[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie, do diabla, się podziewała? Było po szóstej.Wysiadł irozejrzał się wkoło.Deszcz przygiął kwiaty do ziemi, zwłaszcza tenad brzegiem strumyka.Azalie straciły barwne pąki, za to liścienabrały koloru soczystej zieleni.419RS Savannah.Tu, pod Antietam, odnalazła swoje miejsce na ziemi.Tu sadziła rośliny, kosiła trawę, pielęgnowała kwiaty.Tu zapuściłakorzenie.Tu, siedząc na ganku przed domem, wpatrywała się w las,który im obojgu dawał dziwne ukojenie.Rozglądając się, zauważył oparty o ścianę dziecięcy rower,pomarańczowe frisbee na trawniku, stojącą przy ganku taczkę zkompostem.Drobne detale świadczące, że mieszkają tu dorośli idzieci.Nagle zapragnął, aby to miejsce było również jego domem.Niechce wpadać tu tylko w odwiedziny, czasem nocować, trzymać kilkakoszul na zmianę.Chce tu mieszkać.Na stałe.Z Savannah i jejsynem.Savannah.Pragnął, aby była kimś więcej niż kobietą, z którąsypia.Jego pierwsze małżeństwo zakończyło się rozwodem.Niewierzył, że drugi raz się zakocha.I nie chciał znów ponieść porażki.Wielokrotnie wmawiał sobie, że wystarczy mu niezobowiązującyromans.Ale prawie od samego początku się oszukiwał.Bo niewystarczał mu romans.Pragnął stałości.Dlatego ciągle wypytywałSavannah o jej przeszłość.Chciał ją lepiej poznać, dowiedzieć się,kim jest, kim była i kim chce być.I za każdym razem, kiedy gozbywała lub odmawiała odpowiedzi, czuł dojmujący ból.Marzył, by mu zaufała; żeby zwierzyła się ze swoich sekretów,podzieliła swoimi myślami i pragnieniami.%7łeby zwracała się doniego, kiedy ma problemy, kiedy jej smutno i kiedy jest szczęśliwa.420RS Chciał.wziął oddech, żeby się uspokoić.chciał ją poślubić,mieć z nią dzieci, razem się zestarzeć.Ruszył do drzwi, po drodze przystając, by pogładzić rowerBryana.Uzmysłowił sobie, że chce być ojcem tego chłopca:wychowywać go, pomagać mu w lekcjach, chodzić na jego mecze ikibicować mu z trybun.Gdyby tego miało zabraknąć, gdyby miał niewidzieć szelmowskiego uśmiechu, nie słyszeć wesołego powitania.nie, nie potrafiłby bez tego żyć.Kochał Savannah i kochał jej syna.To miłość cementujerodzinę.Miłość, a także małżeństwo.Nie papierek mówiący, że dwojeludzi jest mężem i żoną, lecz przysięga, jaką sobie składają.On z Barbarą złamali przysięgę, dlatego postanowili sięrozwieść.Grzecznie, w sposób cywilizowany.Rozstali się jak dwojeobcych ludzi, których nigdy nic nie łączyło.Kiedy zaś myślał oSavannah, targały nim dziesiątki emocji.Zadowolony, że zdołał uporządkować chaos w głowie, wszedłpo schodkach na ganek.Tu i ówdzie walały się tenisówki i sandały, książki, okulary izabawki leżały nie na swoim miejscu.Na stole w kuchni połyskiwałykolczyki, a podłogę znaczyły ślady niestarannie wytartych butów.Dom.Normalny dom.Ale gdzie, u licha, podziewali się domownicy?Jared przystanął.Zawsze ktoś tu był.Bryan bawił się w ogrodziealbo siedział w swoim pokoju nad kolekcją kart.Grało nastawione421RS zbyt głośno radio lub telewizor.Savannah krzątała się po kuchni albopracowała w studiu; czasem ucinała sobie drzemkę na kanapie.Wszedł do kuchni, położył bukiet na stole.%7ładnej pośpiesznienabazgranej kartki przypiętej magnesem do lodówki.Zmarszczywszyczoło, postawił teczkę obok kwiatów.Psiakrew, mogła mu chociażzostawić wiadomość.Przecież się umówili na wieczór.Na rozmowę.Miał jej tak wieledo powiedzenia.Przeszedł do pracowni.Na biurku stała niedopitaszklanka lemoniady, obok leżał zabawny rysunek skrzydlatej żaby.Kiedy indziej uśmiechnąłby się.Ale teraz z minuty na minutęcoraz bardziej tracił humor.Ruszył na górę.Luzując krawat, wszedł do sypialni.Wkrótce tobędzie nasza sypialnia, pomyślał.Rzucił na łóżko krawat, potemmarynarkę.Jeszcze dziś odbędziemy długą, poważną rozmowę.Burcząc coś pod nosem, przebrał się w dżinsy, a garniturpowiesił w szafie obok sukienek.Zacisnął zęby.Jedną z pierwszychrzeczy będzie kupno dodatkowej szafy.Mężczyzna powinien miećwłasną.Właściwie to dobudują jeszcze jedną sypialnię, w której obojebędą mogli swobodnie się pomieścić.A przy okazji dodatkowąłazienkę.Bo przecież powiększą rodzinę.I gabinet.%7łeby każde miało własne miejsce do pracy.A potem zbuduje Bryanowi domek na drzewie.Dzieciak napewno się ucieszy.422RS Przyda się też szopa na narzędzia.No i warto wysypać żwiremścieżkę prowadzącą od podjazdu do domu.Zajmie się tym.Usiadł na łóżku.Boże, pomyślał, zaczynam wariować.Jeszcze się nie oświadczył, a już wprowadzał zmiany.Dlaczego był taki spięty? Dlaczego się złościł na nią, na siebie?Czyżby się bał, że kiedy wspomni o małżeństwie, Savannah gowyśmieje? Powie, że taki układ jej nie interesuje?Przeczesując ręką włosy, wstał.Nie podda się.Przekona ją.Powoli się uspokajał.A może zejść na dół i zacząć szykowaćkolację? Skierował się ku drzwiom, kiedy nagle spostrzegł pudełko natoaletce.W środku lśniły klamry.Wielkie, ozdobne klamry.Takie, jakiezdobywa się na rodeo.Wyjął jedną, przyjrzał się wygrawerowanejsylwetce jezdzca na koniu.Należały do ojca Savannah.Dostała je inawet słowem o nich nie wspomniała!Dużo tych rzeczy nie było.Kilka nagród, jakie Jim Morningstarzdobył w różnych konkurencjach, parę osobistych drobiazgów.Oboktoaletki stało nieco większe pudło.Jared zerknął do środka.Zobaczyłstare, skórzane kowbojki, sfatygowany kapelusz, kilka koszul, wciążzłożonych.Na wierzchu leżał list od prawnika z Oklahomy.Typowy list zespisem zawartości paczki oraz zapewnieniem, że w raziejakichkolwiek pytań czy problemów służy pomocą.Jared odsunął list na bok.I pod nim znalazł fotografie.423RS Większość była pomięta, jakby podczas przeprowadzek nikt sięnimi nie przejmował.Ujrzał Jima Morningstara siedzącego na koniu,mężczyznę o twardych, surowych rysach i zmrużonych oczach.Savannah odziedziczyła po nim ciemne włosy, ciemną cerę, wysokiekości policzkowe.Ale niewiele więcej.No, może jeszcze dumnieuniesioną brodę i zacięte spojrzenie.Drugie zdjęcie, oprawione w tanią ramkę, przedstawiało tegosamego mężczyznę stojącego obok nastoletniej córki.Jareduśmiechnął się.Pewnie liczyła tu ze trzynaście, czternaście lat.Wysoka, ubrana w dżinsy i kraciastą koszulę, w kapeluszu na głowie,spoglądała prosto w obiektyw aparatu.Obejmowała ojca, który stałobok z rękami skrzyżowanymi na piersi.Nie dotykał córki, nie patrzyłna nią.Kolejne zdjęcie przedstawiało jeszcze młodszą Savannah nakoniu.Klasyczna poza: koń stoi dęba, jezdziec siedzi, a w wysokouniesionej ręce trzyma kapelusz.Wyglądała tak, jakby nie znała uczucia strachu.Było kilka zdjęć Morningstara w towarzystwie innychmężczyzn, uśmiechniętych, o czerstwych twarzach, ubranych wdżinsy, kapelusze, skórzane buty.W tle widać było zagrody, stajnie,konie.Zawsze konie.Jared zamyślił się.Savannah kochała te zwierzęta.Moglibykupić jedną czy dwie klacze, zrobić na farmie padok, Shane na pewnonie miałby nic przeciwko temu, w stodole zbudować boksy.Nagle, na widok ostatniego zdjęcia, znieruchomiał.424RS Na oko miała szesnaście lat, ciało kobiety, lecz twarz dziecka.No, może nie dziecka, ale młodej niewinnej dziewczyny.Kamerauchwyciła ją śmiejącą się wesoło.Jared niemal słyszał jej śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •