[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koszmary senne dały jej spokój na resztęnocy, spała bez przerwy aż do tej chwili.W kącikach jej ust błąkał się uśmiech.Zadziwiające, co robi seks.Wstał i na palcach wyszedł na korytarz.Zamknął zasobą drzwi. Brewster, jest wpół do piątej rano.A niby gdzie ma być? Wiem, która jest godzina.Ale w domu jej nie ma.Gdzie jest? A o co chodzi? Czemu jej pan szuka godzinę przed świtem? Znalezliśmy kolejne zwłoki.Próbowaliśmy się z panią skontaktować.Gdzie pani była?Margo się wyprostowała.Stała przed antykwariatem.Taśma policyjnaodgradzała Retro i jej sklep.Wszędzie kręcili się policjanci w mundurach i wcywilu, wchodzili i wychodzili z obu lokali.W uliczce stało mnóstwo wozówpatrolowych, koguty migały niestrudzenie.Wóz techników zaparkował wniedozwolonym miejscu, obok nieoznakowanego samochodu policyjnego.Margo rozejrzała się szybko.Gdzieś w głębi serca na nowo rozbrzmiałokoszmarne bicie, które się zaczęło, gdy Jake ją obudził. Co tu się stało? zapytała ochryple, próbując wziąć się w garść. Znalazła ją ekipa sprzątająca oznajmił szorstko Brewster. Nazwisko.Zajrzał do notesu. Suzanne DeForrest.Margo z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie. Znalezliśmy ją w pani gabinecie ciągnął Brewster. Miała poderżniętegardło. Nie! Rzuciła się do przodu, odepchnęła go brutalnie i pobiegła w stronębudynku. Nie wierzę.Gdzie ona jest? Kilku policjantów zastąpiło jej drogę.Rzuciła się na nich. Muszę ją zobaczyć! Muszę! Dwaj mundurowi złapali jąza ręce.Wyrywała im się z całych sił.Jake pospieszył za nią. Puśćcie ją rzucił do policjantów. Ja się nią zajmę. Objął ją ramieniem.RS Nie. Głos jej się załamał.Wysunęła się z jego objęć, bała się, że rozsypie sięprzy najmniejszym dotknięciu.Z trudem podeszła do latarni i oparła dłonie o słup.Opuściła głowę.Oddychałaciężko, jakby miała za sobą wielokilometrowy bieg.Brewster nie spuszczał jej zoka. Pani Scott, gdzie była pani wczoraj koło szóstej? Proszę dać jej chwilę poprosił Jake. Nie mam czasu.Pani Scott?Nie odpowiadała.Nie była w stanie się ruszyć.Jake odpowiedział za nią: Była ze mną.Na kolacji. Gdzie? U niej.Brewster zmarszczył brwi. U niej? Wysłałem tam patrol.Pusto, dom splądrowany.Policjant mówił, żewidział ślady walki. Poświecił na Jake'a latarką. Co się stało z pana twarzą,Wise?Jake zasłonił oczy, żeby zyskać trochę czasu.Czy Suzanne znała Franka? Czyte dwa morderstwa coś łączy? A może jedyny wspólny element stoi kilkametrów od niego, pogrążony w wyrzutach sumienia? Albo smutku?Nie wiedział, co jest tajemnicą, a co nie, więc skłamał: Zderzenie z drzwiami.Brewster spoważniał. Musiały to być spore drzwi, skoro ma pan takie rany. Szkoda, że pan ich nie widział.Brewster się skrzywił nie uwierzył, ale oszacował Jake'a w myślach i doszedłdo wniosku, że niewiele z niego wyciągnie.Zresztą teraz to i tak nieważne, bo Margo wzięła się w garść wyprostowałasię, oparła o latarnię, skrzyżowała ramiona na piersi.Wydawała się zmęczona,ale na Brewsterze nie robiło to wrażenia.Poczłapał w jej stronę jak grizzly napolowaniu. Kiedy po raz ostatni widziała pani ofiarę? Westchnęła. Wczoraj.Tam. Skinęła głową w stronę parku.Jake przypomniał sobie, żeMargo wczoraj pojechała na starówkę.Nie mówiła, że spotkała się z Suzanne. O godzinie.? Machnęła ręką. Nie wiem.Koło południa.Może koło pierwszej. Co robiła w parku? Urządziła sobie piknik. Margo uśmiechnęła się smutno. W środku dnia? A sklep? Zamknęła.%7łachnął się. Też mi etyka pracy. Suzanne była wolnym duchem. Margo stanęła w obronie reputacjiprzyjaciółki.RSJake widział ją tylko raz i przez kilka minut, ale słowa Margo pasowały do niejjak ulał.Beztroska, swobodna.taka osoba niewiele miałaby do powiedzeniaFrankowi.Z drugiej strony to doskonała przykrywka.Czyżby i ona obserwowała Margo? Jak długo się widziałyście? ciągnął Brewster. Kilka minut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]