[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I niemogłam przyjąć prezentu. - Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane? - jęknęłam.- Muszę znim pogadać.Jakoś mu to wytłumaczę.Gdyby ktokolwiek o mnie pytał, topowiedz, że poszłam do pielęgniarki, bo rozbolała mnie głowa, dobrze?- Jasne.Powoli ruszyłam do stajni.Miałam nadzieję, że nie zastanę tam Josha,chociaż jednocześnie przeklinałam się za tchórzostwo.Przecież wystarczyłopowiedzieć mu prawdę, podziękować za prezent, wyjaśnić spokojnie, że mamjuż chłopaka, i zakończyć rozmowę.Tyle że to byłby zaledwie ułamekprawdy, a nie znosiłam okłamywać przyjaciół.- Jesteś dziś zamyślona.Podniosłam wzrok.Josh wyrósł nagle tuż przede mną.Prowadziłprzepiękną białą klacz.Na mój widok uśmiechnął się tym swoim złocistym,przyjaznym uśmiechem.- Och.Josh.cześć.Ojej, jaki ładny koń - powiedziałam jak idiotka.- Rzeczywiście, jest wyjątkowa.Bardzo się o nią troszczę.- Czyja to klacz? - spytałam, gotowa rozmawiać o czymkolwiek, byle nieporuszać jeszcze tematu walentynek.- Jednej z nauczycielek, panny Scratton.- Ach tak.- A zatem panna Scratton naprawdę jezdziła konno.Prawdopodobnie sprowadziła sobie tego konia do szkoły, żeby móc nasśledzić w trakcie przejażdżek.Miałam nadzieję, że skręci sobie kark.Josh uwiązał konia, po czym napoił go i podszedł do mnie.- Wszystko w porządku, Evie?- Jasne.- Wydaje mi się, że ostatnio mnie unikasz i szukasz sobie wymówek, żebynie przychodzić na lekcje.Naprawdę aż tak bardzo nie lubisz jezdzie? A możeproblem tkwi we mnie?- Nie! Nie chciałabym, żebyś tak myślał.Ja.dostałam twoją kartkę irzezbę.Jest przepiękna.-  Jest przepiękna, ale. Prawda, że zamierzałaś coś dodać? Z czego siębiorą te wszystkie ale?- Ja już mam chłopaka - wymamrotałam.Josh nabrał powietrza, po czym uśmiechnął się z wysiłkiem.- Zupełnie mnie to nie dziwi.Kim jest ten szczęśliwiec? Ktoś z twoichkolegów w domu?- Nie. - Czyli ktoś stąd? Ale w takim razie muszę go znać - stwierdził zoszołomionym wyrazem twarzy.- Hm.nie.raczej nie powinieneś go znać.On jest.trudno to wyjaśnić -wyjąkałam niezbyt przekonująco.- Jesteś pewna, że on naprawdę istnieje, Evie? Nie musisz wymyślać sobiechłopaka tylko po to, żebym dał ci spokój.Jeśli nie jesteś zainteresowana, torozumiem aluzję.- To nie tak! Naprawdę bardzo cię lubię, ale.- Ale kochasz kogoś innego - dodał cicho.- O to chodzi?Przytaknęłam żałośnie.- Bardzo mi przykro.A ta rzezba to cudowny prezent.Naprawdę bardzo misię podobała.- Zatrzymaj ją, może przyniesie ci więcej szczęścia niż mnie.- Josh, bardzo.- Chyba oboje powiedzieliśmy już dość.Posłuchaj, nic strasznego się niedzieje.Nie będę cię więcej niepokoił, obiecuję.Moja mama wkrótce wraca,więc nie będziesz musiała znosić mnie w roli nauczyciela.- W takim razie żałuję - odparłam.- Byłeś świetny.- Ty też.- Odwrócił się, jak gdyby chciał już odejść, ale po chwili odezwałsię jeszcze: - Po prostu martwię się o ciebie, Evie.Ten facet, kimkolwiek jest,chyba cię specjalnie nie uszczęśliwia.Azy niespodziewanie napłynęły mi do oczu.Sebastian dał mi kilkabezcennych chwil największego szczęścia, jakie kiedykolwiek mnie spotkało,ale miłość do niego nauczyła mnie również, co to ból i strach.Jak to się mogłostać? Jedno przypadkowe spotkanie z chłopcem o roześmianych błękitnychoczach doprowadziło mnie do takiego stanu.Och, czułam się słaba isamolubna, ale przez ten jeden moment żałowałam, że nie jestem już dawną,rozsądną Evie Johnson, która śmiała się z historii o duchach, wampirach izłych mocach, bo wiedziała, że nic podobnego nie istnieje.I żałowałam, że niemogę opowiedzieć wszystkiego Joshowi.Był dobry, mądry i spokojny, a mniekusiło, żeby poszukać w nim oparcia.Ale nie mogłam zdradzić tajemnicSebastiana ani nawet własnych.Musiałam być silna.Nie mogłam liczyć napomoc.- Poradzę sobie, naprawdę.- Gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie znalezć.Chcę byćtwoim przyjacielem, Evie.I nic więcej.%7ładnych obciążeń, żadnych wymagań.Bądzmy przyjaciółmi. - Jesteś bardzo miły, Josh.Nie zasługuję na to.- Hej, proszę, nie płacz, Evie! - Położył mi dłonie na ramionach i usiłowałmnie uspokoić.- No, przestań, przecież na pewno nie jest aż tak zle.- Starłmi łzy z twarzy i się uśmiechnął.- Nawet kiedy płaczesz, wciąż wyglądaszfantastycznie.Usiłowałam pokryć wszystko śmiechem i wziąć się w garść, ale Josh wciążmnie przytulał.Jego twarz nagle zmieniła wyraz, a rysy zesztywniały wnapięciu.- Wiesz, że twoje oczy są koloru morza? - szepnął.- A włosy ognia.Jesteśpiękna, Evie.- I spózniona na zajęcia.- Wytarłam twarz, po czym wydmuchałam nos.-Przepraszam, że tak głupio się zachowałam.Josh opuścił ręce i odszedł o krok.- Ja też przepraszam.Chyba zwykli przyjaciele nie wygadują takich rzeczy.Zapomnij o tym.Nie będę się tak więcej zachowywał.Oboje zatrzymaliśmy się, zażenowani i niepewni, co robić.- Lepiej już pójdę.- Próbowałam zdobyć się na normalny ton.- Jasne.W takim razie.Przyjdziesz na następną lekcję?- Oczywiście - odparłam.- Jesteś świetnym nauczycielem.I przyjacielem.Josh znów się uśmiechnął, chociaż w jego oczach błysnęła odrobinasmutku.- No to jesteśmy umówieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •