[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Radlicz czekał z kapeluszem w ręku. Otrzymałem depeszę od Andrzeja.Wzywa mniedo siebie natychmiast  rzekł z cicha. Więc co?  spytała zimno.255  Chciałem panią uspokoić, że nic strasznego, ispytać, czy powiedzieć prezesowi.Miał pojedynek iranny. Naturalnie, powinien pan ojcu powiedzieć.Przecie jutro będą o tym wiedziały wszystkie gazety. Nie ode mnie, może pani być pewną.Popatrzała na niego. Pewną nie jestem.Zresztą może.Może pan madość tego, w co mnie zaplątał. Ja? Panią? Ano, sprawa z obrazem, plotki, żem pozowałapanu, historie z Kołockim. Ze panią kocham, wie pani, ze mi nie potrzebapatrzeć na panią, by mieć ją zawsze przed oczami,wiem ja, a sprawa z Kołockim  jaka?  %7łe on chcekupić coś, czego nie mam na sprzedaż.Widziała paniobraz? Nie, mam dość słuchania o nim. Niech pani go zobaczy.Pozować do takiegotematu mogą nawet westalki.Zresztą nikt na świecie,nawet pani, nie może mi zabronić kochać.Zmarszczyła brwi. Mówił już mi to pan i otrzymał odpowiedz.Czymam powtórzyć? Nie, pamiętam i dziękuję pani.Miłość zwzajemnością kończy się przesytem, a taka, jak mojadla pani, jest natchnieniem.Owszem, bardzom paniwdzięczny za odprawę.Nigdym tak dobrze nie256 pracował.Mówił swobodnie, lekko. Nawet gdybym usłyszał od pani dobre słowo,miałbym zawód.Popsułby się ideał, jakby mi ktoalpejskie szarotki podał na jarzynę.Wracając dorzeczy, jadę tedy do Hamburga i przywiozę panisakramentalną własność i urzędową miłość.W saloniektoś jest, wolę tutaj rozmówić się z prezesem. Zaraz go tu przyślę.%7łegnam pana.Skłonił sięsztywnie.Spojrzała nań i rzekła: Niech pan ten obraz z wystawy usunie.Chcęwierzyć, że pan się na mnie w ten sposób mścić niechce.Nie o mnie już tu chodzi, plotka już poszła, aleojciec mój nic nie wie jeszcze.Skłonił się znowu w milczeniu.257 VIIIW parę dni potem Kazia, znalazłszy chwilę czasu,poszła do Ramszycowej.Zastała ją na schodach,eskortującą Lilę i Angielkę do karety pełnejpakunków. I pani wyjeżdża?  spytała zdziwiona. Jeszcze nie.Wysyłam tymczasem małą doFlorencji, a za parę tygodni sama tam pojadę na czasjakiś. Same jadą? Nie boi się pani? Zdam je pod opiekę Ocieskiej.Tu sięroześmiała. Siadaj pani.Odprowadzimy je na dworzec izobaczy pani bezpłatną komedię.Pomimo swego smutku i znękania Kazia dała siępociągnąć.W drodze spytała: Jakże pani namówiła pannę Ocieską na takąofiarę? Wcalem nie namawiała.Powiedziała mi, żejedzie w sobotę, więc wczoraj napisałam do niej trzysłowa: ,,Korzystam, że jedziesz, żeby wyprawić ztobą małą i Angielkę.Dostawię ci je na dworzecjutro.Na to ona mi przysłała adres kantoru nianiek iani słowa więcej.Kareta stanęła przed dworcem, wysiadły.Lila258 pierwsza dostrzegła Ocieską i pobiegła do niej. Masz tedy małą i Angielkę  rzekłaRamszycowa spokojnie po przywitaniu.Mieszkanie w hotelu już zamówione, tu są ichkapitały podróżne, tylko mi dziecka zanadto nierozpieść. Kto dzieci ma, niech, je niańczy i wozi! odparła Ocieska,  Ja wcale do Florencji się niewybieram i wolę jechać w gęsim wagonie niż w dziecinnym. Ale w tym pociągu, którym jedziesz, mogą byćdzieci? Pewnie, bo mnie nie stać na ekstracug. Otóż Lila będzie, a że jedziesz przez Florencję,możesz je po drodze wyrzucić. Tyle to mogę.Zwróciła się do Kazi i dodała z komicznądeterminacją: Może pani chce posłać do Florencji kanarki lubdrób żywy, mogę załatwić jedno przy drugim.Kazia i Ramszycowa śmiały się, a tymczasem Lilaszukała czegoś po ziemi około siebie i poczęławreszcie skubać matkę, płaczliwie wołając: Nie ma  zgubiłam! Coś zgubiła? A! bukiecik.No, to masz.Rozchyliła rotundę, dała małej parę gwozdzików,które miała u paska.Lila napadła Ocieską, mówiącprędko:259  Był tyli bukiet.Zgubiłam! masz i wiesz,obiecałam mamusi, że nie będę jeść czekoladek. Awiesz i Fryc jest z nami.Będzie wesoło! Co? Fryc!  załamała ręce Ocieska, mierzącwzrokiem bezmiernego oburzenia Ramszycowa.Fryc był to pinczer Lili. Ano, Lili żyć nie może bez niego.Mnie o niegonie chodzi, możesz wyrzucić  odparłaRamszycowa.Lokaj przyniósł bilety.Rozległ się pierwszydzwonek.Ocieska, która podróżowała z jedną małąwalizką, patrzała ponuro, jak do przedziału zaczętownosić paczki i paczuszki, jak się rozgościła Angielkai jak Lili zajęła się koszyczkiem, z którego sięodzywał dyskretny pisk Fryca. Dobrze wam tu będzie  zdecydowałaRamszycowa. Niezupełnie.Braknie papugi i kilkuinstrumentów dętych  mruknęła Ocieska.Drugi dzwonek, zaczęto się żegnać. Lila, bądz grzeczna.Przyjadę za dwa tygodnie ijeśli zasłużysz, kupię ci osiołka. Będzie dwa ze mną  rzekła Ocieska. Dwatygodnie mam to niańczyć? Nie! Jeśli za tydzieńciebie nie będzie, zdaję swe obowiązki konsulowi iwyjeżdżam do Rzymu. Dobrze, dobrze  śmiała się Ramszycowa albo raczej oddaj małą do azylu jakiego.Do widzenia,260 a napisz z drogi.Dziękuję ci serdecznie.Uścisnęła Ocieską, ucałowała Lilę, dała parępoleceń Angielce i zeszły z Kazia na peron.Trzeci dzwonek.Spojrzały w okno.Ocieska, zgwozdzikiem w zębach, trzymała Lilę na rękach,posępna i skrzywiona jak uosobienie ofiary z musu.Fryc już był w objęciach Lili.Pociąg ruszył, zostałysame na peronie. No, jestem o małą spokojna.Co prawda z nikiminnym by nie pojechała.Byłby lament straszny.Abałam się o dziecko, bo straszna szkarlatyna wmieście i mam masę roboty właśnie po tych norach. A ja panią opuściłam bez uprzedzenia prawie.Idoprawdy taki mi wstyd! Co sobie pani o mnie myśli? Myślę, że panią serdecznie żałuję.DoktorDownar opowiedział mi wszystko we wtorek. Wszystko zapewne nie  wtrąciła. No, resztę mi opowiedziała Ocieska.I co panipomyślała? Ano, to, co zwykle myślę, gdy słyszę ludzkiepaplanie: guarda e passa! Niech pani się nie martwi,macochy dogląda; gdy mąż wróci, słowa nie mówi inie oglądając się na prawo i lewo, swoje robi: pracuje,czyta, gra, bywa, przyjmuje.Głowa do góry i prostoprzed siebie.Tylko nie tchórzyć i ustępować.Stracipani trochę stosun ków, odu rócą się od pani ci iowi, mniejsza; im mniej zostanie, tym lepszych.Rozmieni pani dużo srebra na trochę złota.Bardzo261 dobry handel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •