[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko dzięki przytomności towarzyszy i szybkiemu zastosowaniu opasek uciskowych i bandaży elastycznych uratowanogo przed wykrwawieniem się na śmierć.Inni zostali poparzeni,poranieni i na poły ogłuszeni, ale nadal trzymali się na nogach.Arcyksiążę zostawił dwóch gwardzistów z lekarzami i ofiaramiw bocznej sali, a pozostałych troje zabrał ze sobą do głównejsali konferencyjnej.Balthasar mógł słyszeć dochodzące stamtąd głosy, lecz słowa były już nie do odróżnienia.- Balthasarze - odezwała się jego siostra, podnosząc twarz,która w ciągu zaledwie paru minut zdawała się postarzeć o dwadzieścia lat - Tak bardzo mi przykro z powodu Telmaine.Niemiałam pojęcia, że była urodzoną czarodziejką.Gdyby tylkozaufała.- Jej głos zawiódł.22SDla Olivede niemożliwe było, żeby miała nie podążać drogąmagii; nigdy też nie ubolewała nad życiem i pozycją towarzyską, z których dla niej musiała zrezygnować.Ta otwarta, wrażliwa dziewczyna stała się powściągliwą kobietą, przygnębionąlicznymi ciosami, jakie świat wymierzał ludziom jej pokroju.Balthasar nie był pewien, czy była świadoma tego, jak bardzosię zmieniła.Nie sądził, by zrozumiała - ani że w ogóle byław stanie zrozumieć jego żonę.Olivede podniosła się i zbliżyła.Balthasar siedział przy Se-bastienie, którego ułożył najwygodniej jak mógł na długiej,wyściełanej ławce.Krwawienie niemal ustało; pogrążonyw narkotycznym śnie chłopiec lekko chrapał.Kiedy Olivedeobrzucała chłopca sonem, na jej twarzy pojawił się wyraz tłumionego wstrętu, choć Balthasar nie wiedział, czy odrazę wywołała magia chłopaka, podjęte przez niego działania, podobieństwo do ich starszego brata, czy też wszystko naraz.Chwyciła dłonią za obandażowane ramię Bala - obandażował je porządnie z pomocą jednego z gwardzistów - sprawdziła je i wypuściła.Marnowanie magii na tak niewielką kontuzjęnawet nie wchodziło w grę.- Nie potrafię anulować rzuconego na ciebie uroku - powiedziała przyciszonym głosem.- Nie mam wystarczająco wielesiły, nawet gdyby mi jeszcze coś zostało po.- Ruchem głowywskazała miejsce, gdzie w improwizowanym całunie spoczęłociało księcia Sachevara Mycene'a.Mimo to woń śmierci zanieczyszczała powietrze.- Tak bardzo pragnął żyć.Całym sobąwalczył o życie.Jakże mogłabym dać z siebie mniej? - Jej ustawykrzywił uśmiech, w którym osobliwie mieszały się współczucie z odrazą.- Jego w magii obrażało tylko to, że sam jejnie posiadł.Uwielbiał władzę.- Bądz ostrożna - wyszeptał Balthasar.- Jeśli Kalamay.- Mycene, Kalamay i Cieniorodni zamordowali całe tuzinyZwiatłorodnych magów - kontynuowała Olivede, jak gdyby229go nie usłyszała, głowę nadal zwracając w stronę martwegoksięcia.- Ale ta śmierć była wręcz nieprzyzwoita.- Obrzuciłabrata sonem.- Balthasarze, ze strony księcia Kalamaya grozi ci równie wielkie niebezpieczeństwo jak mnie.Nie możeszochronić tego chłopca.- Muszę to zrobić - odparł, nadając całą powagę tym trzemsłowom, błagając ją o wyrozumiałość.Zakryła dłonią twarz, uniemożliwiając mu tym samymsprawdzenie sonem, jaką miała minę.- Zwiatłorodni nie pozwalają mi dosięgnąć kogokolwiekz naszych, ale nie sądzę, by Mistrz Keldar zdołał nadejść teraz, kiedy trwa godzina policyjna.- Nawet tutaj dochodziłich dzwięk dzwonów ostrzegawczych.- Phineas potrzebujewięcej, niż ja mogę dla niego zrobić, a Phoebe pewnie szalejez niepokoju.Nie odpowiedziałam na jej wezwanie, bo.niechciałam nic wyjaśniać.- Westchnęła i usiadła obok brata, a jejznoszone spódnice, w przeciwieństwie do nakrochmalonych,perfumowanych, szeleszczących sukien Telmaine, zwinęły sięniemal bezgłośnie.Otoczyła go ramieniem.- Mój biedny braciszek - powiedziała cicho.- Poniosłeś straszliwą stratę.Niemogę sobie nawet wyobrazić, przez co przeszedłeś.Ale musiszmyśleć o swych córkach.Tylko pamiętaj.Uniosła dłoń, jak gdyby chciała przyciągnąć jego głowę doswego ramienia.Wysonował nagą skórę, pomyślał o urokui wyślizgnął się z jej objęć.Dopiero po chwili zrozumiał, cozamierzała uczynić: poświęcić resztę swej mocy, żeby pozbawić go przytomności.- Ni e jestem oszalały z żałości - odparł gniewnie Balthasar.-A przynajmniej nie do tego stopnia, by zatracić zdolność rozumowania.- Balthasarze - prosiła.- Proszę, pozwól mi.Z głównych komnat doszedł ich okrzyk:- Wysłuchajcie mnie!230Balthasar nie znał arcyksięcia za dobrze, spotykał go głównie, uczestnicząc w tłumnych audiencjach, dających Sejanu-sowi pole do mistrzowskich publicznych wystąpień.Nigdynie słyszał tego wysłużonego męża stanu podnoszącego głosze złością, a już na pewno nie krzyczącego.Postąpił krok kudrzwiom.- Nie z tym urokiem narzuconym na ciebie! Jeżeli którekolwiek z nich go wyczuje.W jej głosie pobrzmiewał prawdziwy strach, ale Balthasar,nadal na nią rozgniewany, zlekceważył to.- Wiem więcej o Cieniorodnych niż ktokolwiek tu obecny.Mam doświadczenie w prowadzeniu interesów ze Zwiatłorod-nymi - mam za sobą sześć kadencji w Radzie, Olivede! Jeślijest tam ktoś, kto może to wyczuć, to urok na mnie rzuconybędzie stanowić dowód.- Tego, że Ciemnorodni są głębiej w to zamieszani.Nie róbtego, Balthasarze.W budynku przebywa co najmniej jedenWysoki Mistrz.Wyczuwam jego moc.To ważne, to decydujące, żeby tę sprawę rozstrzygnięto między niemagicznymi.JeśliZwiatłorodni czarodzieje uznają, że mieliśmy z tym coś wspólnego, to zmiażdżą nas jak karaluchy.Phineas.- Gdyby chcieli rozstrzygać to jako sprawę między niemagicznymi, to po co zabierali ze sobą Wysokiego Mistrza?- Arcyksiążę wydał rozkaz, że żadne z was nie może opuszczać komnaty - odezwał się uprzejmie jeden z gwardzistów zeswego posterunku przy drzwiach.Twarz miał owiniętą tkaniną odartą z proporca.Ze względu na poniesione obrażenia pełnił wartę na siedząco.Ale nawet jeśli jego dłoń na rewolwerze nie była całkiem pewna, toz pewnością była zdecydowana.Nieustraszeni ludzie - pomyślał Balthasar - skoro wiedzą, czego tutaj strzegą.Olivede otoczyła żebra ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]