[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wróciła skąd? O ile wiem  wtrącił Morgan, chcąc naprowadzić rozmowę nawłaściwe tory  jej zwłoki dostały się do naszej sieci i trafiły z ry-bami na pokład  Gwiazdy Polarnej. Jezu, to musiał być widok  jęknął Ridley. Wypadła za burtę? Tak  potwierdził Sław.Coletti wystawił palec w stronę Arkadija. Chcę to usłyszeć od niego. Jeszcze na to za wcześnie  rzekł Arkadij.85  Pierdol się!  wybuchnął Coletti. Nie wiemy, co się stało Zi-nie.Nie wiemy, czy ktoś jej pomógł, czy sama dała nura, ale wiemy,że zanim cokolwiek się zdarzyło, od dawna nas nie było na tej je-banej krypie. Coletti. Morgan stanął tuż przed rybakiem. Któregoś dniarozwalę ci ten łeb tylko po to, żeby obejrzeć sobie twój malutkimóżdżek.Ridley bez wysiłku odsunął Colettiego. Słuchajcie, wszyscy jesteśmy przyjaciółmi.Bierz przykład zArkadija.Zobacz, jak on spokojnie podchodzi do sprawy. Tak  podchwycił Morgan. Przepraszamy.To, co się stało zZiną, to tragedia, ale nie chcemy, żeby to negatywnie wpłynęło nanasze joint venture.Wszystkim nam na nim zależy. Bez niego bylibyśmy teraz bez pracy  dodał Ridley. I lubimypoznawać nowych przyjaciół, lubimy słuchać gry Sława na sakso-fonie albo jego opowieści o pierestrojce i o tym, jak wszyscy wZwiązku Radzieckim myślą teraz po nowemu. Myślenie po nowemu stało się ulubionym sloganem władców zKremla.Zupełnie jakby mózg człowieka był płytką z obwodemdrukowanym, którą można wymienić na nową. A ty już myślisz po nowemu?  zapytał Arkadija Ridley. Staram się. Człowiek twojego pokroju musi nadążać za zmianami. On tylko pracuje na śluzgawce  powiedział Sław. O nie  zaprzeczył bez namysłu Coletti, jakby miał dostęp dopoufnego zródła informacji. Kiedyś byłem gliniarzem i potrafięwyczuć kolegę.To gliniarz.f& f& f&Kadłub  Gwiazdy Polarnej , który mijali, sunąc w górę w koszu,był jak ściana ropiejącej stali.86 Sław był wściekły. Zrobiliśmy z siebie durniów.To nasza wewnętrzna sprawa,która z nimi nie ma nic wspólnego. Na to wygląda  zgodził się Arkadij. Więc z czego się tak cieszysz? Pomyślałem sobie o tych wszystkich rybach, które mnie dziśominęły. Tylko tyle?Arkadij popatrzył przez pręty kosza na widoczny pod nimitrawler.  Orzeł ma niski kadłub  powiedział. Ja bym się nim niewybrał w strefę lodu. A co ty możesz wiedzieć o trawlerach?Arkadij pamiętał trawler, którym pływał u wybrzeży SachalinaNiewielki kuter zdobyty podczas wojny z Japończykami, miał ka-dłub z porowatego drewna, napędzał go staroświecki diesel, a spodłuszczącej się farby wyzierały groznie wyglądające japońskie znaki.Nietrudno zaciągnąć się na statek, który już dawno powinien byłzatonąć, zwłaszcza że jego kapitan kierował się tylko jedną prze-słanką: łowić łososie do oporu, póki kuter nie zacznie nabieraćwody.Jako nowemu wyznaczono mu miejsce pracy przy linie tra-łowej, co znaczyło, że w trakcie wyciągania sieci musiał skulonybiegać w kółko i układać zwoje liny najeżonej odstającymi ostrymidrucikami.W miarę zapełniania się boksu liną robiło się coraz cia-śniej i mógł się poruszać już tylko na czworakach, biegając jakszczur w zamykającej się trumnie, po czym gramolił się na zewnątrzi pomagał opróżniać sieć.Po drugim dniu pracy nie mógł unieśćramion, jednak potem nabrał wprawy i po raz pierwszy od czasówsłużby wojskowej na rękach pojawiły się muskuły.Podczas pracy na tym koszmarnym wraku nauczył się, że rybacymuszą umieć długo egzystować w ogromnej ciasnocie.Cała reszta87  umiejętność zarzucania, wyciągania i naprawiania sieci  nie byławarta funta kłaków, jeśli nie umiało się znalezć wspólnego języka zkolegami i budziło w nich agresję.Pomyślał, że jeszcze nigdy niezetknął się z tak zantagonizowaną załogą, jak na zatłoczonymmostku  Orła.Słowa Arkadija o rybach wyraznie poruszyły Sława, bo cały koszaż się zakołysał. Zrobiłeś sobie dzień wolny od pracy i tylko o to ci chodziło prychnął. Było całkiem ciekawie  przyznał Renko. Amerykanie to cośnowego. No więc możesz być pewien, że drugi raz nie uda ci się takłatwo zejść z  Gwiazdy Polarnej.Co zamierzasz teraz robić?Arkadij wzruszył ramionami. Podczas zabawy wiele osób pełniło różne funkcje.Popytam,czy ktoś z nich widział Zinę na pokładzie lub pod nim.Spróbuję siędowiedzieć, czy Amerykanie naprawdę opuścili statek.Porozma-wiam z uczestnikami zabawy, z jej koleżankami, z którymi praco-wała w kambuzie.Chcę też jeszcze raz pogadać z Karpem. Rozdzielimy się po rozmowie z kobietami  oznajmił Sław. Jazajmę się Karpem, a ty załogą zatrudnioną pod pokładem.Lepiejsobie z nimi poradzisz.Kosz przefrunął nad burtą i rozpoczął opadanie na znany im za-gracony pokład, pełen rupieci tak stłoczonych wokół komina, jakbysię tam zbierały wypluwane przez morze w trakcie przypływu. Wkurzasz ludzi  ciągnął Sław. Załoga  Orła to normalniebardzo fajni ludzie.Susan zazwyczaj jest aniołem.Dlaczego wtwojej obecności wszyscy tak się pieklą? Jesteśmy na amerykań-skich wodach. Radziecki statek to radzieckie terytorium.Mają powód dozdenerwowania. Rozdział 7Przy akompaniamencie fanfar granych na trąbkach z czerwonejgwiazdy wytrysnęły białe promienie.Natasza przytrzymała przyciskprzewijania do przodu, aż na ekranie pojawił się obraz białej tarczyzegarowej na niebieskim tle, potem jeszcze trochę, aż ukazała sięskośna plansza anonsująca dziennik Novosti.Na obrazie bezdzwięku siedzący w studiu mężczyzna zaczął czytać do dwóchmikrofonów od dawna nieaktualne wiadomości i taśma znów ruszyłaszybko do przodu, by ostatecznie dotrzeć do miejsca, kiedy naekranie ukazała się szczupła dziewczyna w przylegającym do ciałatrykocie.Miała nos upstrzony piegami, w uszach kolczyki wkształcie dużych kół, splecione w warkocz włosy koloru miedzi iwyginała się jak witka wierzbowa na silnym wietrze.W stołówce  Gwiazdy Polarnej dwadzieścia kobiet w dresach irozmaitych strojach gimnastycznych stało twarzami do ekranu te-lewizora z podłączonym magnetowidem, wyginając się bez entu-zjazmu niczym masywne dęby pod naporem wiatru.Kiedy dziew-czyna na ekranie zrobiła skłon do przodu i dotknęła nosem kolan,ćwiczące ledwo się pochyliły; kiedy dziewczyna rozpoczęła lekkitrucht w miejscu, kobiety zaczęły tupać w podłogę jak przepędzane89 stado.Grupie przewodziła Natasza Czajkowskaja z przetwórni, aletuż za nią ustawiła się Olimpiada Bowina, tęga szefowa kambuza zniebieską przepaską na czole przypominającą wstążeczkę, którąprzewiązano wielkie pudło.Pot skapywał z przepaski, zbierał sięwokół jej małych oczu i spływał wielkimi kroplami po policzkach,podczas gdy ona niezdarnie próbowała powtarzać pełne gracji ruchygimnastyczki na ekranie.Gdy Sław ją zawołał i kazał przerwać ćwiczenia, Olimpiadazrobiła żałosną minę godną masochistki.Usiedli w trójkę przy sto-liku w głębi sali i zaczęli rozmawiać.Szefowa kambuza mówiłagłębokim, lekko ochrypłym mezzosopranem. Biedna Zina.W kambuzie brak jej uśmiechu. Była dobrą pracownicą?  spytał Sław. Dobrą i pogodną.Pełną życia.I lubiła żartować.Nienawidziłamieszać makaronu.Bo wiecie, często gotujemy makaron. Tak, wiemy  powiedział Arkadij. I wtedy mówiła:  Hej, Olimpiada, chodz tu i pomieszaj.To dlaciebie dobre ćwiczenie.Będzie nam jej brakowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •