[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gaebril zdawał się z przyjemnością ich słu-chać, siedząc na swoim wysokim krześle przed kominkiem, ze skrzyżowanyminogami i uśmiechem zadowolenia na twarzy.Alteima zaczęła nosić raczej śmiałesuknie, Morgase musi jej zwrócić na to uwagę.Miała niejasne wrażenie, że jużo tym wcześniej pomyślała.287 Nonsens.Gdyby tak było, już bym z nią porozmawiała.Potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę, że całkowicie zapomniała o młodymoficerze, który przecież zaczął coś mówić i przerwał, kiedy zorientował się, że gonie słucha. Opowiedz mi raz jeszcze.Zamyśliłam się.I wstań.Podniósł się, z twarzą wykrzywioną gniewem, spojrzał na nią płonącymi oczy-ma, po czym natychmiast spuścił wzrok.Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniemi zarumieniła się, jej suknia była doprawdy wycięta wyjątkowo nisko.Ale Gaebrillubił, jak takie nosiła.Pomyślawszy o nim, natychmiast przestała się przejmować,że oto niemalże naga przyjmuje jednego ze swoich oficerów. Tylko krótko powiedziała lakonicznie. Tak on się ośmielił patrzeć na mnie w ten sposób? Powinnam go kazać wy-chłostać. Cóż to za ważne wieści, skoro sądzisz, iż możesz wejść do mojego salo-nu niczym do tawerny? Jego twarz pociemniała, ale czy to z jak najbardziejstosownego wstydu, czy z gniewu, nie potrafiła stwierdzić. Jak on śmie się gniewać na swoją królową? Czy temu człowiekowi wydajesię, że nie mam nic innego do roboty nizli słuchać tego, co on ma do powiedze-nia? Bunt, moja królowo powiedział bezbarwnym głosem i natychmiastwszystkie myśli o gniewie i spojrzeniach ulotniły się. Gdzie? W Dwu Rzekach, moja królowo.Ktoś wzniósł stary sztandar Manetheren,Czerwonego Orła.Dziś rano przybył posłaniec z Białego Mostu.Morgase zabębniła palcami po książce jej myśli od dawna nie były tak jasne.Coś na temat Dwu Rzek, jakaś iskra w pamięci, której nie potrafiła rozdmuchaćna tyle, by wybuchnęła płomieniem wspomnienia.Tamten region ledwie możnabyło nazwać częścią Andoru i to już od wielu pokoleń.Ona i trzy królowe przednią miały ogromne trudności z utrzymaniem choćby minimum kontroli nad górni-kami i hutnikami z Gór Mgły, ale nawet tego minimum nie udałoby się zachować,gdyby istniała jaka inna droga transportu metali, która nie przebiegałaby przezAndor.Wybór między złotem, żelazem oraz innymi metalami z kopalń, a wełnąi tytoniem z Dwu Rzek nie był trudny.Jednak otwarty bunt, nawet w tej częścidomeny, którą władała wyłącznie na mapie, mógł rozprzestrzeniać się niczym po-żar lasu do miejsc, które były faktycznie w jej posiadaniu.Poza tym Manetherenzniszczone podczas Wojen z Trollokami, Manetheren z legend i opowieści, wciążbyło żywe w umysłach niektórych ludzi.A zresztą Dwie Rzeki były jej.Nawet je-śli już od tak dawna pozwolono im iść swoją własną drogą, wciąż stanowiły częśćkrólestwa. Czy lord Gaebril został już poinformowany? Oczywiście, że nie.Prze-cież najpierw przyszedłby do niej z wieściami i propozycjami, co należy dalej288począć.Jego propozycje były zawsze wyjątkowo celne. Propozycje?W jakiś sposób zdało jej się, że przypomina sobie, jak on mówi jej, co marobić. To było, rzecz jasna, niemożliwe. Został, moja królowo. Głos Tallanvora wciąż był wyprany z emocji,w przeciwieństwie do twarzy, na której dalej tlił się gniew. Zmiał się.Powie-dział, że z tymi Dwoma Rzekami są same kłopoty i że będzie trzeba pewnego dniacoś z tym zrobić.Nazwał całą tę sprawę drobną niedogodnością, która będzie mu-siała poczekać, aż załatwione zostaną ważniejsze problemy.Książka spadła na posadzkę, kiedy Morgase poderwała się z krzesła.Miaławrażenie, że w przelocie widzi pełny satysfakcji uśmiech Tallanvora, gdy prze-mykała obok niego.Od służącej dowiedziała się, gdzie może znalezć Gaebrila,pomaszerowała więc prosto na otoczony kolumnami dziedziniec z marmurowąfontanną i basenem pełnym kwiatów lilii oraz ryb.Było tam chłodniej, więcejcienia.Gaebril siedział na szerokiej białej balustradzie fontanny, otoczony przez lor-dów i damy.Rozpoznała mniej niż połowę twarzy.Ciemnowłosy, o kwadratowymobliczu Jarid z Domu Sarand oraz jego kłótliwa żona z włosami barwy miodu, Ele-nia.Ta wdzięcząca się Arymilla z Domu Marne i jej puste brązowe oczy zawszeszeroko otwarte w udawanym zainteresowaniu, a także kościsty, obdarzony twarząkozła Masin z Domu Caern, który napastował wszystkie kobiety, jakie udało musię przyprzeć do ściany, mimo że na głowie miał już tylko rzadkie kępki siwychwłosów.Naean z Domu Arawn, jak zwykle z paskudnym grymasem szpecącymjej delikatną urodę, oraz Lir z Domu Baryn, nędzna żmija, na dodatek jeszczez mieczem przy boku, i Karind z Domu Anshar, z tym samym pustym spojrze-niem, o którym ktoś kiedyś powiedział, że pogrzebało trzech mężów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]