[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze raz spojrzałem na Ellisona.Okalała go rama z ognia, ale wcale jej niezauważał.Wibracje wreszcie ustały i ujrzałem kopiec złota.Wszyscy oddychali równym,szybkim tempem.Piękne, świeże, ciężkie, błyszczące.Oderwałem oczy od złota i popatrzyłem na Annie i Ellisona.Potem spojrzałem nazłoto, jeszcze raz na nich.Nic.Nic się nie działo.Nikt się nie ruszał.Coś powinno nastąpić,jakiś ruch, coś dla zrównoważenia tego niesamowitego wrażenia.Annie krzyknęła.Zwiatło otaczające Ellisona zgasło.- Poe nie żyje!Na twarzy Griswolda pojawił się grymas.Annie puściła pręty i odrzuciła szklanąkoronę.Słychać było potężne westchnienie, które omiotło całą piwnicę, a zaraz potemgrzechoczący klekot przypominający trzęsienie ziemi w cegielni.Kopiec powiększył się, urósł, stracił blask, zszarzał i rozpadł się.Griswold, podobnie jak Ellison, krzyknął coś przerazliwie.Nikt nie wystrzelił.Annie powtórzyła bardzo cicho słowa, które wypowiedziała okrzykiem.Echoprzyniosło drżenie, które wstrząsnęło wszystkimi lampami.- Poe - powiedziała jeszcze raz - nie żyje.Cały budynek nad nami popękał.Obsypał nas kurz i pył.Spojrzeliśmy w górę.Usłyszeliśmy całą serię następujących po sobie odgłosówpękania i grzmotów.Po zakończeniu tego zdania zacząłem i na chwilę przerwałem: wydawało mi się(chociaż od razu pomyślałem, że moja wyobraznia mnie zawiodła) - wydawało mi się, żez jakiegoś odległego zakątka dworku docierało nierozróżnialne dla mego ucha coś, co mogłobyć podobne do echa (ale przytłumionego i głuchego) dzwięku skrzypienia i rozrywania,który został tak dokładnie opisany przez sir Launcelota.Niewątpliwie to zaprzątnęło mojąuwagę: wśród trzasków skrzydeł okna i najzwyczajniejszych odgłosów narastającej burzy,sam dzwięk nie był niczym nadzwyczajnym.Pisałem dalej.I wtedy w piwnicy rozległ się łomot, zdawała się ona poruszać.Coraz więcej prętówwysuwało się z szarego stosu.Ellison obejrzał się szybko i ruszył w stronę schodów.Sekundępózniej trójka stojąca naprzeciwko niego uczyniła to samo.Rozległ się łoskot podobny dogrzmotu. Poe nie żyje - usłyszeli szept, który wypełnił piwnicę..Ethelred uniósł maczugę i zadał smokowi cios w głowę.Potwór padł przed nim 127i wyzionął ducha, wydając przy tym tak straszny i chrapliwy skrzek, że Ethelred musiałzatkać uszy, żeby tego nie słyszeć.Był to tak przenikliwy dzwięk, jakiego nigdy dotąd niesłyszał.W tym miejscu znów przerwałem i z niesamowitym zdziwieniem - cokolwieknaprawdę słyszałem (nie wiedząc skąd nadchodziło) z daleka przedłużało się w zatrważającewycie -przyjąłem jako najlepsze, co mogłem wymyśleć do opisu nadnaturalnego wrzaskusmoka przedstawianego przez średniowiecznych romansopisarzy.Zwały kamieni zatarasowały schody i uniemożliwiły nam wyjście.Dopiero terazsłychać było krzyki mężczyzn z różnych oddziałów.Porzucali broń, szukając szans ucieczki.Annie wzniosła ręce i zaczęła nimi poruszać.Wszystko wokół nas i ponad nami takżeporuszało się, jakby okazując nam zrozumienie.Usłyszeliśmy grzmoty dochodzące z góry.Sufit w wielu miejscach zawalił się.Wielu mężczyzn krzyczało w agonii, ginąc pod zwałamigruzów.Miałem wrażenie, że niemy wiatr opłakuje Poego; nie wiem skąd napłynął do mniezapach dymu.Miała bardzo szare oczy i ciemne włosy opadające w nieładzie na czoło.Jej dłoniebyły delikatne.Niebieska spódniczka i biała bluzka zabrudzone były piaskiem, zaplamione,a dół spódniczki cały przemoczony.Jej usta dygotały ze złości.Szybko przenosiła wzrok tona niego, to na zamek.Nie uroniła jednak żadnej łzy.- Przepraszam - powtórzył.Odwróciła się od niego, w chwilę pózniej wykonała gwałtowny ruch bosą stopąi zburzyła kolejną ścianę i kolejną wieżyczkę.- Przestań! - krzyknął, starając się ją powstrzymać.-Stój.Nie rób tego!- Nie! - powiedziała, nie przestając burzyć wieżyczek.Chwycił ją za rękę, ale zdołałasię wyswobodzić.Nie przestawała kopać i tratować zamku.Złapałem ją za ramię.Zawalał się cały dach, pożar nacierał na nas razem z krokwiami,kamieniami, drewnem.- Annie! Wstrzymaj to! - krzyczałem.Zupełnie nie zdawała sobie sprawy, że ja tam jestem.Gdzieś nad nami waliła się całaściana.Za chwilę spadnie na nas, na piwnicę.- Annie!Płakała, a ziemia poruszała się pod naszymi stopami.Chwyciłem ją i przytrzymałem,gdy upadała.Przypomniałem sobie więz, która została ustalona jeszcze w Hiszpanii przedprzyjazdem do Toledo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]