[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.dlatego że wychodzę za Bena.Uparł się jak dziecko inie przyjmuje żadnych argumentów.Myślę, że jego obecność naślubie to marzenie ściętej głowy, a Ed jest w Afryce.Jack,chciałabym, żebyś mnie poprowadził do ołtarza.- Milczenie wsłuchawce się przedłużało.- Jack?- Kurde, Lucy.Przepraszam.nie mogę.Wiesz, że India nieżyje?- Oczywiście, Wszystkie bulwarówki się o tym rozpisywały.Nieod ciebie się o tym dowiedziałam, bo ty nigdy mi się nie zwierzasz.- Miała dziecko - wszedł jej w słowo.- Tak, wiem, ale.- Lucy, to jest moje dziecko.Ma na imię Freddie, to mój syn.Sąd ustanowił mnie jego prawnym opiekunem i.och, siostrzyczko,jak ja cię potrzebuję.Tracę grunt pod nogami.Nie wiem, co mam ztym dzieciakiem robić.Zawróciła do kuchni, żeby usiąść przy stole, któryprowizorycznie tam wstawili.- Jack, niemożliwe.Ile on ma lat?- Mało.Prawie trzy.Nie wiem.Nie wiem, co mam robić, żebymnie zaakceptował.Tęskni za matką, tym bardziej że nie mazielonego pojęcia, kim jestem.Lucy, nie mogę go teraz zostawić anitym bardziej przywiezć do was.Za daleko.Zamieszanie wokółwaszego ślubu jeszcze bardziej by go zaburzyło.158RSNie przyjedzie.I został ojcem.To liczy się najbardziej,pomyślała, tłumiąc rozczarowanie.- Ojciec na pewno mi nie pomoże.Powie, że sam sobie tegopiwa nawarzyłem.- Pewnie tak - przytaknęła z przesadnym przekonaniem.- Kiedyśsię opamięta.- Zazdroszczę ci optymizmu.Lucy, co ja mam robić z tymmałym? Co mu powiedzieć, żeby go obłaskawić?- Wyobraz sobie, że jesteś na jego miejscu, staraj się gozrozumieć i bądz dla niego dobry.I zastanów się nad powrotem doPenhally.Nie musisz sam z nim się borykać.Roześmiał się sceptycznie.- W tej chwili nawet nie wiem, czy to przeżyję.Wiesz, jak tojest.Przy stole operacyjnym na ratunkowym pełnym ofiarweekendowych wypadków czuję się jak ryba w wodzie, ale jestemkompletnie bezradny, kiedy małe dziecko wpatruje się we mnie przezcały dzień wielkimi niebieskimi oczami.Freddie potrzebuje mamy.Jego rodzona mama była do niczego, ale przynajmniej go kochała.-Głos mu się załamał.- Jack, poradzisz sobie - rzekła cicho.- Gdybym nie była w takzaawansowanej ciąży, przyjechałabym do was, ale.- Nie wygłupiaj się - ofuknął ją brat.- Wychodz za Bena.Będę owas myślał w poniedziałek, ale naprawdę nie mogę przyjechać.Przepraszam, siostrzyczko.- Nie przepraszaj.Uważam, że to słuszna decyzja.Ucałuj go odcioci Lucy i uważajcie na siebie.Wyślę wam kawałek tortu.159RS- Koniecznie.Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko.Bardzo ciękocham.- Ja ciebie też.Z ciężkim sercem oparła komórkę na brzuchu i przeniosła wzrokna Bena.- Nie przyjedzie.Ma syna o imieniu Freddie.Dopiero teraz się onim dowiedział.Ma z nim problemy i nie może go zostawić.Ben, niebędzie nikogo z mojej rodziny.Ani jednej osoby.- Słonko.- Przykląkł obok niej i mocno ją objął, a wtedydziecko wymierzyło mu potężnego kopniaka.Spojrzał na nią zuśmiechem.