[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wtedy go ujrzałam.Nie kłamali ludzie, którzy mi o nim opowiadali.Miał wysokiego silnego konia czystej krwi.Czarnego,bez ani jednej białej plamki.Całkiem czarnego.Czarna grzywa, czarna głowa, czarne oczy, czarne nozdrza.Wysoko uniesiona głowa.Był wyższy niż Tobermory.A na jego grzbiecie siedział Mściciel. Dziwacznie"dosiadał konia.Nogi kończyły mu się na wysokości kolan, lecz wyglądało, że przyzwyczaił się do tej pozycji.Jechał jak lord.Jedna ręka trzymała cugle, drugą zaś oparł na biodrze i coś w niej dzierżył.Coś, czego nie wi-działam.Mój Ralph z czarnymi kędziorami mokrymi od deszczu.Zygzak błyskawicy oświetlił okolicę.Zrobiło się przez chwilę jasno jak w południe.Moja biała twarzobjawiła się w oknie.Psy obwąchiwały taras, jak gdyby szukając czarownicy.Chart podbiegł natychmiast dookna, zatrzymał się, pogrzebał łapą i zawył.Potem stanął na tylnych łapach, przednimi podrapał o szybę i za-szczekał na mnie.Ralph odwrócił głowę.Zobaczył mnie.RLT Jego wielki wierzchowiec cofnął się i pokonał stromiznę tarasu niczym trawiaste zbocze.Kiedy znówzatrzeszczała błyskawica i huknął piorun, Ralph znalazł się tuż przede mną, zasłaniając mi swoją sylwetką wi-dok.Wspięłam się na kanapkę jak dziewczę na powitanie kochanka.Otworzyłam energicznie okno i wy-szłam.Deszcz lał strugami, tworząc wodną ścianę.Odetchnęłam ciężko, gdy zimny strumień zmoczył mi gło-wę.W parę sekund cała byłam mokra.Jedwabna suknia przylepiła się do skóry.Wataha przystanęła za plecami Ralpha czujna, ostrożna.Pochodnie syczały, skwierczały w deszczu,blednąc w oślepiającym świetle błyskawic.Ogłuszyło mnie dudnienie piorunów.Nie spuszczałam wzroku ztwarzy Ralpha i jego uśmiechu i kroczyłam ku niemu, trzymając wysoko głowę.Błyskawica rozpłatała niebo ibłysnęła na ostrzu noża w dłoni Ralpha.Stary nóż gajowego do podrzynania gardeł jeleni.Uśmiechnęłam się i moje oczy rozbłysły w ostrym niebieskim świetle.Pochylił się, jak gdyby chciałmnie przyciągnąć do siebie i objąć, objąć na zawsze. Och, Ralph  odezwałam się z nagromadzonym przez lata pożądaniem w głosie i podniosłam doniego ramiona.A wtedy ręka uzbrojona w nóż opadła szybko jak błyskawica.Czarna błyskawica.RLT EPILOGFasada dworu Wideacre wychodzi na południe.Przez cały dzień słońce oświetla mury z żółtego pia-skowca, bezlitośnie pokazując wielkie czarne ślady po pożarze na dwóch stojących jeszcze ścianach oraz po-czerniałe, zwęglone belki dachu.Kiedy pada deszcz, na ścianach barwy miodu pojawiają się wielkie czarne zacieki, a po ogrodzie walająsię śmieci wywiewane z domu  dokumenty Beatrice, a nawet jej mapa Wideacre.Kiedy nadchodzi zima, a noce są dłuższe i mroczniejsze, wieśniacy z Acre nie zbliżają się do dworu.Pan Gilby, kupiec z Londynu, chce kupić posiadłość od owdowiałej lady Lacey, waha się jednak z podaniemceny, bojąc się opinii miejscowej biedoty, po prostu bojąc się motłochu.Jeśli kupi, będzie musiał poczekać ażdo lata z odbudową domu i sprowadzić robotników z innego hrabstwa.%7ładen robotnik z Sussex nie tknie tegodworu.%7ładen z wieśniaków nie wejdzie też do lasów Wideacre, chociaż stare przejścia zostały otwarte.Ciałopanienki Beatrice zostało znalezione w liściach, w jakiejś ukrytej jamce obok furtki do ogrodu, w miejscu gdziekiedyś dzieci bawiły się w chowanego.Mówią, że teraz cały las jest nawiedzony, że słychać wciąż jej nawoły-wanie brata, który zmarł tej samej nocy.Jego serce  słabe jak serce matki  nie mogło znieść ucieczki doHavering Hall.Rozpaczając za swą ziemią, idzie panienka Beatrice i trzyma w jednej ręce snop zboża, a w dru-giej garść ziemi.Jeśli pan Gilby kupi posiadłość, nie będzie się przejmował ani duchami, ani pogonią za zyskiem.Jestzbyt doświadczonym człowiekiem interesu, by zważać na plotki o duchach.A co ważniejsze dla wioski, niezależy mu na zysku za wszelką cenę.Jego pieniądze są świetnie ulokowane w londyńskim City.Nie przejmujesię rolą pogody, stanem zdrowia inwentarza czy też niewymiernym bogactwem Wideacre.Chce tylko mieszkaćtu sobie w spokoju i cieszyć się urokami życia wiejskiego.Tak więc będzie pożyczał na długie terminy i wy-znaczał niewysokie dzierżawy.Dopóki jednak się waha, otwarto na nowo ścieżki, a na nowych polach wysiałysię dzikie rośliny i przyłączone tereny na powrót zamieniły się w łąkę.Jeśli pan Gilby nie wróci do Wideacre przed wiosną, spostrzeże, że wieśniacy znów uprawiają swojeskrawki ziemi na wspólnych gruntach, a wieś Acre ma się dobrze jak dawniej, jak gdyby nie było ciężkich lat ijak gdyby w ogóle nie było Beatrice.Dzieci, Celia i John nie dojdą do siebie przed końcem wiosny.Celia z dnia na dzień z żony dziedzicastała się zubożałą wdową mieszkającą w niewielkim domku i utrzymującą się z dożywocia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •