X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twoje ocenyodnoszą się do nielicznych wyjątków, ale z pewnością nie do przeważającejwiększości.- W porządku.- Devereaux pociągnął łyk kawy i spojrzał twardo naJastrzębia.- Przypuśćmy, że masz rację.Prawie nie spałem tej nocy, czuję siępaskudnie i próbuję się na tobie wyżyć, bo stanowisz łatwy cel.A teraz powiedz mi, wjaki sposób dotarłeś do tych archiwów ; i innych dokumentów? - Pamiętasz BrokeyaBrokemichaela? Nie Ethelreda, tylko Hesel-tine a tego, którego tak straszniezmieszałeś z błotem? - Nawet jeśli dożyję czterystu lat, to nie zapomnę tegoidiotycznego nazwiska.Nie wiemjiatomiast, czy ty pamiętasz, że to właśnie oni, araczej któryś � nich, pchnęli mnie na drogę wiodącą do zguby, przykuli,, voJ mi d9przegubu teczkę z dwoma tysiącami stronic tajnych akt.167 - Rzeczywiście, Brokeymiał z tym trochę wspólnego.Widzisz, kiedy armia nie dała mu trzeciej gwiazdki -dzięki tobie, mój młody przyjacielu, oraz dzięki zamieszaniu z nazwiskami - uniósł siędumą i powiedział  Odchodzę! Cóż, nawet armia ma sumienie, nie mówiąc już o znajomościach.Nie można, ot tak sobie, pozwolić, żeby żywa wojskowa legendaprzepadła bez śladu lub zmarniała w jakimś zakurzonym kącie.Brokey zachował sięprzecież bardzo lojalnie - nie sprzedał obcemu wywiadowi żadnych informacji i nieszantażował nikogo tym, czego zdołał się przez te wszystkie lata dowiedzieć.Toteżchłopcy z Departamentu Obrony zaczęli szukać dla niego jakiejś posady, czegoś niewymagającego zbyt silnego główkowania, ale z ładnym tytułem i dobrą pensją, którauzupełniłaby całkowicie zasłużoną emeryturę.- Nie musisz mówić nic więcej -przerwał mu Sam.- Biuro do Spraw Indian.- Zawsze twierdziłem, że jesteśnajbystrzejszym porucznikiem, jaki kiedykolwiek służył pod moimi rozkazami.- Byłemmajorem!- Tylko chwilowo.Potem zostałeś zdegradowany przez przyjaciół Heseltine a.Niedostarczono ci zawiadomienia? - Tylko jakiś świstek z moim nazwiskiem i datąprzeniesienia do cywila.A więc mamy prawdziwe deja vu: ty i podstępnyBrokemichael znowu pojawiliście się w moim życiu.Zapewne Brokey, kierując sięlojalnością wobec dawnego towarzysza broni, uznał za stosowne przewietrzyćzatęchłe archiwa i poszperać trochę w najbardziej tajnych aktach? - Skądże znowu! -zaprotestował Jastrząb.- Nie ma mowy o żadnych działaniach podejmowanych naoślep.Bezpośredni atak poprzedziło długotrwałe i bardzo staranne rozpoznanie.Naturalnie nie będę zaprzeczał, iż fakt, że Brokey zajmuje właśnie to, a nie innestanowisko, wywarł bardzo korzystny wpływ na efektywność naszych poczynań,natomiast dostęp do archiwum znacznie ułatwił nam zadanie, ale najważniejszeustalenia zostały poczynione w wyniku mrówczej, trwającej wiele miesięcy pracy.Dopiero wtedy podjęto konkretne decyzje.- Dotyczące wdarcia się bez sądowegonakazu do najtajniejszej części archiwów ? - Cóż, synu, chyba przyznasz mi rację, żepewne operacje należy przeprowadzać w ukryciu i bez nadmiernego rozgłosu.168 -Szczególnie takie, jak napady na bank lub ucieczki z wię zienia.- To są przestępstwa, Sam, my zaś staramy się zadośćuczynić ofiarom wielkiegoprzestępstwa.- Kto poskładał to wszystko do kupy? ;- Co masz na myśli?- Kto to napisał? Chodzi mi o zastosowanie słownictwa, konstrukcję logiczną, dobórargumentów i sformułowanie zarzutów.- Och, to wcale nie było takie trudne.Możenajwyżej trochę czasochłonne - Słucham?- W podręcznikach można znalezć mnóstwo gotowych wzorów, a reszta zależy jużtylko od możliwie najbardziej pogmatwanego języka, który co prawda niczego niezmienia, ale dodaje tekstowi powagi.- Chcesz powiedzieć, że ty to zrobiłeś?- Jasne.Poruszałem się wstecz, stopniowo zwiększając stopień komplikacjidorzucając nieco szczerego oburzenia.- Jezus, Maria! - Rozlałeś kawę, Sam.- Przecież to najlepszy pozew, jaki widziałem w życiu!- Nie liczyłem aż na tak wiele, ale bardzo ci dziękuję, synu.Pisałem go po jednymzdaniu, korzystając ze wszystkich dostępnych podręcznikov.Każdy mógłby to zrobić,pod warunkiem, że miałby prawie dwa lata czasu i nie oszalałby od tego nadętegochrzanienia.Wiesz, czasem przez i> dzień udało mi się napisać zaledwie poi strony.Znowu rozlałeś kawę.chłopcze.- Możliwe, że zaraz się wyrzygam - powiedziałDevereaux drżącym głosem, wstając niezbyt pewnie z fotela.Na spodniach miałwielką plamę po kawie.- Jestem omamem, naprawdę wcale nie istnieję.Jestemjedynie drobnym aspektem jakiegoś nie odkrytego wymiaru, w którym oczy i uszywirują wokół siebie po ciasnych spiralach, widząc i słysząc, lecz nie znając pojęciaformy ani materii.- Pięknie to ująłeś, Sam.Gdybyś dorzucił jeszcze kilka  aczkolwiek i wepchnął w parę miejsc  strony lub pełnomocnicy stron , mógłbyś iść ztym do sądu.Dobrze się czujesz, chłopcze? - Nie, nie czuję się dobrze - odparłDevereaux uduchowionym szeptem, - Jednak muszę zaleczyć rany i postępowaćwedług nakazów 169 przeznaczenia, by przeżyć kolejny dzień i odnalezć cieniewśród światłości. - Gdzie? Paliłeś może trawkę albo coś w tym rodzaju? ; - Niedyskutuj o sprawach, które przerastają twoją zdolność pojmowania, panieneandertalczyku.Jestem teraz jak zraniony orzeł, który wzbija się wysoko w niebo,by znalezć wybawienie od czyhającej na niego ziemi.- Pięknie, Sam! Mówisz jakprawdziwy Indianin!- Kurwamać!- Teraz już znacznie gorzej.Rada Starszych nie pochwala takiego języka.- Posłuchajmnie więc, ty anglosaski dzikusie! - ryknął niespodziewanie Sam.Przez chwilęwydawało się, że straci panowanie nad sobą, ale zaraz ściszył głos do poprzedniego,uduchowionego szeptu.- Dokładnie pamiętam, co powiedział Aaron:  Porozmawiamyjutro , tak właśnie powiedział, a ponieważ wyrażenie jutro nie zawiera precyzyjnegookreślenia konkretnej godziny, w związku z tym, interpretując je w szerokimznaczeniu semantycznym, przyjmuję jako jego wykładnię definicję implikującą, iż wprzypadku zastosowania wzmiankowanego wyrażenia należy rozumieć, żeposługująca się nim osoba odnosi go do pojęcia oznaczającego całą dobę, od świtudo zmierzchu, w związku z czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •