[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bo se po cichu miarkuje, że chłopakowi gospodarkę trza szyko-wać i dzieuchę. Gront  ojcowy to kłopot, a dzieucha  kumów. Nie zbraknie tego nasienia, nie! Proszą się z nim i by kto wziął,dopłacają. Musi być, co wójtowej ckni się do małego; widziałam, jak wie-trzyła na płocie przyodziewę po swoich nieborakach! Pono na jesień wójt obiecują sprawić chrzciny! Przy takim urzędzie, a o czym potrza, nie zapominają! A bo smutno w chałupie bez dziecińskich wrzasków!  rzekł po-ważnie. Prawda, że i utrapień z nimi niemało, ale i wyręka jest, i pocie-cha. Specjały! I na złocie straci, kto je przepłaci!  mruknęła Jagu-stynka. Pewnie, że bywają i złe, za nic mające ojców, kwarde, ale jakamać, taka nać, to się zbiera, co się zasiało!  westchnęła Dominikowa.Rozsrożyła się Jagustynka, czując, że to jej przymawia. Aacno wam prześmiewać z drugich, że macie takich dobrychchłopaków, co to i oprzędą, i wydoją, i garnki pomyją jak najspraw-niejsze dzieuchy. Bo w poczciwości chowane i w posłuszeństwie.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG128 Prawda, same nawet pysków nastawiają do bicia! Wypisz, wyma-luj  podobne do swojego ojca! Juści, jaka mać, taka nać, prawdęścierzekli; a że pamiętam, coście za młodu z chłopakami wyprawiali, to minie dziwota, co Jagusia do was się całkiem udała, bo takusieńka jako iwy: niechby kołek, bele w czapie na bakier, zechciał.nie odmówi zpoczciwości  syczała jej nad uchem, aż tamta pobladła chyląc głowęcoraz niżej.Jagna właśnie sień przechodziła, zawołała jej Hanka, wódką częstu-jąc: wypiła i nie patrząc na nikogo, na swoją stronę poszła.Wójt schmurniał, na próżno oczekując, że powróci.Rozmowy jakoś nie szły, nasłuchiwał i chodził oczyma kryjomo zanią, gdy znowu się ukazała i na podwórze przeszła.I kobietom odechciało się pogwary; stare jeno się żarły rozwście-klonymi ślepiami, zaś Płoszkowa poredzała z cicha z Hanką.JedenJambroży nie przepuszczał flaszce i choć nikto nie słuchał, plótł cosik iwycyganiał niestworzone rzeczy.Wójt się naraz podniósł i niby za dom się wyniósł, a chyłkiem,przez sad na podwórze poszedł.Jagusia siedziała na progu obory dającpić po palcu srokatemu ciołkowi.Obejrzał się trwożnie i pchając jej za gors karmelki szepnął: Naści, Jaguś, przyjdz o zmierzchu do alkierza, to dam ci cosiklepszego.I nie czekając odpowiedzi, do izby śpiesznie powracał. Ho, ho, ciołek wam się zdarzył, dobrze go przedacie  mówiłrozpinając kapot. Na chowanie pójdzie, bo to z dworskiego gatunku. Profit będzie pewny, ile że młynarzowy byk już do niczego.Ucieszy się Antek z takiego przychowku. Mój Jezu! kiej on go obaczy? kiej? Niezadługo, ja to wama powiadam, to wierzcie. Dyć wszystkich z dnia na dzień czekają. Mówię, że leda dzień się zjawią, cosik się ta przeciek z urzęduwie. A najgorsze, co pola nie chcą czekać. Jak się w porę nie obsieje, to straszno myśleć o jesieni!Wóz jakiś zaturkotał.Józka wyjrzawszy za nim powiedziała: Proboszcz z Rochem przejechali. Ksiądz po wino do mszy się wybierał  objaśniał Jambroży. %7łe to Rocha wziął na probanta, nie Dominikową!  drwiła stara.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG129Nie zdążyła się odciąć Dominikowa, bo kowal wszedł i wójt pod-niósł się do niego z kieliszkiem. Spózniłeś się, Michał, to gońże nas teraz! Prędko was, kumie, zgonię, bo tu już po was lecą.Co jeno domówił, wpadł zadyszany sołtys. A chodzże, Pietrze, pisarz ze strażnikami na was czekają. Psiachmać, że to ni pacierza spokojności! Hale cóż, urząd pierw-szy. Odprawcie ich prędko i powracajcie. Abo to chwaci czasu; o pożar na Podlesiu i o wasz podkop będąpenetrowali.Wybiegł wraz z sołtysem, a Hanka wpierając oczy w kowala rze-kła: Przyjdą opisywać, to im rozpowiecie wszystko, Michale.Skubał wąsy i wbił ślepie w dzieciaka, niby się to mu przypatrując. Cóż to im powiem? tyla, co i Józka poredzi! Dzieuchy przeciek do urzędników nie wyślę, nie przystoi, a po-wiecie, że ile wiadomo, z komory niczego nie wynieśli, czy zaś co in-szego nie zginęło, to już.Bogu jednemu wiadomo.i. strzepnęłapierzynę pokaszlując, by nie pokazać mu twarzy szydliwej, ale on sięjeno ciepnął i wyszedł. Zwiędlerz jucha!  prześmiechnęła się leciuchno. %7łe krótkie były, to się jeszcze urwały!  narzekał Jambroż poczapkę sięgając. Józka, urznij im kiełbasy, niech se chrzciny w domu przydłużą. Gęś to jestem, bym suchą kiełbasę ćkał? Podlejcie se gorzałką, byście nie wyrzekali. Mądre ludzie powiadają: rachuj kaszę, kiej ją sypiesz do garnka,paliców przy robocie nie oglądaj, ale kieliszków przy poczęstunku nielicz. Kaj grzysi przydzwaniają, tam pijak do mszy służy!Przegadywali, nie szczędząc gorzałki, ale nie wyszły i dwa pacie-rze, kiej sołtys jął oblatywać chałupy i wołać, by się wszyscy schodzilido wójta przed pisarza i strażników.Ozgniewało to Płoszkową, że ująwszy się pod boki pysk na niegowywarła: A mam gdziesik.za pazuchą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •