[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobię sobie wolne.Pochodzę po ulicach,poruszam się, wynagrodzę mojemu ciału nadużycia, których się dopuściłem.Wchodzę do windy.Zjeżdżam pięćdziesiąt pięter w dół.Wychodzę na grudniowepowietrze.Wokół mnie wznoszą się drapacze chmur Nowego Jorku.Po ulicach przesuwająsię wolno strumienie samochodów, ich kierowcy niespokojnie rozglądają się dookoła.Nigdynie wiadomo, kiedy kierowca sąsiedniego samochodu zostanie opanowany.W chwili wejściaPasażera zawsze następuje chwila dekoncentracji i utraty koordynacji ruchowej.Wiele osóbginie w ten sposób na naszych ulicach i autostradach, ale nigdy nie jest to Pasażer.Ruszam bez celu.Przecinam Czternastą Ulicę, idę dalej w kierunku północnym, słuchającdelikatnego mruczenia silników.Widzę chłopca wyskakującego na ulicę.Musiał zostaćopanowany.Na rogu Piątej i Dwudziestej Drugiej zbliża się zamożnie wyglądający, grubymężczyzna, ma przekręcony krawat, poranny  Wall Street Journal wystaje mu z kieszenipłaszcza.Chichocze.Wystawia język.Kolejny opanowany.Omijam go szeroko.Szybkopodchodzę do podziemnego przejścia pod Trzydziestą Czwartą Ulicą w kierunku Queens,zatrzymuję się, żeby popatrzeć na dwie młode dziewczyny, które kłócą się na brzeguchodnika.Jedna jest Murzynką.W jej oczach widzę strach.Druga spycha ją na jezdnię.Opanowana.Ale Pasażer nie ma zamiaru mordować, szuka tylko przyjemności.Czarna dziewczyna upada skulona, cała drży.Zrywa się do ucieczki.Druga dziewczyna wkładadługie pasmo jasnych włosów do ust i zaczyna żuć.Budzi się.Wygląda na zdziwioną.Odwracam oczy.Nie należy patrzeć, kiedy ktoś powraca do siebie.Taka jest nowamoralność; narodziło się dużo nowych zwyczajów w tych ciężkich czasach.Spieszę się.Gdzie ja tak szybko idę? Przeszedłem już ponad milę.Chyba idę w jakimś określonymkierunku, jakby Pasażer nadal krył się w mojej głowie i mnie popędzał.Ale wiem, że tak niejest.Na razie jeszcze pozostaję wolny.Ale czy można być tego naprawdę pewnym? Cogitoergo sum nie da się już stosować wobec ludzi.Myślimy, nawet kiedy jesteśmy opanowaniprzez Pasażera, ale żyjemy w cichej desperacji, niezdolni do powstrzymania się od działań,choćby najbardziej strasznych, na przykład prowadzących do samozniszczenia.Z pewnościąpotrafię odróżnić, kiedy pozostaję we władaniu Pasażera, a kiedy jestem wolny.Ale możetylko tak mi się wydaje.Może jestem opanowany przez szczególnie złośliwego Pasażera,który w ogóle mnie nie opuszcza, ale wycofał się w odległe zakamarki mojego mózgu,pozostawiając wrażenie wolności, podczas gdy przez cały czas kieruje mną z ukrycia, w sobietylko znanych celach.Czy w ogóle możemy osiągnąć więcej niż wrażenie wolności?Szczególnie denerwujące jest, że mogę zostać opanowany, nie uświadamiając sobie tegofaktu.Oblałem się potem i to nie od szybkiego marszu.Zatrzymaj się.Dokąd idziesz? Jesteśna Czterdziestej Pierwszej ulicy.Jest tu biblioteka.Nic cię nie gna.Zatrzymaj się na chwilę,odpocznij na schodkach biblioteki.Siadam na zimnym kamieniu i wmawiam sobie, że decyzję podjąłem samodzielnie.Czy aby na pewno? Stary problem: wolna wola czy determinizm, sprowadzony donajgłupszego wymiaru.Determinizm nie jest już abstrakcją powstałą w umyśle filozofa; tozimne, obce macki wślizgujące się między twoje zwoje mózgowe.Pasażerowie przybyli na Ziemię trzy lata temu.Od tego czasu zostałem opanowany pięćrazy.Nasz świat zmienił się.Ale dostosowujemy się nawet do tego.Przyzwyczailiśmy się.Mamy nowe zwyczaje.%7łycie toczy się dalej.Nasz rząd niby sprawuje dalej władzę,parlament zbiera się, a giełdy przeprowadzają transakcje.Znalezliśmy metody na odrobienieokresów bezcelowego wyniszczenia.To jedyny sposób.Cóż innego możemy zrobić? Ugiąćsię? To wróg, z którym nie można walczyć o zwycięstwo; tylko co najwyżej przetrwać.Więcstaramy się przetrwać.Kamienne stopnie są zimne.W grudniu niewiele osób tu siada.Mówię sobie, że zrobiłem ten spacer z własnej woli, że zatrzymałem się z własnej woli, ażaden Pasażer mną nie steruje.Może.Nie mogę poddać się myśli, że nie jestem wolny.Czy może się zdarzyć, zastanawiam się, że Pasażer zostawia po sobie jakiś imperatyw?Pójdz w to miejsce, zatrzymaj się tam albo tam? To też jest możliwe.Rozglądam się wokół, patrząc na innych ludzi siedzących obok na stopniach biblioteki. Stary człowiek, z oczami bez wyrazu, rozłożył sobie gazetę.Obok mniej więcejtrzynastoletni chłopiec.Dalej brzydka kobieta.Czy oni wszyscy są opanowani? Pasażerwydaje się krążyć dziś wokół mnie.Im uważniej obserwuję opanowanych, tym większą mam pewność, że chwilowo jestemwolny.Ostatnim razem miałem między atakami aż trzy miesiące bycia sobą.Niektórzyludzie, jak słyszałem, prawie zawsze są opanowani przez obcych.Ich ciała cierpią, a onidoznają tylko krótkich chwil wolności, niekiedy dzień, innym razem tydzień albo godzinę.Nie udało nam się ustalić, ilu Pasażerów zamieszkuje nasz świat.Może miliony.A możetylko pięciu.Któż to może wiedzieć?Drobne płatki śniegu padają z szarego nieba.Centrala zapowiedziała, że opadów ma niebyć.Czy Centrala też jest opanowana?Nagle zauważam dziewczynę.Siedzi blisko, pięć schodków wyżej.Czarna sukienka podwinęła się lekko, odsłaniajączgrabne nogi.Dziewczyna jest młoda.Ma gęste rudobrązowe włosy.Z tej odległości niemogę rozpoznać koloru oczu.Wiem tylko, że są jasne.Ubrana jest skromnie.Nie ma jeszczetrzydziestu lat.Otula się ciemnozielonym płaszczem.Szerokie usta pomalowane lekkoczerwoną szminką, wąski nos, starannie wyskubane brwi.Znam ją.Wiem, że spędziłem z nią trzy ostatnie noce w moim pokoju.To była ona.Przyszła domnie opanowana, a ja, opanowany, kochałem się z nią.Jestem tego pewien [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •