[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podejrzewałem, że najeźdźcy nie wynaleźlitych komórek.Zacząłem nawet przypuszczać, że w gruncierzeczy sami niewiele stworzyli.Pomyślałem, że to rzeczywiście barbarzyńcy, a ich technika na macierzystych poziomach opiera się głównie na odkrytych przez nich elemen-144tach gotowych, które nauczyli się wykorzystywać do swych celów.Przyznanie swoim przodkom zasługi urządzeniaświata, w którym żyli, było wybiegiem dla ratowaniatwarzy.Nawet w głębi Asgarda byli po prostu małymizagubionymi chłopcami.Bez względu na to, ile biostrefzdążyli podbić w trakcie swoich wypraw.Kiedy się odkryje, jakim w istocie są prymitywnymludem, nietrudno sobie wyobrazić, jak nędznie muszą sięprezentować światy, nad którymi sprawują pieczę.Po takiej konkluzji nie dziwiło mnie już wcale, że naszapodróż w głąb poziomów nie przebiegała bynajmniejgładko.Nie było żadnego szybu komunikacyjnego prowadzącego bezpośrednio na dół aż do miejsca naszego przeznaczenia.Opuszczaliśmy się o trzy, cztery poziomynaraz, po czym ponownie przesiadaliśmy do samochodulub pociągu, który dowoził nas do kolejnego punktuzjazdowego.Wszędzie panował duży ruch i zacząłem sobiezdawać sprawę, jakim niesamowitym wyczynem musi byćw tych warunkach przerzucanie wojsk, a przez to, jakbardzo narażone na niebezpieczeństwo są ich oddziaływ Mieście Pierścieniorbity.Od chwili osiągnięcia poziomu dwunastego (o ile niepomyliłem się przy liczeniu poziomów, które przeskakiwaliśmy) nie zauważałem już żadnych skupisk galaktycznych jeńców.Gdziekolwiek by spojrzeć, byli tylko i wyłącznienajeźdźcy, nieprzebrane ich rzesze: sami, z małymi wyjątkami, mężczyźni w mundurach, wszyscy, bardzo bladzi.Nie mogłem opędzić się od wspomnienia Myrlina i bio-techniki, która go stworzyła: przyspieszony wzrost, przymusowe faszerowanie umysłu.Doskonały sposób na wy-9 - Najeźdźcy z Centrum145hodowanie własnych żołnierzy.Zaciekawiło mnie przelotnie, czy w taki właśnie sposób zostali wyprodukowani ci żołnierze, naszpikowani iluzjami na temat swego pochodzenia i natury.Ale to nie miało sensu.Nic w zachowaniu neoneandertalczyków nie wskazywało na to, że kieruje nimi jakaś rasa panów.W drodze na dół obejrzałem małe wycinki około trzydziestu różnych poziomów.Ostatecznie wylądowaliśmy chyba na pięćdziesiątym drugim.Możliwe, że pomyliłemsię o dwa w jedną lub drugą stronę.Wierzchnie warstwybyły zupełnie wymarłe, brakowało oznak życia.Piątyi szósty poziom przypominały pierwszy i drugi.Byłybardzo zimne, choć nie tak jak trzeci i czwarty.Nie sposób upewnić się co do temperatury panującej na zewnątrz hermetycznych pojazdów, w których przemierzaliśmy obszary na tych poziomach, ale musiało być dobrze poniżej temperatury krzepnięcia.Poziomy oznaczone przeze mnie jako trzydziesteróżniły się od dwudziestych jaskrawym oświetleniemi gęstością zaludnienia.Za każdym razem, po opuszczeniuktóregoś z budynków kryjących w sobie szyby komunikacyjne, wyjeżdżaliśmy na ruchliwe ulice miast — na szerokie drogi z fasadami wysokich po sklepienie domów po obustronach, chodnikami, sklepami.Domyślałem się, że stanowiły one serce imperium najeźdźców.Były to poziomy, 146które podbili i skolonizowali w zamierzchłej przeszłości.Nie potrafiłem rozpoznać ich macierzystego poziomu,a moje pytania pozostawały bez odpowiedzi.Niebieskookiposprzeczał się ze starszym oficerem i siedział z nadąsanąminą i zaciśniętymi ustami.Jacinthe Siani trzymała mniena dystans, pragnąc pokazać swym nowym przyjaciołom,że twardo stoi po ich stronie.Bardzo rzadko dostrzegałem na ulicach przedstawicieliinnych ras, choć z pewnością widziałem teraz znaczniewięcej kobiet i cywilów.Pod względem fizycznym gatunekneoneandertalczyków wykazywał niezwykle małe zróżnicowanie.Przypuszczałem, że wszyscy oni wywodzili się z ograniczonego zasobu genów.Pasowało to do popularnejteorii, w myśl której Asgard był Arką, a jego liczneśrodowiska zostały zawczasu urządzone do zasiedleniaprzez potomków kilku wybranych jednostek.Może wszyscy najeźdźcy pochodzili od jednej pary, od jakiegoś Adama i Ewy.Teraz jednak byli tak liczni, że musieli zająćkilkanaście nowych środowisk, prócz tych wyznaczonychim pierwotnie jako ich Eden.Rzecz jasna, kolonizacja nie polegała jedynie na zajmowaniu dziewiczych obszarów.Gdyby odkrywali tylko puste tereny, teraz dysponowaliby może ledwie milionemwozów bojowych i armią złożoną z dziewięćdziesięciudziewięciu procent męskiej populacji.Nie natrafiłem jednak na ulicach na żadne świadectwa zdradzające los ujarzmionych ras.Kilku egzotycznych osobników, jakichwidziałem, mogło być ich niewolnikami albo znaturalizo-wanymi niedobitkami zgładzonej rdzennej ludności.Kiedy krążyliśmy po ulicach miast, umilałem sobie czasodrobiną spekulatywnej matematyki.9*147Przypuśćmy, że bladoskórzy pseudoneoneandertalczycy niedawno zasiedlili dwadzieścia halosystemów, każdy opowierzchni nie mniejszej od wszystkich lądów MatkiZiemi.Przy wydajnej produkcji żywności mogliby podwajać liczbę ludności co czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, więc do końca następnego stulecia musieliby zająć kolejnesześćdziesiąt halosystemów, z końcem drugiego stulecianastępnych czterysta osiemdziesiąt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]