- To nieprawda.Ja będę oraz nasze dziecko.Nie wiem,czy ci to wystarczy, ale my też jesteśmy twoją rodziną i stawimy się wkościele.Więc nie będziesz taka osamotniona.Położyła dłoń na brzuchu i uśmiechnęła się przez łzy.- Masz rację, kochany.Nie będę samotna.Wy dwoje jesteściedla mnie wszystkim, niczego więcej mi nie trzeba.Kate zapukała do drzwi gabinetu Nicka, po czym weszła dośrodka.Stał w oknie z zaciśniętymi zębami i ramionami splecionymina piersi.- Nick.- Nie idę.- Dlaczego?Zwrócił się ku niej, wzdychając złowróżbnie.- Wiesz, dlaczego.160RSNie wolno jej do tego dopuścić.Nie wolno pozwolić, byzignorował ślub córki, bo kiedy przyjdzie chwila refleksji, będziezmuszony walczyć z kolejnym pokładem poczucia winy.- Musisz.To nie jest twój dzień, ale twojej córki.Oraz jej matki.- Jej nieżyjącej matki - poprawił ją.- Otóż to.Matki, której dzisiaj przy niej zabraknie.Która niebędzie ocierać łez wzruszenia, siedząc obok niej.Lucy nie prosi cię,żebyś poprowadził ją do ołtarza, ja też na ciebie nie naciskam.Podjąłsię tego Mike Trevellyan.Lucy chce jedynie, żebyś tam był, razem zresztą wiernych, żeby nie czuła się osamotniona wśród tylu obcych.- On pozwolił jej umrzeć.- Nieprawda.Zrobił wszystko, co było w jego mocy, i byłzrozpaczony, gdy umarła.Ben kocha Lucy.Będzie dobrym mężem iojcem.Da jej szczęście, czego w tej chwili o tobie powiedzieć niemożna.Idziesz czy nie?Przez moment bała się, że odmówi, ale po chwili wahania zdjąłpłaszcz z wieszaka, wzruszył ramionami i energicznym ruchemotworzył drzwi.- Chodzmy, nie wypada się spóznić.Nie mógł zrozumieć, co się z nim dzieje.Jedzie na ślub Lucy do kościoła, w którym pochowano jego ojca,brata i żonę.Miał ochotę zawrócić, ale Kate by mu nie pozwoliła, a poza tymmiała rację.Powinien tam się znalezć, w zastępstwie matki Lucy.Zdumiał się, widząc, że parking przed kościołem jest pełny tak,że musiał zostawić samochód pod zajazdem, kilkadziesiąt metrów161RSdalej.Gdy spiesznym krokiem szli w stronę kościoła, wytwornymautem Mike'a Trevellyana ustrojonym wstążkami zajechała Lucy.Nick aż się potknął, gdy zobaczył, jak Mike pomaga Lucy wysiąść.To on powinien tam być.Poprowadzić ją do ołtarza zamiast tegoobcego mężczyzny.Przyspieszył kroku, Kate za nim.Znalezli się w kościele, gdyzagrała muzyka, a Lucy już szła środkiem nawy.Kate wsunęła mukwiat w butonierkę i lekko pchnęła go do przodu.Ben stał przed pastorem wyprostowany jak struna.Kiedyodwrócił wzrok na Lucy, jego spojrzenie na dłuższą chwilęzatrzymało się na Nicku, po czym przeniosło się na pannę młodą.- Przyszedł - szepnął Ben.- Kto?- Twój ojciec.Rozejrzała się.Dostrzegła go w głębi kościoła.Sprawiałwrażenie człowieka, który nie wie, jak zostanie przyjęty.Posłał jejuśmiech, smutny i przelotny.Pozdrowiła go, nieznacznie unoszącdłoń, ale on pozostał w bezruchu.Wszyscy zebrani wstrzymali oddech, ale ona po chwili dała zawygraną i zwrócił się ku pastorowi.Ben chwycił ją za rękę, żebydodać jej otuchy.Ojciec przyszedł.Powiedział, że nie przyjdzie, ale przyszedł.Mike stał tuż obok, nie wiedząc, jak się zachować, ale ona tylko sięuśmiechnęła do pastora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]