tylko zdjęciawyciągnął.- Jaki śyd? - zdziwił się policjant.- No, jak mu tam, Wurst - lump odpływał ju\ do krainy Morfeusza, ale to i owo dało się zniego wycisnąć.Nowe informacje od posterunkowego zelektryzowany nas.- Nie wiem, co spróbuje przedsięwziąć - zastanawiał się głośno Aramis.- Nie zna tu nikogo.Tylko pana Sebastiana, a i jego korespondencyjnie.Nie ma pieniędzy.- Nie tak znowu nikogo - mruknąłem.- Zdołał zidentyfikować tego całego Franka.Jakośustalił adres pana Sebastiana i to operując z Dagestanu.Musi mieć tu jakichś wspólników.A wka\dym razie dobre zródło informacji.86 - Jeśli przyjechał i nie ma funduszy na hotel, to gdzie się zatrzymał? - dociekał się Sławek.-Bo ja na jego miejscu rozło\yłbym obozowisko gdzieś w lesie.- Zimno - zauwa\yłem.- Ale masz rację, to niewykluczone.Namiot, mo\e szałas dodatkowozabezpieczony plandeką albo płachtą folii.- Mamy szanse go wykryć? - zapytał chłopiec.- Jeśli jest tak zimno, to z pewnością rozpalisobie ognisko, \eby choćby zagotować wodę na herbatę.- Sadzę, \e masz rację.- Tylko jak wleziemy nocą na przykład na wie\ę zamku, to nie wiadomo, czy wypatrzymypoblask ogniska.- snuł plany.- Bo jeśli rozpali gdzieś w lesie miedzy drzewami, to mogą całkiemzasłonić.Albo wlezie w jakiś wykrot.- Ale ciepła nie ukryje - odezwał się milczący dotąd szef.- Nawet jeśli znajdzie sobie niedu\ągrotę, to ciepłe powietrze będzie z niej uchodzić.- Kamera termowizyjna byłaby nie od rzeczy - przyznałem.- A tyle razy postulowałem, \ebyją kupić.- I nigdy nie mieliśmy głupich dwudziestu tysięcy dolarów na ten cel - odgryzł się.- Mo\naspróbować noktowizorem.Bo pewnie zabrałeś?- Oczywiście.- Masz mo\liwość zdobycia kluczy? - szef popatrzył na Aramisa.- A mo\e wieszprzynajmniej, kto nimi dysponuje?- Cieszymy się tak du\ym zaufaniem społeczeństwa, \e dostaliśmy własny komplet -pochwalił się.- Mogę iść z wami? - zapalił się Sławek.- Zresztą rodzice i tak mnie nie puszczą.- zarazprzygasł.- Pogadam z nimi, mo\e się uda - obiecał szef.- Teraz problem najtrudniejszy.Co zrobimy,jak ju\ go znajdziemy?- Capniemy i.- zadumał się Aramis.- Do kroćset Nie zrobił dotąd nic złego.- Właśnie - westchnąłem.- No, jedna kartka z pogró\kami, ale usprawiedliwionymi, niewiedział o wypadku.jak dotąd nikogo nie obrabował, nie pobił, nigdzie się nie włamywał.Ba,ten menel pewnie nawet wdzięczny mu jest.- Najpierw go znajdziemy - zadecydował szef.- Potem spróbuję z nim pogadać.- Najpierw spróbujemy go znalezć - westchnąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •